Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownikom firm prywatnych kryzys zajrzał do portfeli

Redakcja
Polska jest jedynym miejscem w Europie, gdzie - mimo światowego kryzysu - nadal rosną płace. Statystyczny wzrost wynosi 5-6 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem, który uchodził za znakomity. Naprawdę jednak podwyżki dostają dziś niemal wyłącznie pracownicy sfery budżetowej oraz firm kontrolowanych przez państwo. Firmy prywatne ostro tną koszty wynagrodzeń.

GOSPODARKA. Mimo kryzysu kolejne podwyżki skonsumuje 590 tysięcy nauczycieli, 300 tysięcy mundurowych, 120 tysięcy pracowników służby cywilnej, blisko 48 tysięcy pracowników ZUS-u oraz setki tysięcy urzędników samorządowych

Według Głównego Urzędu Statystycznego w pierwszym kwartale tego roku przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrosło o 6,8 proc. w porównaniu z takim samym okresem roku ubiegłego. Przy czym w sektorze przedsiębiorstw wzrost ten wyniósł 6,3 proc., natomiast w budżetówce - aż 11 proc.
Wbrew obiegowym opiniom w szeroko pojętej sferze publicznej zarabia się zdecydowanie więcej niż w sektorze prywatnym. Pracownicy tego ostatniego otrzymują miesięcznie niecałe 3 tys. zł brutto, natomiast zatrudnieni w budżetówce oraz firmach państwowych i spółkach z większościowym udziałem państwa - niemal 4,5 tys. zł! W najbliższych miesiącach dysproporcja będzie się pogłębiać, bowiem - mimo wielkiej dziury w bud- żecie państwa - kolejne podwyżki skonsumuje 590 tysięcy nauczycieli, 300 tysięcy mundurowych, 120 tysięcy pracowników służby cywilnej, blisko 48 tysięcy pracowników ZUS-u oraz setki tysięcy urzędników samorządowych.
Solidne podwyżki wyszarpują również pracownicy przedsiębiorstw kontrolowanych przez państwo, jak KGHM Polska Miedź (gdzie zarobki oscylują już wokół 7,5 tys. zł), kopalnie węglowe (6 tys. zł) czy spółki energetyczne (ponad 5 tys. zł) Tymczasem według GUS wyniki finansowe większości tego typu firm mocno się pogorszyły. Np. przychody górnictwa są aż o 20 proc. niższe niż w zeszłym roku, nie lepiej jest w energetyce.
- Katastrofalna sytuacja firm nie jest wynikiem kryzysu, tylko fatalnego zarządzania - uważa Kazimierz Grajcarek, szef Sekretariatu Górnictwa i Energetyki "Solidarności". - Prosimy od miesięcy premiera Tuska, żeby odwołał ze stanowisk nieudolnych kumpli panów ministrów, ale nie słucha. Nie będziemy potulni. Jest wysoka inflacja, żądamy podwyżek - twierdzi.
Brak jakiegokolwiek powiązania między efektami pracy a zarobkami w szeroko pojętej sferze publicznej jest przerażający - mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". - Podwyżki w bud- żetówce oraz instytucjach i firmach kontrolowanych przez państwo finansują przecież pracownicy sektora prywatnego, który redukuje płace i zatrudnienie!

Pracodawcy prywatni tną pensje, publiczni żądają podwyżek

Od 2007 r. płace Polaków rosły bardzo szybko - nawet o 10 procent rok do roku. W czwartym kwartale 2008 r. ów wzrost przyhamował - poniżej 7 proc., był jednak nadal zadziwiająco wysoki, zważywszy katastrofalną sytuację w wielu krajach.
Również w kwietniu i maju, a prawdopodobnie także w czerwcu (wyniki jeszcze nie są znane) zarabialiśmy przeciętnie o około 5 proc. więcej niż przed rokiem. - Te dane są mylące, bo w sektorze prywatnym wiele firm ogranicza koszty płac - zaznacza Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Dodaje, że to naturalne działanie w sytuacji, gdy wydajność Polaków spada; od stycznia do maja 2009 r. w samym przemyśle była ona o 5,2 proc. niższa niż w takim samym okresie zeszłego roku. Mimo to - statystycznie - ludzie zarobili o 5,3 proc. więcej. Jak to możliwe?
Specjaliści wymieniają kilka powodów. Polacy dostali największe podwyżki w drugiej połowie zeszłego roku, w pierwszej zarabiali mniej, a ich obecne wynagrodzenia porównywane są właśnie do tego okresu. Zestawienie maja 2009 z majem 2008 wypada zatem korzystnie, ale już we wrześniu czy październiku może być gorzej. Po drugie, od stycznia firmy zwolniły ponad 4 proc. pracowników, głównie słabiej zarabiających. To automatycznie podniosło średnią, podobnie zresztą jak zwiększenie płacy minimalnej. Poza tym najwięcej zwolnień było w branżach o najniższej średniej płacy.
W większości prywatnych firm płace stoją w miejscu lub są obniżane, głównie w wyniku zmniejszania dodatków i cięcia premii. W branżach najsilniej odczuwających kryzys - bankowości, mediach, przetwórstwie, agencjach nieruchomości, a powoli także w budownictwie i handlu - redukcjom zatrudnienia towarzyszy przechodzenie części załogi na cząstki etatów. Skraca się czas pracy. Według NBP globalne przychody polskich pracowników z tytułu wynagrodzeń zmalały w pierwszych pięciu miesiącach 2009 r. o blisko 15 proc.
Polskich eksporterów, którzy byli i są lokomotywą gospodarki, ratuje osłabienie złotówki, bo byłoby tragicznie.
- Firmy muszą ciąć koszty, inaczej padną - komentuje Jeremi Mordasewicz. - Ale są w Polsce całe sektory, które w ogóle nie liczą się z rynkiem i realiami ekonomicznymi.
W tym roku, podobnie jak w latach poprzednich, największe tempo wzrostu płac notują: kopalnie oraz firmy zaopatrujące nas w energię, gaz i wodę. To głównie one windują średnią płacę, choć ich wyniki ekonomiczne są często fatalne, a wydajność pracy jest tam kilka razy niższa niż w firmach prywatnych. - W sektorze publicznym płaci się bardziej za staż pracy niż za jakość i wydajność - mówi ekspert "Lewiatana". Dodaje, że nie może być tak, by tylko firmy prywatne płaciły za kryzys i finansowały podwyżki sferze publicznej, bo to się skończy katastrofą gospodarczą i masowym bezrobociem.
Statystyczny wzrost wynagrodzeń stanowi jednak argument dla licznych grup zawodowych, przede wszystkim w budżetówce, by stawiać nowe żądania płacowe. Liderzy największych central związkowych twierdzą wręcz, że w Polsce kryzysu nie ma.
- Kryzys to jest tylko taka wymówka, żeby nie dać ludziom zarobić. A nam nikt nie przedstawił dowodów na to, że jest źle - tłumaczy Kazimierz Grajcarek, szef najpotężniejszego sekretariatu "Solidarności", zrzeszającego górników i energetyków. Związkowcy walczą o podwyżki w elektrowniach i kopalniach. Apogeum akcji nastąpi jesienią.
Wojnę o podwyżki toczą również pracownicy szeroko pojętej budżetówki oraz służb mundurowych. Tegoroczne wzrosty wynagrodzeń mają zapewnione, choć przychody państwa drastycznie maleją, przez co rośnie budżetowy deficyt.
Nauczyciele otrzymają w tym roku dwie podwyżki: pierwszą, od 4,7 proc. (dla dyplomowanych), do ponad 28 proc. (dla stażystów) i drugą, jednakową dla wszystkich - o 5 proc. - W skali roku da to średnio 6,7 proc. na osobę - wylicza Andrzej Ujejski, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego w Małopolsce. Zapewnia, że pracownicy oświaty rozumieją trudną sytuację, ale nie do przyjęcia jest dla nich propozycja rządu, by w przyszłym roku pensje wzrosły jedynie o 1 proc. Związki nauczycielskie żądają 10 proc., i to od stycznia 2010 r.
Prędzej czy później budżetówka jednak też odczuje skutki kryzysu. Już teraz pracownicy służby cywilnej czy policjanci nie otrzymują części dodatków. - Największe zaległości dotyczą dopłat do wypoczynku - 401 zł na pracownika, zwrotu kosztów za dojazdy do służby czy brak mieszkania. Dzisiaj lub jutro okaże się, na ile starczy pieniędzy - mówi Janusz Łabuz, szef małopolskiego NSZZ Policjantów. Podwyżek na razie nie będą się domagać, bo w tym roku dostali średnio 225 zł na etat.
Zbigniew Bartuś
[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski