Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PPS na własnym pogrzebie

Włodzimierz Knap
Z okazji kongresu we Wrocławiu otwarto pierwszą po wojnie linię tramwajową
Z okazji kongresu we Wrocławiu otwarto pierwszą po wojnie linię tramwajową Archiwum
15 grudnia 1948 * Rozpoczyna się zjazd zjednoczeniowy Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej * Powstaje PZPR * 66 lat temu z dawnej PPS niewiele zostaje poza nazwą

Wmaju 1948 r. Tadeusz Ćwik, ówczesny sekretarz Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS, zapytał działaczy szczebla wojewódzkiego partii o nastroje wśród szeregowych członków i działaczy średniego szczebla.

"Wszyscy odpowiadali mi, że są wspaniałe, członkowie ustawili się prawidłowo wobec zjednoczenia z PPR. Zadałem im więc powtórnie pytanie: A teraz powiedzcie mi szczerze, jak najbardziej poufnie. Wtedy odpowiadali: A to co innego" - napisał Ćwik.

Komuniści z PPR mieli świadomość, że starzy, prawdziwi socjaliści widzą w nich przeciwnika, a nawet wroga, i to największego. PPS była bowiem partią o wspaniałym rodowodzie, demokratycznym programie i takiejż praktyce. Kłopot jej polegał na tym, że komuniści, formacja totalitarna, mieniła się również lewicą, a stała za nimi, co najważniejsze, potęga Związku Sowieckiego.
PPS musiała zniknąć, bo taka była wola Stalina, choć w 1946 r. powiedział w Soczi: "PPS była, jest i będzie potrzebna narodowi polskiemu".

Kiedy jednak doszło w grudniu 1948 r. do likwidacji PPS, to ta formacja praktycznie w niczym nie przypominała dawnej, wspaniałej partii. Jej ówcześni przywódcy, z Józefem Cyrankiewiczem na czele, nie mieli już nic do powiedzenia, poza samokrytyką. Ci zaś, którzy mówili "nie" zjednoczeniu, jak Kazimierz Pużak, siedzieli w więzieniach. Roman Zambrowski, działacz PPR, przyznał, że na kongresie zjednoczeniowym działacze PPS czują się jak na własnym pogrzebie.

Zjednoczenie poprzez likwidację
Trzeba, żeby ktoś tam poszedł, przeżył i zobaczył tragedię ginącego narodu. Przecież to jest nowy sejm grodzieński - tymi słowami, łkając, Stanisław Stempowski wieczorem 14 grudnia 1948 r. namawiał swoją partnerkę Marię Dąbrowską, autorkę "Nocy i dni", by poszła na kongres zjednoczeniowy. Słynna pisarka w swoich "Dziennikach" przyznała, że ostro wówczas zareagowała: "Ja nie uważam, by to była tragedia narodu ginącego. Gdybym tak myślała, tobym nie poszła, tylko skończyłabym z życiem".

Złośliwa Dąbrowska
Dąbrowska, nawet ona, była przekonana, że 64 lata temu w Polsce "odbywa się jedna z wielkich przemian", dodając przy tym, że dzieją się "rzeczy złe pomieszane z dobrymi". Przekazała też swoje odczucia, pełne zgryźliwości. Zaczęła pod adresem wystroju Warszawy: "Dekoracja miasta była w ordynarnym guście. Ludzie mówią, że Warszawa na kongres osłupiała, a potem się zaczerwieniła". Kpiła ze "skromności" przywódców "ruchu robotniczego" przybyłych na kongres: "Sto aut najpiękniejszych, zagranicznych, że piękniejsze nie mogłyby stać na zajeździe dawnych hrabiów i książąt".

Z niesmakiem zauważyła, że kiedy przemawiał Bierut, to raz po raz przerywano mu w pół słowa. "Największym entuzjazmem odznaczały się krzyki na cześć Rosji i Stalina, tak że ani na chwilę nie można było stracić uczucia, że się jest już w głębi Rosji" - pisała. Autorka "Przygód człowieka myślącego" nie oszczędzała też swoich kolegów po fachu: "Pisarze siedzący przede mną zachowywali się manifestacyjnie aż do histerii.

Dobrowolski inicjował okrzyki na cześć Stalina i Rosji, pierwszy wstawał, klaskał, ostatni siadał. Tuwim, który wyglądał jak stary lichwiarz z obrazu nie pamiętam już którego mistrza, również krzyczał i klaskał, i wstawał, a prócz tego co chwila wyrzucał w prawo i w lewo zaciśniętą pięść (najohydniejsze pozdrowienie, jakie ludzkość kiedykolwiek spłodziła)".

Zwykła kolej losu
Racji nie mieli jednak ani Stempowski, ani jego partnerka życiowa, uważając, że kongres zjednoczeniowy, nazywany "kongresem zlania", był wydarzeniem wielkiej wagi. Na kongresie nie doszło do połknięcia PPS. To bowiem stało się znacznie wcześniej. Działacze PPS uczestniczyli między 15 a 21 grudnia 1948 r. we własnym pogrzebie. Mieli tego świadomość. Zresztą jej liderzy na kongresie w leninowsko-stalinowskiej pryncypialności nie ustępowali komunistom. Józef Cyrankiewicz (od lipca 1945 do grudnia 1948 r. sekretarz generalny Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS) w drugim dniu kongresu nazwał go jednym z największych wydarzeń w historii polskiej demokracji.

Najwięcej jednak czasu Cyrankiewicz poświęcił potępianiu... PPS począwszy od czasów przedwojennych. Swoją byłą już partię oskarżał m.in. o propagowanie kontrrewolucji. Stwierdził, że tylko nieliczni działacze starają się obecnie zmyć tę hańbę. Obwiniał lub krytykował swoich do niedawna partyjnych współtowarzyszy. Edwardowi Osóbce-Morawskiemu zarzucił "zdradzieckie próby izolowania PPR". O Bolesławie Drobnerze mówił: "Byli tacy, którym się zdawało, że gdy spacerują po krakowskim Rynku, to im się nawet wieża Mariacka kłania". Sala na te jego słowa zareagowała burzliwymi brawami.

Terror
Warto jednak pamiętać, że kiedy odbywał się kongres "zlania", więzienia były pełne pepeesowskich polityków, socjalistów z prawdziwego zdarzenia. W listopadzie 1948 r. przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Warszawie odbywał się proces, w którym sądzeni byli starzy polscy socjaliści, aresztowani przeważnie przed półtora rokiem, m.in.: Kazimierz Pużak, Tadeusz Szturm de Sztrem, Józef Dzięgielewski, Ludwik Cohn czy Wiktor Krawczyk. Oskarżeni byli o to, że w czasie wojny "nawoływali do walk bratobójczych, faktycznie działając na rękę Niemcom".
Szturmowi de Sztremowi postawiono zarzut ścisłej współpracy w czasie II wojny światowej z gen. Andersem i mocarstwami anglosaskimi, a dowodzić tego miało dostarczenie przez socjalistę fałszywej Kennkarty rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu! Pużak, sądzony wcześniej w Moskwie w procesie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, w ostatnim słowie w Warszawie mówił: "W tej chwili, gdy stoję nad grobem, byłoby nie do uwierzenia, gdybym zmienił poglądy". Miał wtedy 65 lat. Został, podobnie jak Szturm de Sztrem, skazany na 10 lat. Pużak odrzucił sugestię zwrócenia się do Bolesława Bieruta o łaskę. Trzymano go w nieopalanej celi, odmawiano leczenia, często przesłuchiwano, pytając zwłaszcza o Cyrankiewicza.

Dwa lata później Pużak zmarł. Pochowano go 5 maja 1950 r. w Warszawie. Reżim nie pozwolił jednak nawet na rozlepienie klepsydr o jego pogrzebie. Inny wybitny socjalista Adam Ciołkosz napisał, że Pużak "swoją wytrwałością i uporem dla sprawy polskiej przypominał Traugutta". Mógł tak napisać, bo przebywał w Londynie.

W rękach Stalina
Dziś wiemy, że los PPS, jak zresztą Polski, był przesądzony już w 1944 r., gdy Stalin przejął nad nią władanie. Naturalnie, że wówczas nie było to takie oczywiste. Nikt jednak nie powinien mieć już złudzeń po sfałszowanych wyborach styczniowych 1947 r. i finalizowaniu rozprawiania się przez komunistów z PSL Mikołajczyka.

W lutym 1947 r. prezydent Bierut wymógł na PPS, by doszło do zmiany premiera. Osóbkę-Morawskiego zastąpić miał Cyrankiewicz. I tak się stało, choć np. Drobner chciał, by PPS wydała deklarację, w której wyraziłaby dezaprobatę wobec wywierania "nacisku przez prezydenta na zmianę rządu". Sprzeciwił się temu inny PPS-owiec z Krakowa Lucjan Motyka, który uważał, że "należy zachować wszelkie pozory, by nie było podejrzeń, że dokonujemy zmian pod naciskiem PPR".

Polacy nie wiedzieli wtedy, dlaczego nastąpiła zmiana na fotelu szefa rządu. Osóbka-Morawski w latach 80. powiedział, że o zastąpieniu go przez Cyrankiewicza zadecydował osobiście Stalin. "On dokładnie mnie sprawdził i wiedział, że nigdy dobrowolnie nie zgodzę się na zmianę polskiej drogi do socjalizmu na radziecką" - czytamy w książce "Na scenie i za kulisami", która jest wywiadem rzeką z Osóbką.

PPS od momentu podjęcia współpracy z komunistami z PPR była skazana na zagładę. Porozumienie zawarte między PPS a PPR w październiku 1946 r., które zakładało równość między obu stronnictwami, było od początku fikcją. W 1947 r., zdaniem historyków (m.in. Jerzego Holzera, Krystyny Kersten, Andrzeja Paczkowskiego czy Janusza Wrony), z dawnej PPS niewiele zostało poza nazwą.

Sprzeczność i rozbicie
Historycy są zgodni, że podstawową słabością PPS po wojnie była sprzeczność między praktyką a teorią. W teorii socjaliści przekonywali, że są formacją na wskroś demokratyczną, wynoszącą spółdzielczą formę gospodarowania na piedestał. W praktyce godzili się na bestialskie metody komunistów. Trzeba jednak też przyznać, że w kwietniu 1947 r. PPS "wysunęła postulat likwidacji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, argumentując, że po amnestii nie będzie miało z kim walczyć" - jak czytamy w stenogramie z posiedzenia KC PPR. Ten postulat spotkał się z ostrą krytyką przywódców PPR, najmocniej ze strony Władysława Gomułki.

Gomułka zresztą nigdy nie miał zaufania do przywódców PPS. W 1946 r. obawiał się, że nie pójdą do wyborów w jednym bloku z PPR. Potem szczerze mówił, że o "powstaniu jednej partii nie będzie decydować PPS, a zadecyduje nasza partia". To Gomułka 30 kwietnia 1948 jako pierwszy komunista powiedział otwarcie, że obie partie muszą zlać się w jedną. Kierownictwo PPS nieśmiało odpowiedziało, że zjednoczenie nastąpić powinno, lecz nie od razu. Stanisław Szwalbe, przewodniczący Rady Naczelnej PPS, napisał w "Robotniku": "Proces zbliżenia PPS i PPR, ażeby był trwały, musi być długofalowy, dobrowolny". Był czerwiec 1947 r.
Komunistom kłopot sprawiało wówczas już niewielu socjalistów; o wiele bardziej martwiła ich wówczas trudna sytuacja ekonomiczna oraz silna pozycja Kościoła katolickiego. "Największy szkopuł to działalność Osóbki-Morawskiego" - narzekał w prowadzonym przez siebie dzienniku Bierut. Chodziło mu o to, że Osóbka, już jako minister administracji publicznej, usunął w ciągu trzech miesięcy 15 starostów i wicestarostów z PPR, zastępując ich ludźmi z PPS. Bierut sam siebie jednak przekonywał: "Ktoś nim kręci, wykorzystując jego zapalczywą głupotę".

