Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawda gitary

Redakcja
Szybko w kraju rozeszła się wieść: przyjeżdża Abel Carlevaro przyjeżdża legenda gitary klasycznej, twórca szkoły gry na gitarze. Jego przyjazd był tym bardziej ekscytujący dla polskich muzyków, że artysta spędzić miał w Krakowie trzy dni. Słynny Carlevaro zapowiedział, że oprócz koncertu poprowadzi w Centrum Kultury Żydowskiej lekcje mistrzowskie dla polskich gitarzystów. Od razu muzycy utworzyli listę.

AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Znał nasz kraj z opowiadań polskich muzyków, których spotkał w Paryżu w latach 70. Dzięki nim potrafił wymienić parę nazw polskich miast, kilka nazwisk kompozytorów. Dla niego, Urugwajczyka z pochodzenia, Polska - egzotyczny kraj gdzieś w Europie - była fascynująca. Chciał tu przyjechać, jednak jego drogi koncertowe prowadziły gdzie indziej. Do Polski dotarł dopiero pod koniec maja, niespełna trzy miesiące temu.
 Kalendarz koncertowy miał wypełniony na dwa lata do przodu. Szczególnie ciasno było w nim w wakacje. A wszystko dlatego, że w lecie oprócz koncertów prowadził także kursy mistrzowskie. Co kilka, kilkanaście dni zmieniał europejskie miasta. Żył intensywnie, mimo że dawno już przekroczył osiemdziesiątkę.

\*

 Był rok 1936. Do Montevideo przyjechał Andreas Segovia, już wówczas znany i podziwiany na świecie hiszpański gitarzysta. Jego koncerty ściągały tłumy. I trudno się dziwić. Segovia miał w sobie charyzmę. Zafascynowani nim byli nie tylko słuchacze, ale także kompozytorzy. To dla niego utwory napisali m.in. Manuel de Falla, Aleksander Tansman czy Mario Castelnuovo-Tedesco.
 Segovia postanowił, że zostanie w Montevideo. Właśnie się ożenił i znalazł odpowiedni dom dla rodziny. Nie wiedział jeszcze wówczas, że spędzi w Urugwaju blisko 10 lat. Środowisko muzyczne Montevideo postanowiło wykorzystać obecność wielkiego artysty. Dyrektor tamtejszego konserwatorium podsyłał mistrzowi na przesłuchania swoich najlepszych uczniów. Jednym z nich był Abel Carlevaro, młody artysta, wówczas już absolwent konserwatorium. - Byłem lekko zdenerwowany. Zagrałem przed Segovią bardzo dużo różnych utworów, m.in. chaconnę Bacha. Spodobałem się mu. Zaprosił mnie na następny dzień do siebie do domu
- wspominał Abel Carlevaro.
 Gdy przyszedł, serce waliło mu mocno. Zdawał sobie sprawę, że od tego spotkania wiele zależy. Segovia wziął gitarę i zaczął grać jedną z kompozycji Tarregi. Potem ten sam utwór zagrał Abel. I w ten sposób rozpoczął się jeden z ważniejszych okresów w życiu młodego urugwajskiego gitarzysty. Nie przypuszczał wówczas, że będzie na lekcje do Segovii chodzić przez dziewięć lat, spotykając się z nim dwa, nieraz trzy razy w tygodniu.
 Po latach Abel Carlevaro powie, że wiele zawdzięcza Andreasovi Segovii. Ten twardy i surowy nauczyciel był fantastycznym, miłym człowiekiem. Często łamał dystans, jaki dzielił ogod ucznia. Potrafił zadzwonić do Abla i przez godzinę opowiadać mu przez telefon, jakie otrzymał nuty i kto następny napisał dla niego utwór. Segovia jednak nie skupił się jedynie na uczeniu młodego Urugwajczyka. Postanowił go wprowadzić w świat wielkich sal koncertowych. W 1942 roku, na koncercie w Montevideo, przedstawił swojego ucznia publiczności. Polecił jego grę. Od tego momentu zaczęła się międzynarodowa kariera Abla Carlevaro.

\*

 Po raz pierwszy usłyszał recital gitarowy, gdy miał zaledwie cztery lata. Wówczas odwiedził go brat ojca, pracownik jednego z banków w Montevideo. Przyszedł z gitarą i zagrał kilkanaście krótkich utworów. Abel był pod wrażeniem. Zaczął zwracać uwagę na muzykę. Przysłuchiwał się grze matki, która całkiem nieźle radziła sobie na fortepianie, słuchał również ojca, grającego na gitarze a także ciotki, dość dobrej skrzypaczki. Wszyscy wkoło niego grali, choć nie byli profesjonalnymi muzykami.
 Decyzję o nauce gry przyśpieszył prezent od ojca. Była to gitara, stara, piękna, niczym dzieło sztuki malarskiej. Miał zaledwie sześć lat, gdy ojciec zapisał go do konserwatorium. Jego pierwszym nauczycielem był Pedro Vittone, bardzo dobry pedagog, wspaniały człowiek. - Zostawiał uczniowi wiele swobody - powie później Abel Carlevaro. Jednak po kilku latach nauki wciąż zadawał nauczycielowi pytania. Pedro Vittone nie potrafił już znaleźć odpowiedzi, w końcu stwierdził: - Ja już cię niczego więcej nie nauczę. Musisz sobie znaleźć lepszego nauczyciela.
 W tamtym okresie nie tylko muzyka interesowała Abla. I choć zaczął uczyć się teorii muzyki, kontrapunktu i kompozycji u Jose Tomasa Muchico, organisty baskijskiego, podjął także studia rolnicze. Chciał zostać inżynierem agronomem. Fascynowała go wieś, przyroda, natura. Lecz po dwóch latach studiów poznał Segovię i to przesądziło o wszystkim. Postanowił poświęcić się tylko gitarze.

\*

 - Bolą mnie plecy - skarżył się Segovii Carlevaro. - Musisz po prostu więcej ćwiczyć. Bądź bardziej systematyczny, a ciało przyzwyczai się do pozycji podczas gry - tłumaczył Segovia. Taka odpowiedź nie dawała mu jednak spokoju. Dopiero po trzech latach obmyślił sposób, jak trzeba siedzieć przy instrumencie, aby ciało nie bolało. Kiedy trzymał gitarę "po swojemu", okazywało się, że wszystko jest łatwiejsze, że palce jakby same "idą" po gryfie. - Zacząłem odkrywać logiczną strukturę techniki gry na gitarze. Wtedy, nie zdając sobie jeszcze sprawy, tworzyłem już własną szkołę gry - powie w Krakowie Carlevaro.
 W tamtych latach w technice gitarowej wiele problemów było jeszcze nie rozwiązanych. Np. Segovia ściskał gryf kciukiem lewej ręki. Jego zdaniem, kciuk równoważył nacisk na gryf innych palców, gdy dłoń była spięta, co powodowało wiele różnych niepotrzebnych odgłosów na gitarze, np. świstów. - Patrząc na moich przyjaciół pianistów, zwróciłem uwagę, że grając kładą kciuk na klawiaturze. Nikomu nie przychodzi nawet do głowy, aby go chować pod klawiaturą. To dało mi do myślenia. Postanowiłem więc potraktować kciuk jako punkt oparcia. I wtedy zdałem sobie sprawę, że wszystkie mięśnie ręki są potrzebne do gry. Okazało się, że jeżeli całe ramię pracuje przy wykonywaniu utworu, to wszystko staje się o wiele prostsze.
 W ten sposób z roku na rok rodziła się nowa szkoła techniki gitarowej. - Przyjaciele stukali się w czoło mówiąc: - Ty chyba zwariowałeś. Cóż nowego można wymyślić w gitarze!
 Andreas Segovia nie poznał metody Carlevaro. Nigdy o niej nie mówili. Tylko raz, w 1976 roku, podczas pobytu Carlevaro w Nowym Jorku, zadzwonił do niego, do hotelu. - Podobno na wykładach coś tam ciekawego mówisz o kciuku. Jak to się stało, że nigdy mi o tym nie wspominałeś? - pytał Segovia. - To nic - tłumaczył Carlevaro - mówię to, co zwykle.
 Nowości związane z techniką gitary nie interesowały jednak Segovii - Zawsze szanowałem go. Uważam, że dużo zrobił. Był pierwszym, który rozpoczął rewolucję gry na gitarze, nadał jej kierunek. To dzięki niemu instrument ten został wprowadzony do sal koncertowych na całym świecie. Czas w gitarze można podzielić na przed Segovią i po Segovii. Ale myśmy się znacznie różnili. Ja byłem dociekliwy i zawsze myślałem, jak ulepszyć technikę, instrument. A jego interesowała ciągła, niemal mrówcza praca.

\*

 Był rok 1971. W Villi Gesell odbywały się letnie kursy mistrzowskie. Obok Carlevaro, który prowadził lekcje otwarte dla stu gitarzystów, technikę kompozytorską wykładał Alberto Ginastera, argentyński kompozytor. Twórcy razem jedli śniadania i kolacje. Pewnego dnia Ginastera powiedział: - Chciałbym przyjść na pana wykłady. Carlevaro zamarł: - Nie - odparł - dziś po raz pierwszy publicznie przedstawiam zasady mojej szkoły, nowej techniki. Pana obecność mogłaby mnie peszyć.
 Po czterech dniach od tamtej rozmowy, chrupiąc sałatę, Ginastera stwierdził: - Ta pańska metoda jest szalenie interesująca. Powinien pan ją opublikować. - Jak to? - krzyknął Carlevaro. - Pan obiecał. Pan mnie oszukał. Pan był na wykładach? - Ciekawość na tyle mnie zżerała - mówił kompozytor - że usiadłem pod drzwiami, tak aby pan mnie nie widział, ale słuchałem.
 W połowie lat 70. ukazała się szkoła gry na gitarze Carlevaro w wersji hiszpańskiej. Pozycja zawierała nie tylko wykłady teoretyczne, ale także rysunki dotyczące prawidłowej postawy i przede wszystkim cykl ćwiczeń, wymyślonych przez autora, które pozwalają na to, aby w szybki i w miarę bezbolesny sposób dojść do dużej sprawności technicznej.
 Wydanie szkoły Carlevaro wywołało burzę w środowisku hiszpańskojęzycznych nauczycieli gitary. Nie chcieli nowości, gdyż ta wymagała od nich całkowitej zmiany zasad, według których uczyli. To jakieś bzdury - mówili. Gdy jednak po pewnym czasie okazało się, że studenci, którzy grali według metody Carlevara, szybciej opanowują technikę, a ich wykonanie utworów jest dużo lepsze, metoda zaczęła się rozpowszechniać.
 Oprócz Ginastery, także Heitor Villa-Lobos, brazylijski kompozytor i dyrygent, popierał starania Carlevaro o wydanie angielskiej wersji szkoły gry. - Dużo skorzystałem na przyjaźni z Lobosem. On miał szeroką wizję muzyki. Był całkowicie antyakademicki, nie szanował żadnych reguł, teorii. To mi pomogło wyzwolić się z wielu obciążeń - mówił Carlevaro. Na znak przyjaźni Lobos podarował mu serię manuskryptów bardzo ważnych utworów na gitarę, głównie preludiów i etiud.
 Wersja angielska szkoły gry przyniosła autorowi wiele rozgłosu i sławy. Z czasem pozycję przetłumaczono na kilkanaście języków. Dziś wszyscy gitarzyści grają według metody Carlevaro, często nie zdając sobie z tego sprawy. - Nie przypuszczałem, że metoda będzie miała aż takie powodzenie. Ale byłem jej pewien. Moją pracę oparłem o prawdę. A prawda, jak wiadomo, żyje własnym życiem i w końcu dojdzie do głosu - mówił Carlevaro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski