Zbigniew Krawczyk największe sukcesy trenerskie odnosił w Podgórzu FOT. ANNA KACZMARZ
Życie na trenerskiej ławce: ZBIGNIEW KRAWCZYK
Jest wychowankiem Wieczystej, ale największe sportowe sukcesy świecił w Wiśle Kraków. Zagrał w jej barwach w 143 meczach, zdobył 11 bramek. Słynął z waleczności i solidności. Te cechy zostały mu także w karierze trenerskiej.
- Po grze w Wiśle, Lechii Gdańsk i Lechu Poznań, wyjechałem do Francji. Grając w klubie RC Arras, zgodnie z zapisem w kontrakcie, pracowałem z młodzikami, chłopakami do 12. roku życia. To była moja pierwsza praca trenerska - mówi Zbigniew Krawczyk. - Spodobało mi się i gdy pod koniec lat 80. wróciłem do Krakowa, postanowiłem, że będę trenerem. Zaczynałem w Wieczystej od pracy z młodzikami i trampkarzami. Pomagałem rozpoczynać w tym klubie zakrojoną na szeroką skalę pracę z młodzieżą. Współpracowałem z księdzem Józefem Jońcem, który organizował parafiady dla młodzieży. Bardzo przeżyłem jego tragiczną śmierć w katastrofie smoleńskiej - dodaje.
Potem razem z Lucjanem Franczakiem i Stanisławem Gonetem trafił do Podgórza. - Staszek prowadził seniorów, ja juniorów. Po pewnym czasie prezes Podgórza Ryszard Ściborowski powiedział, że mam zająć się żeńską drużyną. Co miałem powiedzieć? Nieco się obawiałem, ale byłem też pracownikiem Podgórza i podjąłem wyzwanie. Dziś absolutnie tego nie żałuję - mówi.
Nie ma zresztą czego, bo właśnie w tym klubie osiągnął życiowe sukcesy. Dwa razy z zespołem wywalczył tytuł wicemistrza Polski, raz drużyna pod jego wodzą zajęła trzecie miejsce, dwa razy grała w finale Pucharu Polski. - Początki były trudne. Zespół był w drugiej lidze. Gdy przeszliśmy przez te rozgrywki bez porażki, a potem w ekstraklasie też zaczęliśmy gromadzić punkty, pomyślałem, że coś z tego będzie. Trafiliśmy jednak na czasy dominacji Czarnych Sosnowiec.
Z tym zespołem, po dwóch latach mojej pracy w Podgórzu, przegrałem pierwszy mecz 1:2. Gdy w końcu udało mi się wygrać, i to w Sosnowcu, to później zremisowaliśmy w Krakowie z niżej notowanym rywalem i znów tytuł wywalczyli Czarni. Otrzymałem propozycję pracy z reprezentacją Polski juniorek, ale odmówiłem. Niedawno podczas jubileuszu 100-lecia Podgórza moje podopieczne stwierdziły, że z lepszym trenerem nie pracowały. To była najlepsza nagroda za te lata wspólnej pracy - mówi Krawczyk.
Później wrócił do męskiego futbolu. Dwukrotnie trenował Kalwariankę, do IV ligi wprowadził Huragan Waksmund. Z Węgrzcanką Węgrzce Wielkie osiągał bardzo dobre wyniki w klasie okręgowej, z Trzebolem Wielkie Drogi wywalczył historyczny awans do klasy A, a TS Węgrzce wprowadził do klasy B, wygrywając wszystkie mecze w klasie C.
- Potem musiałem przerwać pracę, bo przeszedłem poważną operację. Po niej na chwilę wróciłem do Trzebola. Obecnie jestem na rencie, choć odbieram telefony z propozycjami. A że ciągnie mnie na trenerską ławkę, to pewnie wiosną będę gdzieś pracował - dodaje.
Emerytem powinien był zostać 27 grudnia, ale w związku z reformą, krakowski szkoleniowiec powinien pracować jeszcze przez cztery miesiące. - Śmieję się, że nawet znajomości z premierem mi nie pomogły. Gdy grałem w Lechii, Donald Tusk był w grupie zagorzałych kibiców. Pamiętam, jak długo prosił mnie o autograf. I tak mi się odwdzięczył - mówi na koniec Zbigniew Krawczyk.
Paweł Panuś
Za tydzień - Grzegorz Kmita, trener m.in. Cracovii i Hutnika