Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydencie, zadanie wykonane

Rozmawiał Łukasz Madej
Arkadiusz Aleksander urodził się w Nowym Sączu, jest wychowankiem miejscowej Zawady
Arkadiusz Aleksander urodził się w Nowym Sączu, jest wychowankiem miejscowej Zawady Fot. kow
Rozmowa z 36-letnim ARKADIUSZEM ALEKSANDREM, który właśnie zakończył karierę. - Teraz jadę na Euro - mówi były już napastnik.

- Po meczu z Rozwojem Katowice koledzy z drużyny krzywdy Panu nie zrobili?

- Na szczęście nie, obyło się bez kontuzji. Ale ani szpaleru, ani podrzucania się nie spodziewałem. Tak samo jak tego, że otrzymam aż tyle nagród. Tarcza, puchar, wyróżnienie z okręgowego związku, uzbierało się tego trochę. Naraz do auta nie zabrałem. Za wyróżnienia wszystkim serdecznie dziękuję. No i mogę powiedzieć: „Panie prezydencie, melduję wykonanie zadania. Sandecja została utrzymana”. Teraz moje dalsze kroki zależą od tego, co będzie się działo w klubie.

- Sandecja to klub miejski, a prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak widzi Pana na stołku dyrektora sportowego.

- Nic na ten temat nie wiem. Jako piłkarz umowę mam do 30 czerwca. Ostatnio oberwałem po głowie, że niepotrzebnie mówię niektóre rzeczy, więc wolę siedzieć cicho.

- Co stało się z wami zimą, że po kiepskiej jesieni wiosna była tak udana?

- Jeżeli mam oceniać cały sezon, to początek jesieni był bardzo dobry, bo w pewnym momencie byliśmy na trzeciej lokacie w tabeli. Strzelaliśmy dużo bramek. Co prawda sporo też traciliśmy, ale i tak wygrywaliśmy. Niestety, później zaczęły się kontuzje, zanotowaliśmy fatalną końcówkę rundy i to spowodowało, że znaleźliśmy się na miejscu barażowym. Zimą skończył się kontrakt Robertowi Kasper-czykowi, a klub zatrudnił Radosława Mroczkowskiego. Zrobiliśmy kilka transferów. Nowy trener troszeczkę poukładał obronę i wiosna była bardzo dobra, bo patrząc na tabelę tylko przez pryzmat właśnie tej rundy, to zajęliśmy przecież trzecie miejsce.

- Akurat Pan może o sobie powiedzieć: „Skończyłem karierę, nie tylko przygodę z piłką”.

- Hmm, sam nie wiem... Wolałbym, żeby inni oceniali. To jednak prawda, że miałem przyjemność być zawodnikiem kilku fajnych klubów, ale czy to była jakaś oszałamiająca kariera?

- Nie każdy mógł jednak grać w jednym zespole z obecnym mistrzem Anglii, ikoną belgijskiego Anderlechtu Marcinem Wasilewskim czy Leszkiem Piszem i Krzysztofem Bukalskim. To tylko kilka wybranych nazwisk.

- Uzbierałaby się sporo grupa bardzo dobrych piłkarzy. A który z nich był najlepszy? Pewnie dałoby się to określić, tylko teraz, na szybko, trudno mi postawić na jednego zawodnika. No i tak to jest, że ludzie mają ze sobą dobry kontakt, kiedy są razem w klubie. Potem każdy idzie swoją drogą. Kontakty z czasem zanikają, pojawiają się nowi znajomi, inne środowiska.

- Także nie wszystkim futbol pozwolił mieszkać na słonecznym Cyprze.

- Zawsze powtarzam, że to były fajnie wakacje, tylko szkoda, że bezpłatne. Sprawa jest wyzerowana, ponieważ trudno od nich cokolwiek odzyskać.

- W Pana przypadku stanęło na 103 meczach i 20 golach w polskiej ekstraklasie. Kibice komentują, że można było osiągnąć więcej.

- Powiem szczerze: Tak, można było, ale praktycznie przez całe życie miałem problemy z kolanami. Przeszedłem cztery artroskopie, trzy razy miałem robione rekonstrukcje więzadeł krzyżowych. To na pewno mnie zastopowało.

- Po powrocie z Cypru, od 2009 roku, strzelał Pan bramki już tylko w pierwszej lidze. Ofert z ekstraklasy nie było?

- Coś tam się pojawiało, ale tak to jest, że jak zawodnik ma już trójkę z przodu, to trudno mu wrócić do ekstraklasy. Gdzieś tam mogłem iść, jednak różnie się układało - w jednym klubie miałem ważny kontrakt, a drugi nie chciał za mnie płacić. Lub były rozmowy, które nie zostały sfinalizowane.

- Pana najlepszy mecz?

- Strzeliłem hat-tricka w ekstraklasie przeciwko Wiśle Płock (w 2005 r. jako zawodnik Górnika Zabrze - przyp. red.). To mój najlepszy moment.

- Skończył Pan z piłką w Nowym Sączu, jako zawodnik Sandecji, ale przy takiej okazji nie można nie wspomnieć o Zawadzie.

- Zgadza się, do wielkiej piłki startowałem właśnie z Zawady Nowy Sącz. Wtedy to tam była najlepsza szkółka piłkarska w mieście. Szkoda, że teraz tego klubu praktycznie już nie ma. Wówczas w seniorach jednak nie grałem. Zaliczyłem debiut w czwartoligowej Zawadzie, ale to był tylko jeden sparing, w żadnym oficjalnym seniorskim spotkaniu nie wystąpiłem. Z Zawady wyjechałem do SMS Wrocław, do liceum, miałem wtedy 16 lat. W piłce młodzieżowej brałem udział w międzynarodowych turniejach, byłem królem strzelców, z tego się cieszę.

- Właśnie Wrocław to drugie po Nowym Sączu Pana ulubione miasto?

- Mieszkałem tam najdłużej, bo trzy lata byłem w SMS, a potem cztery spędziłem w Śląsku. Studiowałem też we Wrocławiu. W pewnym momencie w Śląsku traktowali mnie jak wychowanka, tak jakoś naturalnie to się ułożyło. Bardzo dobrze czułem się również w Arce Gdynia, w Górniku Zabrze, więc nie chcę wyróżniać jednego miejsca. Każdy klub odegrał jakąś rolę. Jak mówiłem, najdłużej mieszkałem jednak Wrocławiu, chodziłem tam do szkoły średniej, na AWF skończyłem studia magisterskie.

- Karierę mógł Pan zakończyć jako król strzelców pierwszej ligi. Zabrakło tylko jednej bramki. Niedosyt jest?

- Jest, byłaby to wisienka na torcie. Żałuję, bo w 90 minucie ostatniego meczu dostałem niedokładne podanie, a miałbym sytuację stuprocentową... Ale co zrobić, mówi się trudno.

- I za jakiś czas nie przyjdzie do głowy: „Może jednak jeszcze pogram”?

- Raczej nie, ale do końca czerwca mam ważną umowę, więc chyba po urlopie będę jeszcze trenował. A teraz jadę na Euro do Francji, wybieram się na mecze Polaków z Niemcami i Ukrainą. Zamierzam zdzierać gardło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski