ażdy, w miarę przynajmniej doświadczony turysta wie, ile satysfakcji dać mogą niespodziewane skoki w bok. Oczywiście, nie te klasyczne (bo wiążą się z nimi nieuchronne najczęściej komplikacje...), ale z wygodnego, przetartego szlaku.
Tak właśnie jest w przypadku dość podłej drogi, skracającej znakomicie dystans między Strzyżowem a Niebylcem. Wprawdzie wiedzie ona przez miejsca dość odludne, pozbawione zupełnie tzw. bazy turystycznej, za to oferuje całkiem wartościowe atrakcje: rozległe panoramy, ciekawostki architektoniczne, spokój i ciszę.
Droga wspina się w Żarnowej na skolonizowane przed wiekami wzgórza. Wytrzebione na odpowiednio nasłonecznionych stokach lasy ustąpiły miejsca polom uprawnym; góra straciła może na malowniczości, zyskała za to wiele punktów widokowych, skąd roztaczają się widoki na sporą połać Pogórza Strzyżowskiego.
W miarę jak szosa przekracza coraz wyższe poziomice, maleje liczba przydrożnych gospodarstw. Opodal samotnej zagrody, przynależnej przysiółkowi Smukówka, znaleć można dość rzadki dziś element pogórzańskiego pejzażu: mały, przydomowy wiatraczek. Łatwo go przeoczyć - pozbawiony jest bowiem najbardziej charakterystycznej części, koła wietrznego - choć stoi najwyżej 30 metrów od drogi.
Młynek ten zaliczyć należy do typu turbin wietrznych, oryginalnej zupełnie konstrukcji, wznoszonej jedynie na południowych rubieżach Małopolski. Jest to swego rodzaju hybryda: pomysł użycia do napędzania kamieni młyńskich koła turbinowego przywieźli najprawdopodobniej reemigranci ze Stanów Zjednoczonych, zastosowanie go natomiast wymusiły warunki terenowe.
Zmienne i porywiste wiatry uniemożliwiały bowiem na Pogórzu budowę typowych dla innych regionów Polski wiatraków: dużych, poruszanych skrzydłami - śmigami. Wystarczyło spóźnić się z przestawieniem skrzydeł odpowiednio do kierunku i siły wichru, by kapryśne podmuchy łamały je. Domorośli konstruktorzy wymyślili więc system, najlepiej wykorzystujący zmienne wiatry, a przy tym nie wymagający nieustannego dozorowania. Na szczycie statycznych, trwale osadzonych na fundamentach budowli instalowano turbiny właśnie, koła najeżone licznymi łopatkami, łapiącymi każdy, nawet lekki podmuch - samonastawne, czyli dzięki osadzeniu na obrotowym wale i zaopatrzeniu w specjalny ogon bez niczyjej pomocy ustawiające się pod optymalnym kątem.
Takich wiatraków były kiedyś na Podkarpaciu setki. Elektryfikacja wsi okazała się dla nich zabójcza: rugowane przez niekłopotliwe, nie wymagające pracochłonnej konserwacji śrutowniki, masowo znikały z krajobrazu. Są więc już dziś rarytasem - i taki właśnie rodzynek uchował się przy peryferyjnej drodze. Warto go obejrzeć, warto zapoznać się z genialnie prostym mechanizmem mielniczym; to widok, o który lada dzień może być bardzo trudno.
Od wiatracznej zagrody niedaleko już do szczytu bezimiennego wzgórza - porośniętego w wyższych partiach lasem. Dziurawa, uniemożliwiająca szybką jazdę droga zaczyna się obniżać - i dociera do Gwoździanki, wsi długo izolującej się, dzięki swemu położeniu w otoczonej wzniesieniami kotlince, od świata. A we wsi drugie zdziwienie: autentyczna cerkiew.
Dawni mieszkańcy bowiem Gwoździanki w większości należeli do parafii grekokatolickiej, powstałej już w 1625 roku. Nie byli nigdy krezusami, toteż świątynię - pod wezwaniem świętych Kosmy i Damiana - zafundowali sobie skromną. Rozmiary jej urosły trochę dzięki dwóm rozbudowom, w 1902 i 1931 roku. W 1925 parafianie byli zdecydowani przystąpić do Kościoła rzymskiego - wyperswadował im to ówczesny proboszcz, po wojnie jednak do zlatynizowania cerkwi doszło.
Jest więc do dziś kościołem, dzięki temu zresztą przetrwała. Niestety, niewiele utrwalono w niej śladów dawnej przynależności. Pokryte polichromią ściany zostały zasłonięte pospolitą boazerią, ikonostas utracił swoje miejsce, odnowione elewacje skutecznie maskują leciwy wiek dawnej cerkwi.
Świątynia nie jest jedyną architektoniczną pamiątką przeszłości w Gwoździance. Mimo bowiem, że i w tej wsi ludzie pobudowali w ostatnich latach mnóstwo nowoczesnych domostw, zachowało się jeszcze sporo tradycyjnych gospodarstw. Stawiano je najczęściej na stromych stokach, dzięki czemu mocno zyskiwały na urodziwości: popodpierane umożliwiającymi zachowanie pionu wysokimi suterenami, albo zgoła kamiennymi postumentami, zaopatrzone w efektowne werandy, są do dziś prawdziwą ozdobą Gwoździanki.
Z którą jednak należy się pożegnać - bo jeszcze tylko nieduży pagórek i już Niebylec. A to niegdysiejsze miasteczko zasługuje na odrębną opowieść.
(wald)
Trasa liczy 8 km. Do Strzyżowa można dojechać koleją (z Jasła lub Rzeszowa), albo autobusami PKS (z Krosna 40 km, z Rzeszowa 32 km). Do Niebylca - na trasie Rzeszów - Sanok - tylko autobusami: z Rzeszowa 28 km, z Sanoka 48 km. Punkty gastronomiczne tylko w tych dwóch miejscowościach (ewentualnie jeszcze w Żarnowej), w Strzyżowie też możliwość znalezienia noclegu: schronisko młodzieżowe.
Fot. Autor
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?