- Po meczu z Rozwojem Katowice koledzy z drużyny krzywdy Panu nie zrobili?
- Na szczęście nie, obyło się bez kontuzji. Ale ani szpaleru, ani podrzucania się nie spodziewałem. Tak samo jak tego, że otrzymam aż tyle nagród. Tarcza, puchar, wyróżnienie z okręgowego związku, uzbierało się tego trochę. Naraz do auta nie zabrałem. Za wyróżnienia wszystkim serdecznie dziękuję. No i mogę powiedzieć: „Panie prezydencie, melduję wykonanie zadania. Sandecja została utrzymana”. Teraz moje dalsze kroki zależą od tego, co będzie się działo w klubie.
- Sandecja to klub miejski, a prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak widzi Pana na stołku dyrektora sportowego.
- Nic na ten temat nie wiem. Jako piłkarz umowę mam do 30 czerwca. Ostatnio oberwałem po głowie, że niepotrzebnie mówię niektóre rzeczy, więc wolę siedzieć cicho.
- Co stało się z wami zimą, że po kiepskiej jesieni wiosna była tak udana?
- Jeżeli mam oceniać cały sezon, to początek jesieni był bardzo dobry, bo w pewnym momencie byliśmy na trzeciej lokacie w tabeli. Strzelaliśmy dużo bramek. Co prawda sporo też traciliśmy, ale i tak wygrywaliśmy. Niestety, później zaczęły się kontuzje, zanotowaliśmy fatalną końcówkę rundy i to spowodowało, że znaleźliśmy się na miejscu barażowym. Zimą skończył się kontrakt Robertowi Kasper-czykowi, a klub zatrudnił Radosława Mroczkowskiego. Zrobiliśmy kilka transferów. Nowy trener troszeczkę poukładał obronę i wiosna była bardzo dobra, bo patrząc na tabelę tylko przez pryzmat właśnie tej rundy, to zajęliśmy przecież trzecie miejsce.
- Akurat Pan może o sobie powiedzieć: „Skończyłem karierę, nie tylko przygodę z piłką”.
- Hmm, sam nie wiem... Wolałbym, żeby inni oceniali. To jednak prawda, że miałem przyjemność być zawodnikiem kilku fajnych klubów, ale czy to była jakaś oszałamiająca kariera?
- Nie każdy mógł jednak grać w jednym zespole z obecnym mistrzem Anglii, ikoną belgijskiego Anderlechtu Marcinem Wasilewskim czy Leszkiem Piszem i Krzysztofem Bukalskim. To tylko kilka wybranych nazwisk.
- Uzbierałaby się sporo grupa bardzo dobrych piłkarzy. A który z nich był najlepszy? Pewnie dałoby się to określić, tylko teraz, na szybko, trudno mi postawić na jednego zawodnika. No i tak to jest, że ludzie mają ze sobą dobry kontakt, kiedy są razem w klubie. Potem każdy idzie swoją drogą. Kontakty z czasem zanikają, pojawiają się nowi znajomi, inne środowiska.
- Także nie wszystkim futbol pozwolił mieszkać na słonecznym Cyprze.
- Zawsze powtarzam, że to były fajnie wakacje, tylko szkoda, że bezpłatne. Sprawa jest wyzerowana, ponieważ trudno od nich cokolwiek odzyskać.
- W Pana przypadku stanęło na 103 meczach i 20 golach w polskiej ekstraklasie. Kibice komentują, że można było osiągnąć więcej.
- Powiem szczerze: Tak, można było, ale praktycznie przez całe życie miałem problemy z kolanami. Przeszedłem cztery artroskopie, trzy razy miałem robione rekonstrukcje więzadeł krzyżowych. To na pewno mnie zastopowało.
- Po powrocie z Cypru, od 2009 roku, strzelał Pan bramki już tylko w pierwszej lidze. Ofert z ekstraklasy nie było?
- Coś tam się pojawiało, ale tak to jest, że jak zawodnik ma już trójkę z przodu, to trudno mu wrócić do ekstraklasy. Gdzieś tam mogłem iść, jednak różnie się układało - w jednym klubie miałem ważny kontrakt, a drugi nie chciał za mnie płacić. Lub były rozmowy, które nie zostały sfinalizowane.
- Pana najlepszy mecz?
- Strzeliłem hat-tricka w ekstraklasie przeciwko Wiśle Płock (w 2005 r. jako zawodnik Górnika Zabrze - przyp. red.). To mój najlepszy moment.
- Skończył Pan z piłką w Nowym Sączu, jako zawodnik Sandecji, ale przy takiej okazji nie można nie wspomnieć o Zawadzie.
- Zgadza się, do wielkiej piłki startowałem właśnie z Zawady Nowy Sącz. Wtedy to tam była najlepsza szkółka piłkarska w mieście. Szkoda, że teraz tego klubu praktycznie już nie ma. Wówczas w seniorach jednak nie grałem. Zaliczyłem debiut w czwartoligowej Zawadzie, ale to był tylko jeden sparing, w żadnym oficjalnym seniorskim spotkaniu nie wystąpiłem. Z Zawady wyjechałem do SMS Wrocław, do liceum, miałem wtedy 16 lat. W piłce młodzieżowej brałem udział w międzynarodowych turniejach, byłem królem strzelców, z tego się cieszę.
- Właśnie Wrocław to drugie po Nowym Sączu Pana ulubione miasto?
- Mieszkałem tam najdłużej, bo trzy lata byłem w SMS, a potem cztery spędziłem w Śląsku. Studiowałem też we Wrocławiu. W pewnym momencie w Śląsku traktowali mnie jak wychowanka, tak jakoś naturalnie to się ułożyło. Bardzo dobrze czułem się również w Arce Gdynia, w Górniku Zabrze, więc nie chcę wyróżniać jednego miejsca. Każdy klub odegrał jakąś rolę. Jak mówiłem, najdłużej mieszkałem jednak Wrocławiu, chodziłem tam do szkoły średniej, na AWF skończyłem studia magisterskie.
- Karierę mógł Pan zakończyć jako król strzelców pierwszej ligi. Zabrakło tylko jednej bramki. Niedosyt jest?
- Jest, byłaby to wisienka na torcie. Żałuję, bo w 90 minucie ostatniego meczu dostałem niedokładne podanie, a miałbym sytuację stuprocentową... Ale co zrobić, mówi się trudno.
- I za jakiś czas nie przyjdzie do głowy: „Może jednak jeszcze pogram”?
- Raczej nie, ale do końca czerwca mam ważną umowę, więc chyba po urlopie będę jeszcze trenował. A teraz jadę na Euro do Francji, wybieram się na mecze Polaków z Niemcami i Ukrainą. Zamierzam zdzierać gardło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?