Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawo i sprawiedliwość

Włodzimierz Jurasz
Marek Krajewski „Mock”, Wydawnictwo Znak,
Marek Krajewski „Mock”, Wydawnictwo Znak,
My musimy już teraz przewidzieć, kim jest morderca. Albo inaczej: kim powinien być morderca, aby przyniosło to korzyść naszym interesom”. Ta wypowiedź, fikcyjna bo literacka, dowodzi, że nie tylko u nas, w realnej Polsce, wymiar sprawiedliwości ma wyraźne kłopoty ze sprawiedliwością.

Te słowa wypowiedział jeden z drugoplanowych bohaterów „Mocka”, najnowszej powieści Marka Krajewskiego. To kolejna opowieść z życia Eberharda Mocka, detektywa działającego w I połowie XX wieku w niemieckim naówczas Wrocławiu („Śmierć w Breslau”, „Festung Breslau” i in.). Tym razem Krajewski wraca do początków kariery swego bohatera, opisując śledztwo, dzięki któremu skromny wachmistrz zaczyna zdobywać sławę i uznanie. A wspomniane śledztwo dotyczy tajemniczej śmierci czterech gimnazjalistów, do jakiej doszło w budzących grozę okolicznościach.

I zbrodnia, i śledztwo (jest rok 1913) stają się przedmiotem rozgrywki między dwoma znaczącymi i rywalizującymi ze sobą siłami politycznymi kajzerowskich Niemiec tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny. Te siły to masoni oraz Związek Wszechniemiecki; każda próbująca ugrać swój przywołany na wstępie interes, manipulując prawem i sprawiedliwością, a przede wszystkim niczego niepodejrzewającym Mockiem.

Powieść, jak zwykle u Krajewskiego, jest doskonale umocowana w realiach historycznych i topograficznych dawnego Wrocławia. Autor podaje dawne i nowe nazwy wrocławskich ulic, przypomina, co ongiś znajdowało się w istniejących do dziś (choć oczywiście odbudowanych po zniszczeniach II wojny) miejscach i budynkach. Wrocławianie z książkami Krajewskiego w ręku mogą wręcz odtwarzać sobie akcję jego powieści, wędrując ulicami miasta - podobnie zresztą jak mogą to czynić wielbiciele krakowskiej twórczości Mariusza Wollnego.

„Mock” idealnie wpasowuje się w najmodniejszy obecnie trend w literaturze sensacyjnej, wyznaczany nazwiskiem Dana Browna z jego „Kodem Leonarda da Vinci” na czele. I tu mamy do czynienia z tajemniczymi znakami, dawną symboliką mozolnie odczytywaną przez bohatera działającego chwilami niczym słynny profesor Langdon. Dotyczy to zwłaszcza miejsca, w którym rozgrywają się najważniejsze wydarzenia, czyli otwieranej właśnie w roku 1913 (w setną rocznicę bitwy pod Lipskiem) Hali Stulecia (od roku 1945 do początków XXI wieku znanej jako Hala Ludowa), najbardziej charakterystycznej budowli Wrocławia, wpisanej na listę UNESCO, będącej w swej genezie pomnikiem niemieckiej chwały. Krajewski opisuje jej wnętrza, rozszyfrowuje proporcje, w których mają kryć się tajemnicze, mistyczne, masońskie w swej proweniencji znaczenia.

I jest w tym bardzo przekonywujący. Choć znam już rozwiązanie zagadki (oczywiście - zaskakujące) zastanawiam się nad wyprawą do Wrocławia. Tę halę trzeba by zobaczyć na własne oczy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski