Znad granicy
W_izyta prezydenta Kwaśniewskiego w Moskwie z okazji 60-lecia kapitulacji Niemiec i zakończenia działań wojennych w Europie zapewne długo jeszcze będzie przedmiotem publicznej dyskusji. Dziać się tak będzie głównie z powodu wyraźnego ochłodzenia, a nawet zmrożenia, stosunków polsko-rosyjskich, zademonstrowanego przez Putina w przemówieniu stanowiącym centralny punkt uroczystości moskiewskich.
Cała impreza nie wypadła zresztą aż tak imponująco, jak zakładali jej organizatorzy. Nawet prezydent Bush nie okazywał swemu koledze nadmiernej serdeczności, a z Moskwy udał się do skonfliktowanego z Kremlem Tbilisi, gdzie przyjęty został z entuzjazmem - wyraźnie wymierzonym w Rosję. Nic więc dziwnego, że pośrednie skarcenie Polaków za dopominanie się o prawdę w historii było swoistym odreagowaniem ich nadmiernie śmiałych poczynań.
Mniejsza jednak o to. Gorzej, że demonstracyjnemu pominięciu polskiego wysiłku zbrojnego na frontach drugiej wojny światowej towarzyszyło wręczenie upokarzającego w tej sytuacji pamiątkowego medalu generałowi Jaruzelskiemu, jakby nie było, eksprezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej.
Dziwić się należy, że sam odznaczony, niesyt otrzymanych już wyróżnień, połakomił się na tego rodzaju i wręczone w takich okolicznościach, co postawiło go w jednoznacznie złym świetle. Być może taki już jest i nic go nie zmieni, bo na starość całkowicie zatracił kontakt z rzeczywistością, żyjąc wciąż w tej, którą sam wykreował w grudnia 1981 roku.
W tych samych realiach żyje Władimir Putin. Zdaje sobie, co prawda, sprawę z rozpadu ZSRR, zresztą wielce bolejąc nad tym wydarzeniem, zamykającym kolejny etap istnienia imperium, ale dokłada wszelkich starań, aby je za wszelką cenę odbudować. Co więcej (i - co gorzej), ma ku temu możliwości. I właśnie dlatego w telewizyjnej relacji z wręczania przez Putina odznaczenia Jaruzelskiemu wszystko było na swoim miejscu, także - niestety - antypolskość. Trudno będzie ten widok zapomnieć. Jednak, czy trzeba? A może - przeciwnie - należałoby go utrwalić?
Zapewne długo jeszcze kontakty polsko-rosyjskie będą kontaktami dwóch różnych światów, bowiem obecne pokolenie polityków rosyjskich nie zrezygnuje z dążenia do sowieckiego modelu imperium.
Przywileje, zaszczyty, wizyty składane w wasalnych krainach (oczywiście w odpowiednio przygotowanej scenerii) - to wszystko minęło. Pozostały wspomnienia i nadzieja, że może wrócą dawne czasy, chociażby w bardzo okrojonej postaci, na przykład takiej, jak defilada na placu Czerwonym, zorganizowana w rocznicę zakończenia wojny w Europie. Nosiciele tych wspomnień nie zdają sobie sprawy, że są równie żałośni, jak staruszkowie wożeni ciężarówkami, pojeni wódką, napychani słodyczami i dekorowani kolejnymi medalami już tylko za to, że dożyli do dzisiaj.
Jak generał odznaczany na bankiecie... Polski generał...
I chociaż Kwaśniewski i Jaruzelski wywodzą się z jednej formacji politycznej, wolę tego pierwszego, który nie omieszkał wspomnieć nad symbolicznymi grobami bohaterów Rzeczypospolitej o prawdziwej historii Polski, nawet gdy zabrakło gospodarzy i nawet gdy zapłacił za to ustawieniem w pośledniejszym rzędzie gości na uroczystościach na placu Czerwonym, i to nawet za Juszczenką, który przyleciał z Kijowa do Moskwy tylko na dwie godziny. _Notabene główny aktor "pomarańczowej rewolucji" zaledwie kilka dni wcześniej porozumiał się z Putinem w sprawie utworzenia instytucji międzypaństwowej, w której dyskutować się będzie o głównych problemach w s p ó l n e j polityki rosyjsko-ukraińskiej. Jak było do przewidzenia, i jak to bywało już w podobnych sytuacjach, tyle że za rządów Kuczmy Polska i jej interesy nie odegrały w tym żadnej roli.
Od dawna powtarzam w swoich felietonach, że najlepszym partnerem zagranicznym jest ten, który rozumie, że międzynarodowe stosunki dwustronne najlepiej budować na fundamencie gospodarczym, oraz że tylko wówczas mają one charakter trwały i korzystny dla obydwu stron.
Wypadałoby w gabinecie stosownego ministra, a może nawet prezydenta, wzorem Billa Clintona, wywiesić w pałacu na Krakowskim Przedmieściu napis: "Najpierw gospodarka, głupcze!" To ostatnie słowo odnosi się zresztą do nas wszystkich, także tych, którzy wciąż nie mogą ochłonąć po mroźnych dniach "pomarańczowej rewolucji".
A z kolejnego wywiadu, udzielonego przez generała Jaruzelskiego wynika, że niegdysiejsze całusy Honeckera były wręcz obrzydliwe. Ślinił się czy co? Całował w usta? Miał zepsute zęby?
Zamiast dodawania komentarza, westchnijmy za bohaterem jednej ze sztuk Mrożka: "Ech, Piotrze Ohejowiczu!"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?