MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Praca i życie to jedno

Redakcja
Mieczysław Klima przy pracy Fot. Waldemar Bałda
Mieczysław Klima przy pracy Fot. Waldemar Bałda
Jedni zwą ich rzemieślnikami, inni - elegancko - rękodzielnikami; są entuzjaści, którzy rezerwują dla nich miano artystów, ale są i zawistnicy, posługujący się nacechowanym dezaprobatą określeniem z lat realnego socjalizmu "prywaciarz". Mieczysław Klima nie dba o etykietkę; on jest po prostu bednarzem. Jednym z ostatnich bednarzy.

Mieczysław Klima przy pracy Fot. Waldemar Bałda

Nie ma bednarzy i pewnie dlatego Mieczysław Klima nie patrzy wstecz, nie liczy sobie lat ani stażu. A miałby co

Osiemdziesiątka za nim, a entuzjazmu i radości życia bynajmniej nie traci. Wciąż krząta się po warsztacie, staje do pracy. To silniejsze niż przywileje wynikające ze słusznego wieku. To prawdziwe zamiłowanie.
Fachu uczył się zgodnie z odwiecznymi zasadami: nie z książek, a od mistrza. Mistrzem był dlań ojciec, jeden z ośmiu bednarzy, zarobkujących przed wojną w Woli Batorskiej, a jeśli liczyć z sąsiednim Zabierzowem Bocheńskim, dokąd się przeprowadzili, jednym z 22. Ojciec umiał wszystko - przed kim miał wiedzę kryć? Przed synem?
Przekazał mu ją. Rzetelnie, dogłębnie, ze szczegółami. Inaczej nie uchodziło: dla partacza miejsca by na rynku nie znalazł, bo choć zbyt na beczki, wiadra, cebrzyki, dzieżki, balie czy wanienki był wielki, to ludzie płacili przecież za solidną robotę, a nie za byle co. Te nauki zostały Mieczysławowi Klimie do dziś. Nie uznaje byle czego, wszystko musi być wedle przepisu.
A przepis nakazuje staranność. I postępowanie w kolejności, której nie zadekretował żaden urzędnik, lecz wieloletnia praktyka. Najpierw więc łupie się dębowy klocek (koniecznie bez sęków!); wcześniej, jeszcze w lesie, musi być przycięty na odpowiednią długość. Łupie siekierą na cztery części, tak, aby zachować pionowy układ słojów (w przeciwnym razie beczka będzie przepuszczać); potem ociosuje się klepki toporkiem, a gdy to gotowe - siada przy kobylicy i struga ośnikiem. Tu nowoczesność daje trochę wyręki, bo przy wielkich beczkach, a więc dużych klepkach, można sobie trochę ulżyć zastosowaniem strugarki z nożami profilowymi, ale mniejsze wyroby wymagają nadal stuprocentowego rękodzieła.
Żadna maszyna natomiast nie zastąpi człowieka przy pasowaniu klepek. To robota iście jubilerska, bez lupy wprawdzie, ale z całym arsenałem wzorników na podorędziu. Nie kupi się ich w sklepie, trzeba samemu dochodzić, do czego jakie powinny być, do jakich rozmiarów - i zrobić; niektóre pan Mieczysław przejął po ojcu.
Spasowane klepki wkłada się w obręcz, następnie rozpala ogień z wiórów - i grzeje drewno. Niezmiękczone nie poddadzą się woli człowieka, nie stworzą szczelnej, zwartej i jednolitej struktury. Po 20 minutach intensywnego ogrzewania tracą sztywność, ulegają ściskaniu. Łączą się. Taką obróbkę należy ponowić - z drugą stroną beczki.
Teraz czas czyszczenia - a więc, do wyboru: albo wyrównywanie wszelkich zadziorów strugiem, albo wypalanie wnętrza. Jeśli beczka jest przeznaczona do przechowywania alkoholu wyższej klasy - śliwowicy na przykład - musi być wypalona. Przy tylu czynnościach detalem wydaje się już dopasowywanie denka: prostych klepek, łączonych gwoździami, zaś uszczelnianych suchymi łodygami pałek wodnych. Sposób prosty, niezrównany.
A całość? Dużej beczki, 50-litrowej, krócej niż za 10 godzin zrobić się nie da. Mała, zgrabna, 6-litrowa zabiera o połowę dłużej. Dlatego w przypadku beczek zależność między pojemnością a ceną jest odwrotnie proporcjonalna.
Cały proces - od początku do końca - niezmienny od lat. Odstępstwa od zasad, jakim byli wierni bednarze sprzed wieków, są tylko dwa: jedno - to ta strugarka, pomagająca przy formowaniu klepek, drugie zaś - heblarka, którą można oszczędzić ręce podczas ich pasowania. Ale coś za coś: ręcznie pasuje się szybciej, heblarka zabiera więcej czasu, bo jest skora do robienia karbów, które niweczą starania o szczelność.
Tyle ulg. Bednarstwo to autentyczna manufaktura. Z coraz większymi przeszkodami: trudno o obręcze z odpowiedniej stali, rośnie cena surowca - bo tu nie da się opędzić najmniejszym kosztem, potrzebne jest bowiem drewno wybierane, przynajmniej dwa razy droższe od normalnego. A klient też przecież ma jakieś ograniczenia…
Bo klient jest w tym najważniejszy. Robi się tylko tak, jak on chce. Więc choć każdy wie, iż dąb jest królem drzew, to jeśli nabywca życzy sobie wyrobu z drewna iglastego, trzeba mu uczynić zadość. Dlatego beczki na śledzie albo maślniczki, dzieżki na ciasto tudzież balie robiło się zawsze z iglastego. Trochę bardziej wyrozumiałego niż dąb: jest miękkie, denka obywają się bez uszczelek. Wszystkie jednak pojemniki na alkohol oraz kwaśne płyny muszą być dębowe.
O bednarstwie pan Mieczysław może opowiadać godzinami. Niedzisiejszy człowiek: nie dopuszcza do siebie powszechnego przekonania, że wiedza to coś, czego za darmo się nikomu nie przekazuje, bo tym samym można obniżyć swoją rangę… On jest ponad takimi partykularyzmami; a jeśli troszczy się o tajniki swej profesji, to tylko z troski o przyszłość fachu. Nie ma bednarzy na rynku.
Sam przekonał się o tym w okolicznościach cokolwiek komicznych. Kiedy jego syn starał się o uprawnienia rzemieślnicze w cechu w Krakowie, skierowano go na praktykę do… stolarza, wyspecjalizowanego w naprawie antyków. Owszem, nauczył się czegoś, ale z innej zgoła bajki. Egzaminowany zaś był przez mistrza bednarstwa, który nie pamiętał, kiedy po raz ostatni robił beczkę, od lat bowiem zarobkował jako reperator beczek w winiarniach!
Nie ma bednarzy i pewnie dlatego Mieczysław Klima nie patrzy wstecz, nie liczy sobie lat ani stażu. A miałby co… Zaczynał przyuczanie jako 10-, może 12-latek, na poważnie zajął się bednarstwem w wieku lat 14. Dziś ma 81 - z czego nie przy kobyłce, nie w warsztacie minęły mu zaledwie cztery: trzy na robotach przymusowych w Niemczech, jeden w wojsku. I tyle było rozbratów…
Więc jak mu się dziwić? Że wciąż łupie, ociosuje, struga i pasuje; że wytęża siły (których, jednak, jakby mniej) i nie potrafi się z tym rozstać?
Są tacy, dla których praca i życie to jedno.
I nie ma znaczenia, jak ich zwać: rzemieślnikami, rękodzielnikami, artystami czy prywaciarzami. Bo najważniejsze, że są.
WALDEMAR BAŁDA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski