Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożegnanie Maćka

Redakcja
Piszę te słowa ze ściśniętym sercem i jakimś wewnętrznym sprzeciwem wobec bezwzględności losu. Dlaczego On? Niedawno staliśmy przecież nad grobem żony Maćka, Doroty Terakowskiej, która odeszła wtedy, gdy stała się znaną i poczytną pisarką. Teraz On poszedł za Nią, jakby nie mógł się pogodzić z tą stratą. Po pogrzebie Doroty ważył około 50 kilo, był ogromnie wyczerpany jej chorobą i śmiercią, ale nie liczyliśmy się z najgorszym, myśleliśmy, że jakoś się pozbiera. Niestety, jego organizm załamał się ostatecznie.

(MACIEJ SZUMOWSKI 1939-2004)

   Był jednym z najbardziej lubianych i szanowanych przyjaciół, jakich miałem w życiu. Był bliski wielu ludziom, nawet takim, którzy go osobiście nie znali, ale czytali jego artykuły i oglądali filmy. Mieszkaliśmy przed laty w legendarnym domu studenckim "Żaczek", gdzie wraz z Leszkiem A. Moczulskim podczas nocnych posiadów nakłonił mnie do zajęcia się "Kurierem Akademickim", z którego wykluło się czasopismo "Student" - kolebka poetyckiej Nowej Fali. A w okresie stanu wojennego bywałem u Szumowskich niemal codziennie, i chociaż sami byli w trudnej sytuacji życiowej, zawsze znajdowali jakieś dobre słowo wspierające mnie - prezesa zawieszonego ZLP i redaktora naczelnego też zawieszonego miesięcznika "Pismo". Podobnie jak goście skromnego mieszkania z antykomunistycznej opozycji.
   Przeżywałem ich problemy - ataki Służby Bezpieczeństwa, np. w postaci próby zmontowania afery wokół 16-letniej córki Kasi, którą chciano wrobić w porwanie samolotu z bronią w ręku. Byłem także świadkiem, jak umierał ich ulubiony dog, otruty przez człowieka, który udawał posłańca pocztowego. Tak Maciek płacił za swoją odwagę, kiedy po Sierpniu 1980 r. kierował "Gazetą Krakowską", która stała się najgłośniejszym bodaj dziennikiem komunistycznej części Europy, rozchwytywaną przez czytelników gotowych nawet przepłacać, by ją dostać, czytana regularnie przez papieża Jana Pawła II. Na jej łamach publikował m.in. Tadeusz Mazowiecki.
   Wtedy rozwinęły się ogromnie cechy Maćka, które znaliśmy od dawna: prawdomówność, rzetelność, rozwaga, życzliwość ludziom, umiar w ich ocenianiu. Pracując w krakowskiej telewizji od 1965 r., wkrótce dał się poznać jako przebojowy autor cyklu "Polska zza siódmej miedzy", w którym posługując się wielością punktów widzenia, ukazywał bez osłonek, jak naprawdę ludzie żyją w Polsce. Po latach wspominał: Wiem na przykład, że Gomułka strasznie się pieklił po tych moich filmikach i koniecznie chciał mnie zdjąć. Nie zdążył, bo przyszedł Grudzień, a potem mała, gierkowska odwilż. Wówczas też dostałem za ten cykl Nagrodę Dziennikarską im. Prusa, a wkrótce potem cykl "ucięto". Jeszcze tylko Wajda chciał zrobić z tego film fabularny, do którego miałem napisać scenariusz. W latach 1971-74 Maciek był członkiem Zespołu Filmowego "X" Wajdy.
   Miarą wiarygodności Szumowskiego może być i to, że kiedy w Marcu 1968 r. studenci skandujący "prasa kłamie" nie chcieli rozmawiać z żadnym dziennikarzem, zaakceptowali tylko Maćka.
   "Gazeta Krakowska" pod redakcją Maćka i Doroty stała się legendą, napisano o niej prace naukowe, cytują ją historycy polscy i zagraniczni. Ten fenomen legalnie ukazującego się dziennika w kraju komunistycznym, który pod wodzą Szumowskiego wyruszył do boju o podstawowe wartości ludzkie i demokratyczne, godny jest nadal uwagi. Redaktor naczelny zarówno wtedy, jak zwłaszcza po dymisji był atakowany nieraz w sposób niewyobrażalnie obrzydliwy, by przywołać paszkwil krakowskiego dziennikarza w warszawskiej "Kulturze" pt. "Wirowanie pod Wawelem". Sympatyzowały z nim natomiast zarówno umiarkowane koła w partii, jak rzesze uczciwych ludzi wszelkich orientacji politycznych. Nie był mściwy: w wywiadzie udzielonym tuż po upadku PRL właśnie dla "Gazety Krakowskiej" mówił: Sądzę, że pora kończyć z tak ostrymi podziałami my - oni i czarno-białą wizją świata. Tak naprawdę, to ona chyba nigdy nie odpowiadała rzeczywistości.
   W latach 1982-89 Maciek był współpracownikiem Niezależnej Telewizji przy kościele w Mistrzejowicach, gdzie zrealizował m.in. film "Ballada o strajku". W 1989 r. kierował komitetem wyborczym "Solidarności" w Krakowie. Nic dziwnego, że kiedy PRL upadł, miał w zasięgu ręki różne awanse, ale w przeciwieństwie do wielu byłych działaczy opozycji nie przyjął żadnego: ani funkcji szefa ogólnopolskiej, ani krakowskiej telewizji czy oferty kandydowania na posła z ramienia Unii Demokratycznej. Zgodził się jedynie być członkiem Komisji Likwidacyjnej RSW "Prasa", co nie trwało długo.
   Wiele zjawisk III Rzeczpospolitej martwiło go, miał krytyczny stosunek do polityków. Powiedział: Wolę pozostać szeregowym reporterem i założył własną, niewielką firmę producencką, realizując filmy o problemach transformacji pod hasłem "Polski poślizg kontrolowany". Aby być obiektywnym, uczył się zasad ekonomii, ale deklarował: Stanąłem po stronie pokrzywdzonych, choć słabszych. Dziennikarz powinien zawsze stać po stronie słabszych. I tak w gruncie rzeczy było w całej jego twórczości prasowej, telewizyjnej i filmowej, m.in. w cyklach "Cena decyzji" i "Dokument dla syna", w filmach dokumentalnych jak "Czy w Oświęcimiu Bóg jest jeden?", "McDonald’s, czyli wejście smoka". Za wysoki poziom warsztatowy, ale także intelektualny i etyczny otrzymał kilka liczących się nagród, m.in. Złoty Ekran i wyróżnienie Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w 1974 r.
   Będzie nam bardzo brakować Maćka - jego życzliwości dla ludzi, poczucia humoru, dystansu połączonego ze zdolnością do bezkompromisowego angażowania się, prawości. Kiedyś powiedziałeś mi, że chyba jesteś niedzisiejszy, ale my to właśnie w Tobie ceniliśmy - i takim Cię zapamiętamy.
JAN PIESZCZACHOWICZ
\\\*
   Z ciężkim sercem, wypełnionym niedowierzaniem i poczuciem niesprawiedliwości losu, piszę pierwszy od lat tekst do gazety. Umarł Maciej Szumowski i to jest wiadomość, której umysł nie chce do siebie dopuścić, a którą musi wykrzyczeć.
   Odszedł człowiek bardzo kruchy, skrajnej delikatności, jednocześnie obdarzony taką siłą ducha i charyzmatu, iż niemożliwe jest, aby śmierć całkowicie zdmuchnęła Jego istnienie. To jedna z tych wielkich postaci, które nie pchały się przed sztandary i dopiero pozostawiony przez nie świat dostrzega, że powstała wyrwa osierocenia jest głęboka jak otchłań.
   Nigdy nie pracowałem zawodowo z Szumowskim, ale los dał mi szczęście długiego czerpania z blasku, jaki od niego bił. Kiedy zaczęła się dramatyczna polska jesień 1980 roku, środowisko dziennikarskie Krakowa, podobnie jak w innych miastach, falowało niepokojami i neurotyczną wolą przemian ku wolności. Od pierwszej chwili było jasne, że mamy tylko jednego lidera, przejrzystego w swej uczciwości jak kropla źródlanej wody, i to oczywiście był Szumowski. Słuchało się go z rozdziawionymi wręcz ustami. Nikt jak on nie potrafił tak prosto i tak zadziwiająco lekko werbalizować ówczesnych dążeń. Cokolwiek by powiedział, absolutnie doskonale przystawało do pragnień lepszego życia, przywracania wiary w uczciwość i moc prawdy. To była bardzo wyrazista cecha duszy Maćka; słuch absolutny wobec imponderabiliów, liryczne rozumienie potrzeb ducha i ludzkiej godności innych. Szumowski był nie tylko dziennikarzem. Był wielkim humanistą, genialnym intuicjonistą, arcymistrzem wrażliwości i poetą porozumienia między ludźmi.
   Gdy dzięki przyjaźni nieocenionego Zbigniewa Reguckiego dostał szansę redagowania gazety, wykorzystał siebie i rzeczywistość do maksimum. W powojennej historii walki polskiego dziennikarstwa o wolność słowa można wyróżnić tylko trzy kamienie milowe: tygodnik "Po prostu" w okresie 1956 r., "Gazetę Krakowską" w latach 1980-81 oraz pojawienie się "Gazety Wyborczej" w 1989 r. po upadku zmurszałego aparatu cenzury i PZPR. Oczywiście istnieje "Tygodnik Powszechny", ale jego zasługi to nieco inna historia. W okresie "solidarnościowej" burzy Szumowski redagowaną przez siebie gazetą ucieleśnił tak upragniony model komunikowania społecznego. Obsesyjnie wręcz stosował zasadę "audiatur et altera pars", ukazując, że zawsze należy wysłuchać wszystkich stron dialogu. Tępy aparat władzy na ogół nie potrafił zrozumieć, że tylko tędy wiodła droga do łagodzenia napięć w gotującym się od konfliktów kraju i że tak naprawdę Szumowski i jemu podobni działają na rzecz kształtowania postaw obywatelskiej odpowiedzialności. Dlatego nie waham się nazwać Macieja Szumowskiego jedną z największych postaci Polski posierpniowej. Szkoda tylko, że w pełni uzmysławia to dopiero jego śmierć.
   Jakże niesprawiedliwe jest, że po odzyskaniu wolności Polska nie umiała skorzystać z genialnego słuchu społecznego Szumowskiego i jego wrażliwości na wartości. Sam spróbował, pomagał utworzyć w Krakowie niezależną gazetę, ale widząc prawicowe zacietrzewienie jej twórców odsunął się. Jaka szkoda. Przecież wszystko, za co się brał, było najwyższej próby. Jak to się stało, że dla brylantowego talentu Szumowskiego nie znalazło się godne miejsce w warunkach bez opresji i zakazów?
   W niecały miesiąc dołączył do kobiety swojego życia. Jakże różna osobowościowo, a przez to fascynująca była to para! Dorota - wyniosła, pozornie nie znosząca sprzeciwu, agresywnie stanowcza, Maciek wsłuchany, skromny, wyciszony. Po wielekroć, będąc blisko nich w latach 80., zastanawiałem się nad tajemnicą tego związku i wiem, że podobnie czyniło wiele osób z bliskiego środowiska. I dopiero niedawno, zanurzywszy się w trudnym świecie powieści Terakowskiej, zacząłem pojmować, co ich tak głęboko łączyło.
   Ale to już jest bez znaczenia. Zostaje osamotnienie. I legenda.
KRZYSZTOF W. KASPRZYK
   
   Autor, b. dziennikarz i publicysta, w latach 1980-81 prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Krakowie. Od 1991 r. w służbie zagranicznej RP, m.in. do jesieni 2003 r. konsul generalny RP w Los Angeles.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski