Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes PZN Adam Małysz: Skoczkom niczego nie brakuje. Chcemy się rozwijać, mamy nawet hematologa

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Adam Małysz przez kilka lat pomagał naszym skoczkom jako dyrektor sportowy (na zdj. z Kamilem Stochem), od połowy tego roku kieruje już całym Polskim Związkiem Narciarskim
Adam Małysz przez kilka lat pomagał naszym skoczkom jako dyrektor sportowy (na zdj. z Kamilem Stochem), od połowy tego roku kieruje już całym Polskim Związkiem Narciarskim Andrzej Banas / Polska Press
Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz opowiada o rozwoju działalności i nadziejach związanych z nowym sezonem.

PZN podpisał ze Szpitalem Zakonu Bonifratrów w Krakowie umowę partnerską, placówka ma szybko reagować na ewentualne kłopoty zdrowotne zawodników. To rozwinięcie działalności związku, ale nie dotyczy tylko zawodowych sportowców, obejmuje również młodzież.
Uprawiałem skoki narciarskie i wiem, że to sport bardzo urazowy, są problemy. Po upadku na skoczni takie dziecko, gdy dostaje się do szpitala, musi czekać, zanim zostanie zdiagnozowane, trafi do specjalisty. Często trwa to dni, tygodnie, a nawet miesiące. Można powiedzieć, że to dla młodego zawodnika często oznacza koniec kariery, bo za późno jest diagnoza, potem rehabilitacja i rekonwalescencja przebiega długo. Ci zawodnicy często się wycofują ze sportu. Dlatego chcemy im ułatwić ten trudny okres, żeby sport się rozwijał, by młodzież i ich rodzice nie zniechęcali się tak szybko.

Z podpisania takiej umowy ma pan większa satysfakcję jako nowy prezes czy były zawodnik?
Myślę, że to jest nierozłączne. Patrzę z perspektywy prezesa, co ja bym chciał zrobić, będąc zawodnikiem.

Jak by pan ocenił te kilka miesięcy na stanowisku prezesa PZN? Coś zaskoczyło? Czymś można się już pochwalić?
Na podsumowanie będzie czas po dłuższym okresie. Na pewno jest kilka rzeczy, z których, można powiedzieć, już jestem zadowolony, bo wprowadziliśmy wiele korekt, które poprawiły sprawność związku. Myśleliśmy, że pewne sprawy uda się wcześniej wdrożyć, ale zderzamy się ze ścianą, nie da się tego zrobić tak szybko. Jednak cały czas pracujemy nad tym, by projekty, które mamy i chcemy zrobić, się rozwijały. Ze względu na różne procedury, formalności będzie to trochę trwało.

A z czego jest pan najbardziej dumny?
Choćby z tego, że na samym początku początku udało się wdrożyć w związku koordynatorów. Będąc jeszcze dyrektorem w PZN, marzyłem, by były takie osoby od każdej dyscypliny. Zrobiliśmy to, zaczyna to funkcjonować bardzo fajnie. Myślę, że było to bardzo potrzebne. Dobre są też zmiany, które poczyniliśmy na samym początku, to, że członkowie zarządu nie są tylko jego członkami, ale też bardzo aktywnie chcą uczestniczyć w działaniach, rozwijać różne projekty. Każdy jest za coś odpowiedzialny. Jest jeszcze wiele rozpoczętych projektów, może się o nich nie mówi, ale będą przez jakiś etap wdrażane, będzie można o nich potem rozmawiać. Uważam, że w tym krótkim okresie czasu udało się wiele rzeczy zrobić.

Mówi pan o działaniach związku, a przeciętny kibic to pewnie powie, że za prezesa Małysza polskie skoki szybko wróciły do światowej czołówki...
(śmiech) Oby tak się stało. Jednak nie chciałbym być kojarzony tylko ze skokami, bo mam pod sobą także inne dyscypliny. Myślę, że skokom w tej chwili nic nie brakuje. Innym naszym sportom też jesteśmy w stanie pomóc, by się rozwijały i przynosiły naprawdę wiele satysfakcji i radości.

Zatrudnienie na stanowisku trenera kadry skoczków niemającego większego doświadczenia Thomasa Thurnbichlera oceniano wiosną jako ryzykowny ruch. Okazuje się, że wszystko idzie w dobrą stronę.
Mam taką nadzieję. Zresztą to był krok, co do którego byłem mocno przekonany, że będzie lepiej. Forsowałem to.

Co, pana zdaniem, zmieniło się w tej kadrze, że znów są bardzo dobre wyniki? Osoba Thurnbichlera?
Bardzo często to sama zmiana powoduje bardzo dużo. To, że wówczas w kadrę wkradła się rutyna, sprawiało, że chłopacy może nie szli w dół, ale stanęli w miejscu. Nowa osoba przynosi świeży powiew, troszkę nowe metody, ale też inne podejście, a wtedy zawodnicy rozumieją, że ta zmiana jest na dobre.

Przy PZN powstała Rada Naukowa, złożona z różnych specjalistów, która ma pomagać. A trener Thurnbichler jest typem nowoczesnego szkoleniowca, która właśnie do nauki, badań, przykłada dużą wagę.
Takie ciało ma pomagać wszystkim dyscyplinom. Na pewno każdemu trenerowi, który będzie chciałam, ale nie tylko jemu, ale i całemu zespołowi PZN, po to, by cały czas ulepszać metody pracy. Świat nie śpi, idzie do przodu, my też musimy być na bieżąco. Staliśmy się jedną z potęg w skokach narciarskich, chcemy, by inne dyscypliny też naprawdę poszły do przodu. Będzie to trudne, ale też po to mamy taką radę, by pomagała. Przede wszystkim ze względu na medycynę, która w świecie jest bardzo mocno rozwinięta.

Jest Rada Naukowa, szereg specjalistów w kadrze, w tym nowy psycholog. Kogoś jeszcze potrzeba, np. skoczkom?
Jeśli trener zgłasza, że jest mu potrzebna jakaś konsultacja czy osoba od danej dziedziny, to nie ma problemów, by ktoś taki pomagał grupie. Jest dużo osób, które współpracują, uważam, że nie ma konieczności wprowadzania kogoś nowego, czegoś zupełnie innego. Jednak m.in. po to jest ta rada, by pomóc w rozwijaniu się. Przykładowo - mamy hematologa (dr. Szymon Fornagiel z Nowego Sącza - przyp.), a wcześniej nie myślano o kimś takim. To jeden z najlepszych specjalistów w Polsce, który mocno pomaga, jeśli chodzi o sporty wytrzymałościowe.

Czyli monitorujecie badania krwi...

To nie tylko to. Przy tak mocno rozwiniętym systemie antydopingowym musimy w zasadzie kontrolować wszystko. Żeby zawodnik nie wziął jakiejś „aspiryny”, ze środkiem, który jest niedozwolony. Samo badanie krwi też może ci dużo powiedzieć, co w danym momencie zawodnik powinien zrobić lub co zażyć.

Za czasów pana sportowej kariery o takim wsparciu nikt nawet nie myślał...
Na pewno tego nie było. Dzisiaj te sporty są tak rozwinięte, że bez tego ani rusz. Mówiłem już o trenerze kadry Heinzu Kuttinie, który był bardzo dobrym specjalistą, ale wziął sobie na głowę za dużo. Chciał pełnić także rolę lekarza, hematologa, psychologa, fizjologa i tak dalej. Nie tędy droga, od tego są specjaliści. Oczywiście teraz mamy całkiem fajny budżet, możemy pozwolić sobie na takie rzeczy. Chcemy to wykorzystać i się rozwijać.

Nawiązując do kwestii sportowych - sądzi pan, że ten sezon będzie dla polskich skoczków tak udany jak początek?
Nie tyle sądzę, co mam taką nadzieję. Nie jestem prorokiem, żeby mówić takie rzeczy. Oczywiście chciałbym, żebyśmy stawali na najwyższym stopniu podium i przede wszystkim - żebyśmy wrócili na szczyt w Pucharze Narodów, bo już raz udało się nam go zdobyć. Powtórzenie tego byłoby spełnieniem marzeń. Jeśli zawodnicy będą w takiej dyspozycji, w jakiej byli choćby w Pucharze Świata w Wiśle czy wcześniej latem, to będziemy zadowoleni.

To będzie sezon Dawida Kubackiego? Trener Thurnbichler mówił, że ma on potencjał na walkę o Kryształową Kulę.
Oby tak było. Nie chcę mówić przed zdobyciem trofeum, raczej komentuję po fakcie, choćby dlatego, żeby nie zapeszać, nie wywoływać reakcji. Poprzedni prezes (Apoloniusz Tajner - przyp.) był trochę taki, mówił, że ten i ten zawodnik jest najlepszy i wygra. Ja postępuję inaczej.

Czuje pan chyba jednak w rozmowach z trenerem i zawodnikami, jakie mają przekonanie o swoich możliwościach.
Na pewno je mają, ale są bardzo ostrożni w tym, co robią. To jest fajne, że gdzieś ta adrenalina, stres trenerom towarzyszy. To powoduje, że nie „zasną” po dobrych wynikach, a muszą być cały czas czujni i wykonywać swoją robotę na najwyższym poziomie, żeby zawodnicy odnosili sukcesy.

Mówił pan, że jako prezes PZN nie chce być kojarzony tylko ze skokami. W tym sezonie jest kolejna szansa na sukces w innej dyscyplinie, choćby Maryny Gąsienicy-Daniel w narciarstwie alpejskim.

Jestem wielkim fanem Maryny, wierzę, że w końcu zacznie stawać na podium i pokaże, że tak mały kraj pod względem alpejskim jest w stanie być w światowej czołówce. Wiemy, że ona jest w stanie to zrobić.

Na co stać snowboardowców? W poprzednich latach bywały sukcesy.
Tu jest na pewno też bardzo duży postęp. Mamy nadzieję, że snowboard będzie naszą kolejną kluczową dyscypliną i zawodnicy pokażą, na co ich stać. Przecież na igrzyskach mało zabrakło do medali. Jesteśmy blisko celu, który chcielibyśmy osiągnąć.

od 7 lat
Wideo

Gol z 50 metrów w 4 lidze! Ursus vs Piaseczno

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski