18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

(Prawie) kopa lat w PSL

ALEKSANDER GĄCIARZ
Julianna Wojciechowska ze zdjęciem wnuczki Kate, która dzisiaj kończy w USA dziennikarskie studia Fot. Aleksander Gąciarz
Julianna Wojciechowska ze zdjęciem wnuczki Kate, która dzisiaj kończy w USA dziennikarskie studia Fot. Aleksander Gąciarz
Po blisko trzydziestu latach Julianna Wojciechowska, związana ze Stronnictwem od 1953 roku zrezygnowała z funkcji prezesa Zarządu Gminnego . Jubileusz 60-lecia będzie już obchodziła jako prezes honorowy.

Julianna Wojciechowska ze zdjęciem wnuczki Kate, która dzisiaj kończy w USA dziennikarskie studia Fot. Aleksander Gąciarz

KOSZYCE. W niedzielę skończyła się pewna epoka. Przynajmniej jeżeli chodzi o miejscowe Polskie Stronnictwo Ludowe. Z funkcji prezesa Zarządu Gminnego zrezygnowała Julianna Wojciechowska.

Czwartkowe popołudnie, ciepło. Deszcze przechodzą gdzieś bokiem, omijając Włostowice. Tego dnia jeszcze nie podleją roślin w przydomowym ogrodzie. O dom i ogród gospodyni dba sama, ewentualnie z pomocą życzliwych znajomych, którzy wyręczą w najcięższych pracach. W życiu tak się ułożyło, że wszyscy najbliżsi pani Julianny od wielu lat mieszkają w Stanach Zjednoczonych.

- Córki mnie namawiają, żebym z nimi zamieszkała na stałe, ale ja stąd nie wyjadę. Tutaj już umrę - zapowiada, choć nie wygląda na osobę, która miałaby rychło spełnić zapowiedź zawartą w ostatnim zdaniu. O jej energii i żywotności świadczy stan, w jakim utrzymuje dom i jego otoczenie. Gdy już na stole jest wszystko co potrzeba, Julianna Wojciechowska siada na tle zdjęć ukochanych wnuków i zaczyna opowiadać.

Wojenna szkoła

Na początek o Rachwałowicach, gdzie urodziła się w 1935 roku jako Julianna Niedźwiedź. Rodzice mieli cztery hektary (co dawało im status "średniorolnych"), cztery córki i syna. Szkołę podstawową zaliczyła w czasie okupacji, sześć klas w Rachwałowicach i siódmą w Przemykowie. Wojna nie dostarczyła jakichś dramatycznych przeżyć. Nikt z najbliższych nie zginął, a jedyne co zapamiętała z działań bojowych, to ucieczka Niemców w styczniu 1945 roku. Po wojnie uczyła się w Liceum Handlowym, przekształconym potem w Technikum Ekonomiczne w Odonowie. Mieszkała w internacie, bywając w domu co drugą niedzielę. - W sobotę po lekcjach wychodziliśmy ze szkoły i na piechotę i szliśmy prawie 20 kilometrów. Potem w poniedziałek trzeba było wstać o czwartej rano, ojciec odprowadzał mnie 7 kilometrów do Dobiesławic, tam wsiadałam w samochód, który jechał do Kazimierzy Wielkiej. I z Kazimierzy jeszcze dwa kilometry na piechotę do Odonowa, żeby zdążyć na zajęcia - wspomina. Zresztą w tamtych czasach trzeba było się sporo nachodzić. Jeszcze w połowie lat 60., wracając z kursu z Kalisza, przyjechała w Wielki Piątek do Kazimierzy Wielkiej. Ponieważ nie było innego sposobu, do domu w Rachwałowicach powędrowała na piechotę około 22 kilometrów.

W Polsce Ludowej

Jako osiemnastolatka pani Julianna zaczęła pracę w Centralnym Urzędzie Skupu i Kontraktacji w Koszycach. Kilka miesięcy później została wybrana radną Gromadzkiej Rady Narodowej w Przemykowie. Na pierwszej sesji, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, została mianowana sekretarzem Prezydium GRN. - Na sesji pojawili się przedstawiciele władz powiatowych z Pińczowa i chcieli miejscowym narzucić "przywiezionych w teczkach" swoich ludzi. A w Przemykowie było silne środowisko ludowców, którzy nie zgodzili się na to. Wybrali miejscowych. Władysław Wilk został przewodniczącym Prezydium GRN, a mnie mianowali sekretarzem - mówi. Od tego momentu zaczęła się przynależność Julianny Wojciechowskiej do - wtedy jeszcze Zjednoczonego - Stronnictwa Ludowego. Wtedy też zaczęła się kilkudziesięcioletnia praca w lokalnej administracji. Sekretarzem Prezydium Gromadzkiej RN była do roku 1973. Potem, gdy gromady połączono w gminy, została sekretarzem Gminy w Koszycach i sprawowała tę funkcję do 1990 roku. Czasy Polski Ludowej wspomina z sentymentem. Mówi o obowiązkowych dostawach płodów rolnych: - Jeździliśmy po wsiach i zbieraliśmy to, co każdy rolnik by zobowiązany oddać państwu. Zwykle jechał też ciągnik z przyczepą, na której grała orkiestra. Ludzie nie oddawali zbyt chętnie, ale też nikt się jakoś specjalnie nie buntował. Traktowano to jako coś wówczas naturalnego. O czynach społecznych: - Gdy zaczynałam pracę na większości wsi nie było jeszcze elektryczności, zastaliśmy kaganki. Jedyna utwardzona droga przez Koszyce to było połączenie między Krakowem i Kazimierzą. Wiele prac przy elektryfikacji czy budowie dróg odbywało się właśnie czynami społecznymi. To samo było z budową ośrodka zdrowia czy świetlicy w Przemykowie, remizy w Piotrowicach. Dzisiaj to nie do pomyślenia, mentalność ludzi zmieniła się ogromnie, ale wtedy pracowali społecznie bardzo chętnie. O pracy w Gromadzkiej Radzie Narodowej: To była funkcja, która łączyła pracę sekretarza, głównego księgowego, agronoma i jeszcze kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. Przez 15 lat udzielałam nawet ślubów. Dopiero gdy powstały gminy, przyjęto do pracy więcej osób.

Emigranci

W 1980 mąż pani Julianny, Piotr, z zawody elektryk, wyjechał do pracy w Stanach Zjednoczonych. - On zarabiał na dom, a ja na miejscu pilnowałam budowy. Nie zarabiał zbyt wiele, pracował w rzeźni, w dodatku w złych warunkach, w zimnie - wspomina. Pięć lat później w odwiedziny do ojca wyjechała starsza córka Mariola. Zakochała się, wyszła za mąż i została. Po następnych pięciu latach wyjechała młodsza córka Marta. I również zakochała się, wyszła za mąż i została. Pani Julianna też wyjechała do USA, z przerwami mieszkała tam pięć lat, ale wróciła do Polski. Wrócił też mąż, który zmarł przed czterema laty. W ten sposób Julianna Wojciechowska została w domu sama. Pięcioro wnucząt to już Amerykanie pełna gębą. Najstarsza wnuczka, Kate, to największa duma pani Julianny. - Bardzo zdolna, jest redaktorem naczelnym uniwersyteckiej gazety - chwali babcia, pokazując kilka egzemplarzy pisma z artykułami Kate Kulpy oraz zdjęcie, na którym widać uśmiechniętą, ładną blondynkę. Tak się złożyło, że dokładnie dzisiaj Kate kończy dziennikarskie studia. Drugi dorosły wnuk Jakub też jest już studentem. Troje młodszych wnucząt (dzieci córki Marty) to ciągle uczniowie: 15-letni Adam i pierwszoklasistki-bliźniaczki Klaudia i Izabela.

Za mało pieniędzy, za dużo zadań

Po powrocie z USA "wilka" znowu pociągnęło do lasu. Począwszy od 2002 roku Julianna Wojciechowska była członkiem proszowickiej Rady Powiatu. Przez pierwsze 4 lata była jej wiceprzewodniczącą, następnie (2006-2010) przewodniczącą. Mimo to do samorządu powiatowego się nie przekonała. - Możliwości finansowe są zdecydowanie niewspółmierne do zadań, jakie postawiono przed powiatami - uważa. W wyborach samorządowych 2010 roku już nie wystartowała. Uznała, że wystarczy. Ciągłe przejazdy na trasie z Włostowic do Proszowic też dały się we znaki zwłaszcza, że dopiero na sam koniec pracy w samorządzie powiatowym doczekała się remontu powiatowej drogi Proszowice - Koszyce.

Na niedzielnym zjeździe gminnym PSL Julianna Wojciechowska zrezygnowała z ubiegania się o funkcję prezesa na kolejną kadencję. - Wiele osób było zdziwionych, ale podjęłam taką decyzję już wcześniej. Niech się teraz młodsi wykażą. Ja mogę jeszcze coś doradzić, pomóc, dopóki wystarczy mi sił - deklaruje. Julianna Wojciechowska nadal pozostanie prezesem honorowym PSL w swojej gminie. Za swoją działalność została odznaczona Medalem im. Wincentego Witosa. Dziś ubolewa, że ludowa partia wyraźnie się starzeje. Działacze-weterani odchodzą, a młodych nie widać. Wspomina czasy, gdy PSL był na wsi dużą siłą. W samej gminie Koszyce zrzeszał prawie pół tysiąca osób w tym takich działaczy jak Maria Maniak, Władysław Makuch czy Bolesław Gala. - Dzisiaj w wyborach samorządowych nawet nasi członkowie czy sympatycy czasem wolą startować w wyborach z listy lokalnego komitetu niż z listy PSL.
W wydanej kilka lat temu "Złotej księdze polskiego samorządu 2002-2006" znajduje się kilkaset sylwetek lokalnych działaczy społecznych z całej Polski. Powiat proszowicki jest reprezentowany tylko przez jedną osobę: Juliannę Wojciechowską. Posiada też stosowany certyfikat, będący potwierdzeniem umieszczenia w elitarnym towarzystwie.

- Gdy tak patrzę na te wszystkie lata, to odczuwam zadowolenie, że zawsze starałam się służyć ludziom. Ich dobro zawsze leżało mi na sercu.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski