Ryszard Terlecki: TO TYLKO POLITYKA
Po pierwsze, bardzo trudno jest ustalić wspólny tekst deklaracji odnoszącej się do wydarzeń historycznych, skoro jedna ze stron (przedstawicielem LiD, a właściwie SLD, był w tych rozmowach poseł Tadeusz Iwiński) kwestionuje historyczne fakty. Jednym z problemów spornych okazało się - według przedstawiciela SLD - nieuzasadnione użycie w uchwale przymiotnika "komunistyczny", ponieważ, jego zdaniem, komunizmu w Polsce nie było. A co było? To, niestety, z wypowiedzi posła lewicy nie wynikało zbyt jasno. Rzeczywiście, w Związku Sowieckim czy w Czechosłowacji rządząca partia nazywała się komunistyczna, natomiast w Polsce unikano tej nazwy jako zbyt drażniącej w kraju, w którym komuniści zawsze opowiadali się przeciwko niepodległości. Dlatego wymyślano nazwy-uniki, maskujące rzeczywiste intencje ich założycieli: najpierw była to Polska Partia Robotnicza (PPR), później Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Komuniści chętnie nazywali wprowadzoną w Polsce dyktaturę ustrojem socjalistycznym, co oczywiście oburzało prawdziwych socjalistów (niektórych, jak Kazimierza Pużaka, komuniści zdążyli już zamordować, innych przez długie lata trzymali w więzieniach, jeszcze innych zmusili do pozostania na emigracji). Dzisiaj udawanie, że komunizmu nie było, a Bierut, Gomułka, Gierek, Jaruzelski czy Rakowski kierowali partią socjalistyczną, ma taki sam sens jak twierdzenie, że sowieccy kolaboranci byli w rzeczywistości polskimi patriotami.
Czy w tej sytuacji warto poszukiwać kompromisu w sprawie wspólnej deklaracji całego Sejmu? Gdy okazało się, że poseł Iwiński nie zgadza się również na zdanie stwierdzające konieczność rozliczenia osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego, uznałem, że dalsze rozmowy nie mają sensu. Ostatecznie gabinet marszałka Andrzeja Niesiołowskiego opuszczaliśmy z tekstem przyjętym przez trzy kluby, tzn. PiS, PO i PSL. Teraz jednak słyszę, że negocjacje wznowiono i nadal trwa poszukiwanie "historycznego" kompromisu.
Czy w imię pozornej zgody Polaków warto przykrawać historię do poziomu politycznych uzgodnień? Czy dlatego, że wciąż jeszcze znaczna część polskiego społeczeństwa usprawiedliwia wprowadzenie stanu wojennego rzekomym "mniejszym złem" należy ukrywać fakty i zacierać prawdę? Czy gdyby taka sama część naszych rodaków np. twierdziła, że ziemia jest płaska, to dla świętego spokoju należałoby przyznać jej rację i odpowiednio zmodyfikować szkolne podręczniki?
Moim zdaniem będzie lepiej, gdy każdy z nas pozostanie przy swoim. Niech SLD broni Jaruzelskiego i Kiszczaka, a sejmowa większość niech nie uchyla się przed mówieniem prawdy. Nawet gdyby miało się okazać, że jakaś - mam nadzieję skromna - część elektoratu PO i PSL poczuje się zawiedziona. Bo elektorat PiS na okrajanie historii dla lepszego samopoczucia weteranów z SLD na pewno się nie zgodzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?