Warto jednak pamiętać o słowach Romana Zambrowskiego, czołowego działacza PPR, z 9 lipca 1948. Na zebraniu władz wojewódzkich PPR przyznał, że komunistom udało się doprowadzić do tego, że "została wyryta przepaść między Cyrankiewiczem a Osóbką oraz Cyrankiewiczem a Szwalbem".

PPS musiała zniknąć również dlatego, że od lata 1948 r. Polska była jedynym krajem znajdującym się pod panowaniem Stalina, w którym działały dwie partie formalnie lewicowe: PPS i PPR. Komuniści szukali sposobu, by najcelniej uderzyć w socjalistów.

Temu służyć miała tzw. bitwa o handel. W teorii liderzy PPR ogłosili ją, by "walczyć ze spekulacją i drożyzną". W praktyce, jak pisał prof. Juliusz Bardach, prawnik i historyk, służyła "do ubezwłasnowolnienia PPS i uderzenia w domenę socjalistów, spółdzielczość". Prof. Czesław Bobrowski, PPS-owiec, przyznał we wspomnieniach: "Bitwy o handel nie było, bowiem atakujący nie napotkali na żaden sprzeciw. PPS wycofała się niemal natychmiast".

Kongres
15 grudnia od rana aula Politechniki Warszawskiej zaczęła się wypełniać. Kiedy na salę wchodzili kolejni dygnitarze, delegaci - w sumie było ich 1539, dwie trzecie reprezentowało dawną PPR, jedna trzecia PPS - wstawali i wręcz ryczeli "niech żyje!". Gośćmi honorowymi były dwie kobiety, ale jakże symboliczne: Zofia Dzierżyńska, wdowa po Feliksie, i Wanda Wasilewska, szefowa Związku Patriotów Polskich. Stalinowi wysłano telegram z okazji 60-lecia urodzin. Odczytał go Aleksander Zawadzki. Po słowie "genialny" wybuchł wielki aplauz dla uczczenia generalissimusa.

O 10.15 na trybunie stanął Bierut. Był na niej sam. Owacja na jego cześć trwała kilka minut i zakończyła się odśpiewaniem "Międzynarodówki". Tę pieśń delegaci potem śpiewali co chwila i przy byle okazji. Bierut za poprzedniczkę nowej partii uznał KPP! Uzasadniał, że była to "jedyną partia, która walczyła o prawdziwą niepodległość polskiego narodu". Przyznał, że "demokrację ludową Polska zawdzięcza Związkowi Radzieckiemu". Po nim powitanie wygłosił marsz. Żymierski. Jego przemówienie było troszeczkę mniej prosowieckie niż Bieruta. Ośmielił się wspomnieć o tysiącleciu historii Polski.

Maria Dąbrowska kpiła, pisząc: "Powitania trwały długo, gdyż każdy składał swoje credo polityczne, pilnując, aby nie brakło w nim żadnego słowa obowiązującej liturgii. Zdumiona byłam ilością »partii«, które witały kongres. Okazało się, że jest jeszcze nawet jakieś PSL, że istnieje Stronnictwo Pracy, trwa skupiające »inicjatywę prywatną« Stronnictwo Demokratyczne".
Przewodniczącym PZPR został Bierut. W 11-osobowym Biurze Politycznym znalazło się ośmiu członków politbiura PPR. Z dawnej PPS miejsce znalazło się tylko dla Cyrankiewicza, Adama Rapac-kiego i Henryka Świątkowskiego. Po 56 latach PPS przestała istnieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski