Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca z wyroku - więcej pożytku czy kłopotu?

MACIEJ PIETRZYK
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Zamiast trafiać do więzień, mogą nadal cieszyć się swobodą. Pod warunkiem, że w określonym czasie odpracują swoje przewinienia. Karę ograniczenia wolności w postaci prac społecznych w Polsce co roku odbywa kilkadziesiąt tysięcy osób. Pożytek z "robót przymusowych" nadal budzi jednak wątpliwości.

Fot. Archiwum

SPOŁECZEŃSTWO. Jedni są warci złota, inni piją i zastraszają opiekunów.

Na prace społeczne skazywani są sprawcy wykroczeń i niegroźnych przestępstw. Przeważnie są to pijani rowerzyści, osoby niepłacące alimentów i mające na koncie drobne kradzieże czy wyłudzenia. Pozostają na wolności, ale za to mają obowiązek świadczenia bezpłatnej pracy. W zależności od winy, w wymiarze od 20 do 40 godz. w miesiącu przez okres od 1 do 12 miesięcy. W ubiegłym roku na taką karę w całym kraju skazanych zostało ponad 80 tys. osób. Podobnie było w 2010 i 2011 r.

- Mamy przepełnione więzienia. Dlatego odpracowanie winy zamiast czekania w kolejce na odsiadkę wydaje się idealnym rozwiązaniem. W praktyce na razie nie wygląda to najlepiej - mówi dr Paweł Moczydłowski, socjolog i kryminolog.

Problem ukazuje ubiegłoroczny raport Najwyżej Izby Kontroli. Wynika z niego, że prace społeczne rzadko spełniają swoją podstawową, resocjalizacyjną rolę. Kontrole wykazały, że skazani przeważnie niesolidnie wykonują swoje obowiązki, grożą osobom nadzorującym ich pracę czy zgłaszają się do niej pijani.

- Owszem, zdarzało się, że przychodziły do nas osoby, których nasi pracownicy się bali. Ale pojawiali się też ludzie, którzy okazali się bardzo pomocni - mówi Krzysztof Radwan, dyrektor Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.

Muzeum jest jedną z kilkunastu publicznych instytucji w Krakowie, które prezydent miasta i marszałek województwa na wniosek prezesów sądów rejonowych wyznaczyli do odbywania prac społecznych. Na liście znajdują się też m.in. Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Muzeum Archeologiczne, Krakowska Medyczna Szkoła Policealna czy Szpitale Jana Pawła II i Babińskiego. W 2012 r. na pracę w nich krakowskie sądy skazały ponad 1,6 tys. osób.

W większości miejsc skazani wykonują proste prace, które nie wymagają dużych umiejętności. Choć zdarzają się też inne przypadki.

- Mieliśmy osobę bardzo biegłą w informatyce, która bardzo się przydała w pracy przy naszym systemie - mówi Jerzy Woźniakiewicz, dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. Przyznaje, że skazani nie zawsze przykładają się do swoich obowiązków, ale mimo to dotychczasowe doświadczenia z ich zatrudnianiem ocenia pozytywnie.

Podobnie dr Jacek Górski, dyrektor Muzeum Archeologicznego. - W tej chwili trwa u nas duży remont i potrzebujemy wielu rąk do pracy. Dlatego jesteśmy bardzo zadowoleni, że te osoby do nas przychodzą i nam pomagają - przyznaje dr Górski.

Zdaniem Pawła Moczydłow-skiego takie przypadki pozostają jednak w mniejszości. - Bo większości pracodawców nie chce się organizować pracy skazanym. Zostawiają ich samym sobie, więc trudno mówić o jakichkolwiek efektach - mówi dr Moczydłowski.

Podkreśla, że prace społeczne będą miały największy sens, gdy staną się faktycznie społecznie użyteczne. - Tak jak w Anglii, gdzie skazani nie odbębniają godzin z miotłami, ale mają wykonać konkretne zadanie dla społeczności. Na przykład w kilka dni odremontować staruszce dom - mówi dr Moczydłowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski