Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Jacek Majchrowski o 20 latach rządów w Krakowie. "Z obecnym rządem dobrze mi się współpracuje"

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
Prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski
Prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski Andrzej Banaś
Rozmowa z prezydentem Krakowa prof. Jackiem Majchrowskim o 20 latach jego rządów pod Wawelem, koalicji z Platformą Obywatelską, współpracy z rządem Prawa i Sprawiedliwości i planach na przyszłość.

Długo Pan z nami nie chciał rozmawiać. Dlaczego?

Od bardzo długiego czasu nikt o wywiad ze mną nie zabiegał. Ja o takie rozmowy nie proszę, bo wiele artykułów na mój temat i miasta nie było rzetelnych.

To co się stało, że teraz zgodził się Pan ze mną porozmawiać?

Zwrócił się Pan o rozmowę, to się spotkaliśmy i rozmawiamy.

Redaktor Naczelny Wojciech Mucha próbował i Pan mu odmawiał. Czym zawinił?

Redaktor Mucha poprosił o wywiad tylko raz i niestety nie udało nam się spotkać z powodu jakiejś niespodziewanej zmiany planów z mojej strony. Więcej nigdy spotkania nie zaproponował. Z resztą nie dziwi mnie to, bo red. Mucha nie krył nigdy sympatii do moich oponentów.

Jeśli zarzuca nam Pan nierzetelność to trzeba podać konkrety.

Rzetelność to przede wszystkim pokazywanie rzeczywistości takiej jaka jest – a są rzeczy zarówno złe jak i dobre. Jeżeli wybiera się tylko negatywne, a pomija wszystko co jest pozytywne, lub odwrotnie, to zakłamuje się rzeczywistość. Nie mam nic przeciwko krytyce. Wiem też, że media zawsze uważają, iż rzetelność polega na tym, by dokopać władzy. Proszę zwrócić jednak uwagę, że dokopujecie miastu, a instytucjami wojewódzkimi nigdy się nie interesujecie. Tam zawsze jest wszystko w porządku.

Myli się Pan Prezydent. Przykład pierwszy z brzegu. Kiedy Sejmik Województwa Małopolskiego wydłużył termin likwidacji „kopciuchów”, to po naszych publikacjach w Urzędzie Marszałkowskim byli mocno niezadowoleni.

Napisaliście, bo już nie wypadało o tym nie wspomnieć, ale i tak bardzo delikatnie. Proszę to porównać z artykułami, gdy Kraków był na etapie likwidacji „kopciuchów”. Wtedy narracja mediów była znacznie ostrzejsza pod adresem władz Krakowa. Zarówno prezydenta, urzędników jak i radnych. Sejmik ma taryfę ulgową.

Rozmawiamy już chwilę, a na początku Pan zarzucił mi też nierzetelność. Zmienił Pan o mnie zdanie? Czym sobie zasłużyłem?

Podam przykład. Jednym z ulubionych Pana tematów są stadiony. Napisał Pan, że najgorsza inwestycja Majchrowskiego to stadion Wisły, w odróżnieniu od tego po drugiej stronie Błoń, który jest świetny. Jakby był Pan rzetelny, to też zaznaczyłby, że obiekt Cracovii został wybudowany za prezydentury Majchrowskiego, ale tego już nie ma. Nigdy nie przeczytałem, że stadion Cracovii to „sukces Majchrowskiego”. Tak się właśnie manipuluje czytelnikami, żeby powiązać czyjeś nazwisko wyłączenie ze zjawiskami, które mogą wzbudzać kontrowersje.

Pisałem o tym w felietonie, dając przykład dobrej i złej miejskiej inwestycji. Wiadomo, że oba stadiony są miejskie.

Kto wie, to wie. A zapewniam Pana, że jakby Pan zapytał mieszkańców, to znaczna część odpowie, że stadion Cracovii wybudował właściciel tego klubu prof. Janusz Filipiak.

Stadion Cracovii się udał i nikt nie mówi inaczej. A stadion Wisły? Sam Pan wie…

Tutaj problemy wynikały z tego, że miasto przejęło projekt od Wisły, rozpoczęła się budowa mniejszego stadionu, ale Polska otrzymała współorganizację Euro 2012 i trzeba było obiekt dostosować do tej imprezy, powiększyć. Projekt trzeba było przerobić i zaczęły się komplikacje.

Można by pomyśleć, że Pańska kariera w samorządzie od samego początku to pasmo sukcesów. Rządzi Pan Krakowem od 20 lat, wygrał pięć razy w wyborach. Trudno tego nie dostrzec i nie docenić takiego rekordu. Jak to się stało, że te 20 lat temu zdecydował się Pan po raz pierwszy kandydować?

U podstaw było założenie stowarzyszenia „Przyjazny Kraków”, w którego skład weszły osoby różnych opcji od Solidarności, przez Unię Wolności, a kończąc na lewicy. Potem okazało się, że będą pierwsze powszechne wybory, w których o wyborze prezydenta Krakowa nie będą decydowały partie polityczne, tylko mieszkańcy. Prezes stowarzyszenia prof. Dubiel poprosił mnie, żebym wystartował. Zgodziłem się.

Miał Pan wtedy bardzo mocnych rywali i zapewne nie czuł się faworytem?

Moim kontrkandydatem był Józef Lasota, który był już wcześniej prezydentem, rywalizowałem też m.in. ze Zbigniewem Ziobrą i Janem Rokitą. Ten drugi był przekonany, że zostanie prezydentem, w zasadzie funkcjonował już wtedy jakby pełnił tę funkcję i do tej pory mu nie przeszło, jak się czyta jego komentarze. W tych wyborach, jak w każdych, chodziło o zaprezentowanie koncepcji i okazało się, że moje propozycje był dla mieszkańców najatrakcyjniejsze. Tak zostałem wybrany. Na pewno tamte wybory były najtrudniejsze do wygrania spośród pięciu, w których zwyciężyłem. Wtedy w II turze wygrałem z Józefem Lasotą.

Co Pana zdaniem przesądziło wtedy o zwycięstwie?

Sądzę, że mieszkańcy mieli już dosyć partyjniactwa, układów politycznych, bowiem wcześniej to radni wybierali prezydenta, który desygnował zastępców i też według partyjnego klucza. Okazało się, że mieszkańcy chcą zmian, rozpoczętych przez mojego poprzednika Andrzeja Gołasia, który powiedział, że czas skończyć z tą inwestycyjną impotencją. Trzeba jednak też mieć na uwadze, że prezydent Gołaś, a po nim ja, weszliśmy w okres, jakiego nie mieli nasi poprzednicy. Mogliśmy już korzystać z funduszy przedakcesyjnych, a potem unijnych. To pozwoliło na szerszy oddech w budżecie i liczne budowy. Wcześniej, kiedy do wykorzystania były tylko miejskie środki, to było skromnie jeżeli chodzi o inwestycje.

Teraz fundusze unijne się kończą, a nowych na razie nie widać…

Teraz jedziemy na oparach ostatniego unijnego rozdania. Nie ma kolejnych funduszy. Po wypowiedziach polityków widać jednak, że może pójdzie to w dobrym kierunku.

Wspomniał Pan, że mieszkańcy mieli dość partyjniactwa. Pan jednak był związany z lewicą…

Byłem szeregowym członkiem SLD, ale bez żadnych funkcji. Nie byłem żadnym politycznym działaczem. Zaznaczyłem, że jeżeli zostanę wybrany na prezydenta, to zrezygnuję z członkostwa w partii i to zrobiłem. Do tej pory nie należę do żadnej partii i uważam, że tak powinno być. Prezydent powinien być apolityczny, apartyjny. Życie jest jednak takie, że moje hasło „Z dala od polityki” nie zawsze jest możliwe do zrealizowania.

I dlatego od lat Pan i pańscy radni jesteście w koalicji z Platformą Obywatelską?

Startowaliśmy w ostatnich wyborach ze wspólnych list. Polityka odbija się też na Radzie Miasta. O najważniejszych głosowaniach jak budżet czy absolutorium nie decydują radni PiS czy PO, tylko gremia polityczne. O tym, że w tym roku radni Platformy nie zagłosowali za wotum zaufania dla mnie nie zadecydowali radni na sali obrad, a zarząd powiatu tej partii, czyli ludzie, którzy w większości w ogóle nie mają do czynienia z miastem, nie znają się na jego problemach i działają typowo politycznie.

W PiS czy innych partiach jest inaczej?

Jeżeli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość, to mamy identyczną sytuację. Tam od lat były takie zasady, że o tym, jak głosuje PiS w części decydował Zbigniew Ziobro, a w części Zbigniew Wassermann. Teraz jest to rozszerzone na trzy stronnictwa w PiS dotyczące Krakowa, których liderami są Małgorzata Wassermann, Ryszard Terlecki i Andrzej Adamczyk. Każdy z nich ma swoich ludzi i ich ustawia. Jest jednak jeszcze inna rzecz, na przestrzeni tych 20 lat Mateusz Morawiecki jest ósmym premierem, z którym współpracuję. Zaczynałem od rządu Leszka Millera, później przeszedłem przez wszystkie opcje polityczne. Zadaniem prezydenta miasta jest współpraca z każdym rządem, bez względu na to, czy się z nim zgadza, czy nie.

Z którym rządem najlepiej się Panu współpracowało?

Trudno mi powiedzieć, z kim najlepiej. Mogę powiedzieć, że z obecnym rządem dobrze mi się współpracuje. To jest pierwszy rząd, którego posłowie, czy ministrowie pochodzący z tego okręgu chcą coś robić dla Krakowa i Małopolski. We wcześniejszych rządach albo nasz region nie miał swoich przedstawicieli, albo tacy byli, ale uważali, że skoro są stąd, to im nie wypada działać w interesie naszego miasta. W przypadku rządów Platformy zupełnie inne zdanie mieli posłowie z Dolnego Śląska, Pomorza, czy Mazowsza. Do Warszawy, Wrocławia i Gdańska płynęły duże pieniądze.

Skrytykował Pan koalicjantów. Ładnie tak robić?

Stwierdzam fakty. Koalicja z Platformą jest jaka jest. Nie zagłosowali teraz za wotum zaufania, przekonując, że chcą odzyskać własną tożsamość. Jeżeli tożsamość polega na negowaniu tego, co się robiło do tej pory i za co jest się współodpowiedzialnym, to współczuję.

To dlaczego nie zawiąże Pan koalicji z Prawem i Sprawiedliwością?

Do kolejnych wyborów zostało już tylko półtora roku. Zawsze mówię, że współpracować można z każdym. Mnie nie chodzi o to, żeby była jakaś formalna koalicja z jedną partią. Chciałbym, żeby była współpraca ze wszystkimi. Jest jednak tak, że ci wszyscy nie godzą się na współpracę z tą drugą stroną.

Niedawno spotkał się Pan z posłanką Małgorzatą Wassermann. Oboje dobrze o sobie mówicie, więc opinii o możliwej koalicja z PIS jest coraz więcej...

Co innego Prawo i Sprawiedliwość, a co innego Pani poseł Wassermann. Jest osobą, z którą bardzo dobrze się współpracuje i bardzo wiele robi dla miasta. To chciałem podkreślić bardzo wyraźnie. Rzadko się zdarza, żeby krakowscy posłowie cokolwiek robili dla swojego okręgu, oprócz różnych apeli, podpisywania oświadczeń, itp. Posłanka Wassermann działa z drugiego szeregu, ale w sposób przynoszący konkretne rezultaty. Zawsze podkreślam, że dobrze współpracuje mi się również z ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem. Za jego czasów rozpoczęto budowę północnej obwodnicy, powstaje brakujący odcinek z Krakowa do województwa świętokrzyskiego dwupasmowej trasy S7 w kierunku Warszawy. Wcześniej w sprawie S7 jeździłem do ministra infrastruktury z czasów rządów Platformy Cezarego Grabarczyka, jeździli ze mną aktywiści, przekonywaliśmy do tej inwestycji, ale nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia, jak grochem o ścianę.

Chwali Pan rząd bo daje dzisiaj miliony na Igrzyska Europejskie w 2023 roku. A co z mieszkańcami, którzy w referendum jasno wypowiedzieli się przeciw igrzyskom zimowym i pewnie podobnie byłoby w tym przypadku?

Niech mi ktoś racjonalnie wytłumaczy, dlaczego mamy nie robić tych igrzysk? Dlatego, że kilku osobom nie podoba się współpraca z PiS-em? W Krakowie odbywa się masa różnych imprez sportowych o wyższej nawet randze, czyli mistrzostw świata i nic złego się nie dzieje. W tej sytuacji też nic złego się nie stanie. Mało tego, mamy wyliczone, że na czysto dostajemy 400 mln zł, bo 500 mln zł otrzymaliśmy od rządu w związku z igrzyskami, a na organizację imprezy mamy wyłożyć 100 mln zł. Oprócz tego jest kilka inwestycji, które zostały dogadane w ramach tematu igrzysk, ale nie weszły do tego pakietu. Mają zostać zrealizowane z rządową pomocą w późniejszym czasie. Na razie dzięki rządowym pieniądzom możemy wykonać wiele przedsięwzięć drogowych, na które mogłoby zabraknąć pieniędzy w przyszłorocznym budżecie. Z powodu inflacji, wzrostu cen, zmian podatkowych czeka nas najtrudniejszy okres pod względem finansowym odkąd jestem prezydentem.

W ciągu tych 20 lat nigdy nie było gorzej?

W 2011 roku też było ciężko pod względem finansowym, a w 2010 roku bardzo obawiałem się z powodu powodzi. Było zagrożenie, że Wisła wyleje i woda wtargnie na ulice miasta. Martwiliśmy się wszyscy czy wały wytrzymają, czy most Dębnicki nie zostanie zerwany, bo brakowało dosłownie kilku centymetrów, by woda sięgnęła przęsła.

A dobrze, czy najlepiej było kiedy Panie Prezydencie?

Poza wspomnianymi latami było dobrze.

Największym wydarzeniem były zapewne Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku…

Okazało się, że podołaliśmy organizacyjnie. A jaka była wcześniej afera, że przyjadą pielgrzymi i rozdepczą Kraków, żebyśmy tego wydarzenia nie robili, tak jak teraz igrzysk. Wszystko się udało, a było to dużo większe wydarzenie o nieporównywalnej skali do igrzysk europejskich.

A do Mistrzostw Europy w piłce nożnej? Tego się już nie dowiemy, bo Euro 2012 ominęło Kraków. Żałuje Pan?

Do dziś mam żal. Było powiedziane, że Euro 2012 dostaną miasta najlepiej oceniane. Najlepszą ocenę miał Kraków, a nie został wybrany. To zostało załatwione prywatnymi układami. Później Jan Kulczyk mi się przyznał, że załatwił z Michelem Platinim, by to Poznań wszedł na listę miast organizatorów, a nie Kraków. Jak to załatwił, to już tego nie wiem.

A inwestycje, z których jest Pan najbardziej dumny? Wszystko się udało?

Wiele się udało. Wybudowaliśmy obiekty metropolitalne, takie jak Tauron Arenę, centrum kongresowe ICE Kraków, powstało nowe rondo Mogilskie z tunelem tramwajowym pod Dworcem Głównym, rondo Ofiar Katynia. Powstała Trasa Łagiewnicka. Proszę też wziąć pod uwagę inwestycje dotyczące kultury, wszystkie teatry i muzea albo mają nowe siedziby albo ich budynki zostały wyremontowane. Przebudowano miejskie place wraz z Rynkiem Głównym i prawie wszystkie ulice dochodzące do niego, oprócz Siennej, która teraz będzie remontowana. Powstają nowe parki, w sumie będzie ich w Krakowie ponad 100. Mamy ponad 200 boisk przy szkołach, kilka basenów, kilka nowych sal gimnastycznych. To są inwestycje, które giną w tłumie, ale jak się to zbierze i policzy, to dla lokalnych społeczności to jest naprawdę bardzo dużo. Zawsze natomiast podkreślam, że nie udało się wybudować jednego stadionu. To był mój pomysł, ale radni się na to nie zgodzili, uznali, że trzeba wybudować osobne obiekty dla Cracovii i Wisły.

Jarmark Bożonarodzeniowy na Rynku Głównym. Kiermasz w Krakow...

Metropolia, która nie ma dobrej komunikacji, a dokładnie metra nie ma szans na rozwój. Mieszkańcy to rozumieją i w referendum w 2014 roku zagłosowali za budową metra. Nie doczekali się. Nawet łopata nie została wbita...
Sądziłem, że jak się referendum skończy, to od razu będzie można wysłać ludzi z łopatami, żeby zaczęli kopać. Był problem, że nie wiedzieli, w którym miejscu zacząć i w jakim kierunku kopać.

Żarty, żartami, ale wstępna koncepcja była, budowa tunelu z Nowej Huty przez centrum do Bronowic…

Owszem, tyko to była koncepcja z lat 70., gdy w hucie pracowało ok. 40 tysięcy osób. Dlatego trzeba było od nowa ustalić dokładny przebieg, który byłby poparty tzw. potokami pasażerskimi. Żeby metro miało sens, to muszą być prognozy, pokazujące, że skorzysta z niego odpowiednia liczba pasażerów, tak by inwestycja była opłacalna. W ramach prac nad studium wykonalności dla metra zostały sporządzone niezbędne analizy. Teraz wiemy na czym stoimy. W pierwszej kolejności powstanie linia tramwajowa z ulicy Meissnera do Mistrzejowic. Część zostanie poprowadzona w tunelu i zostanie też wykonany podziemny rozjazd dla premetra. Ważne są też finanse. Nikt chyba sobie nie wyobraża rozpoczęcia takiej inwestycji bez oszacowania kosztów i gwarancji finansowania.

Powstać ma premetro, czyli podziemny tramwaj z Olszy na Krowodrzę. A dlaczego nie metro z trasą pod centrum?

Kiedyś w Londynie mieszkałem w budynku, pod którym przechodziło metro. Wytrzymałem dwa dni. W Krakowie pod samym centrum nie widzę szans na poprowadzenie metra. Nie zgodzą się na to władze konserwatorskie.

Miasto przymierza się też do budowy tras Pychowickiej i Zwierzynieckiej. Mieszkańcy chcieliby, aby nie tylko droga ale też linia tramwajowa przebiegała w tunelu pod Wisłą, a także pod cennym lasem łęgowym w Przegorzałach a nie doprowadziła do zagłady cennych przyrodniczo i rekreacyjnie terenów zielonych. Dlaczego znów miasto jest głuche na oczekiwanie, postulaty mieszkańców i nie bierze się pod uwagę takiego rozwiązania?

Koncepcje nadal są na etapie konsultacji. Łatwo się tak mówi, niech wszystko idzie tunelem. Później jak się wykona wyliczenia finansowe takiego rozwiązania, to będą pytania, dlaczego tak drogo. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że jeżeli tramwaj ma jechać w tunelu pod Wisłą i lasem, to jeszcze musi mieć dosyć daleko najazd i wyjazd. W związku z tym cały ten odcinek byłby wyłączony jeżeli chodzi o rozmieszczenie przystanków. Ale zobaczymy, wszystko jest jeszcze w fazie koncepcji.

Na koncepcjach skończyły się też plany budowy sieci podziemnych parkingów w centrum. Powstały dwa. W europejskich metropoliach takich jak np. Wiedeń czy Budapeszt jest z tym dużo lepiej...

W tych europejskich miastach mają innych konserwatorów zabytków. Gdyby w Krakowie był w średniowieczu urząd miejskiego konserwatora, który pełniłaby poprzednia konserwator Pani Monika Bogdanowska, to mieszkalibyśmy nadal w pięknych lepiankach lub drewnianych domach, słomą krytych. Uważam, że powinniśmy dbać o zabytki, ale rozsądnie. Zawsze daję jeden przykład z czasów poprzedniego konserwatora: na rondzie Matecznego były dwie wielkie drewniane wille. Chcieliśmy przenieść je w inne miejsce. Okazało się, że nie można, że są wpisane w krajobraz i muszą tam pozostać. Jedna się spaliła, druga zawaliła i jest po zabytkach. Co do parkingów, to sytuacja się zmieniła od czasów, kiedy planowano dużą liczbę takich obiektów w mieście. Teraz powstają parkingi park&ride w sąsiednich gminach, gdzie można zostawić samochód i przesiąść się na pociąg czy autobus dojeżdżający do Krakowa.

Nie żałuje Pan, że w ciągu tych pięciu kadencji nie udało się jednak rozpocząć żadnego większego miejskiego założenia, takiego jak chociażby Nowe Miasto, czyli dzielnica wieżowców na Rybitwach?

Wszytko było można, ale wcześniej były inne priorytety. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Budowaliśmy halę widowiskową, stadiony, centrum kongresowe, ale też zmieniały się niektóre części miasta. Przykładem Zabłocie, które z dzielnicy przemysłowej zmieniło się w biurowo-mieszkaniową.

Tak. Dzisiaj powszechnie nazywa się ją Mordorem. Betonu tam nie żałowano, podobnie na Grzegórzkach. Ta betonoza Pana chyba prześladuje?

Rozumiem, że oczekuje Pan takiej odpowiedzi: betonoza jest w Krakowie straszna. 72 procent terenów zielonych to jest naprawdę mało. W mieście powinno być 100 procent takich terenów. To powinien być jeden wielki ogród, albo sad, albo las. Wie Pan, budowanie budynków w mieście w ogóle jest rzeczą okropną i niedopuszczalną,

Jeden z radnych zauważył nawet, że przecież zanim powstał Kraków, to tu był las.

I tak trzeba było zostawić. A tu przyszedł jakiś król i wyznaczył miasto, na takim pięknym lesistym terenie.

Tak natomiast prezentował się niegdyś dzisiejszy Salwator. Mamy tu zespół klasztorny norbertanek, jak i kościół Najświętszego Salwatora. Otaczały je zabudowania wioski należącej do klasztoru.

Tak wyglądał Kraków 1000 lat temu! Zobaczcie rekonstrukcję. ...

Panu z tego powodu jest do śmiechu, ale wystarczy pojechać na osiedla wybudowane w ostatnich latach, gdzie jest blok na bloku, a place zabaw są mniejsze od więziennych spacerniaków i to przestaje być śmieszne. Ktoś na taką zabudowę zezwolił…

Wcale mnie to nie śmieszy i widzę problemy takich osiedli. Raczej denerwuje mnie przesada w każdym kierunku. Cały problem polega na tym, że istnieją pewne przepisy ustawowe i jak deweloper zgłasza wniosek o budowę i wszystko jest zgodne z prawem, to urzędnik, który z mojego upoważnienia wydaje decyzję nie może mu odmówić, bo sprawa trafi do sądu z zarzutem przekroczenia uprawnień. Jak przepisy są głupie albo nielogiczne, to trzeba je zmienić, ale tutaj jakoś posłowie nie działają. Po każdych wyborach daję posłom z naszego regionu plik zagadnień, wniosków, co można byłoby zmienić, poprawić. Zazwyczaj nic z tym nie robią. Nie wiem, czy to co im daję idzie prosto do kosza, czy odkładają na biurko.

Może z tą zabudową nie byłoby takiego problemu, gdyby Pan poszedł w ślady swojego wielkiego poprzednika sprzed wieku Juliusza Leo, wizjonera który zawalczył o rozszerzenie granic Krakowa?

Kilka lat temu zrobiliśmy w tej sprawie ankietę i ponad 80 procent mieszkańców opowiedziało się przeciwko rozszerzaniu granic Krakowa. Przyłączanie dodatkowych terenów to koszt związany z doprowadzeniem tam wszystkich miejskich sieci z mediami, zapewnieniem komunikacji. Krakowianie wolą więc, aby inwestować w to, co jest i tak robimy. Trzeba też wziąć pod uwagę, że potrzebna jest zgoda na rozszerzenie gmin ościennych, a one też nie chcą się przyłączać do Krakowa.

Rozmawiał Pan o tym z przedstawicielami sąsiednich gmin?

Jak powstawało Stowarzyszenie Metropolia Krakowska, to się spotkałem z wójtami i burmistrzami gmin, które są wokół i powiedziałem trochę na zasadzie żartu, że to jest pierwszy krok, by ich włączyć do Krakowa. Na co odpowiedzieli, że bardzo chętnie, ale proszą, żebym załatwił stanowiska dla dodatkowych 17 wiceprezydentów. Później poważnie nikt nie wracał do tego pomysłu. Ościenne gminy chcą być samodzielne. Nie są zainteresowane przyłączeniem do Krakowa. Widzi Pan, żeby tego chciała Wieliczka, mimo tego, że aż się prosi? Podobnie w przypadku Niepołomic, Wielkiej Wsi, czy Zielonek, które są sypialnią Krakowa.

Pan by przyłączył, jakby mógł?

Niespecjalnie. Nie ma co Krakowa rozwlekać. Miasto ma być kompaktowe. Ale zobaczymy jak to wyjdzie. Obserwuje się, że część naszych mieszkańców wyprowadza się do ościennych gmin, ale nadal ma zameldowanie w Krakowie. Teraz z powrotem można byłoby ich do Krakowa wcielić.

Wyprowadzają się za Kraków, ale tu zostawiają nieruchomości i np. wynajmują turystom...

Wraz z innymi europejskimi miastami zwróciliśmy się do Unii Europejskiej, aby uregulować prawo związane z najmem krótkoterminowym. Wszystko wskazuje na to, że w Brukseli zaczną przystępować do wprowadzenia regulacji. Zobaczymy, jak im to wyjdzie.

Za czasów Pana prezydentury do Krakowa rocznie przyjeżdżało rekordowo po kilkanaście milionów turystów. Pozwolił Pan by wyludniło się Stare Miasto, bo coraz mniej osób chciało mieszkać w zgiełku i hałasie. Zamienił Pan Profesor historyczne centrum w wyszynk i bazę hotelową dla przyjezdnych, a odebrał Pan je mieszkańcom.

Podaje się przykłady Wrocławia czy Gdańska, gdzie w centrum jest więcej kamienic z mieszkańcami. Dowcip polega jednak na tym, że na ziemiach odzyskanych wszystko to, co było mieniem poniemieckim zostało upaństwowione i skomunalizowane. We Wrocławiu prezydent nie ma więc problemu. W Krakowie mieszkańcy wyprowadzali się nie tylko ze względu na hałas, choć to też było powodem. Wszystko zaczęło się od tego, jak kamienice zaczęły powracać do dawnych właścicieli albo spadkobierców. A z tego co pamiętam, to w obrębie Plant Krakowskich jednym z głównych właścicieli nieruchomości jest Kościół. Ci właściciele zaczęli prowadzić swoją politykę, w większości woleli wynajmować budynki, albo lokale na aparthotele albo banki, niż trzymać lokatorów, którym po wypowiedzeniu najmu miasto musiało szukać mieszkań. W ścisłym centrum urząd ma część kamienicy w Rynku Głównym, w której jest Klub Pod Jaszczurami i część budynku, gdzie mieści się posterunek policji. Cała reszta jest w rękach prywatnych i kościelnych.

Kościół jest więc winny… To może nie chce Pan koalicji z PiS z powodów światopoglądowych?

Nigdy nie uważałem, że kwestie światopoglądowe powinny mieć wpływ na działanie samorządu. Wspomniał Pan, że zawsze jestem łączony z lewicą, ale gdy była koncepcja, by z kapituły medalu Cracovia Merenti wykluczyć metropolitę krakowskiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, to byłem zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozwiązania. Uważałem, że tego robić nie należy.

Lewica chciała natomiast w pewnym momencie, by z jej poparciem kandydował Pan na prezydenta Polski. Nie kusiło, by zawalczyć o prymat w krajowej polityce?

Były takie pomysły, ale nigdy mnie to nie pociągało, nie przyjąłem takich propozycji. Nie zastanawiałem się nawet nad tym, jakie miałbym szanse w wyborach na prezydenta RP, bo tę sprawę od razu wykluczyłem. Nigdy nie chciałem się ruszać z Krakowa. Zawsze uważałem, że tu jest moje miejsce.

Jak to jest, że w Krakowie nie potrafili Pana pokonać nawet ci politycy, którzy później zrobili karierę w skali całego kraju i pełnią dzisiaj ważne funkcje w rządzie czy Sejmie, a jeden jest prezydentem naszego kraju?

Andrzej Duda powiedział mi, że łatwiej jest zostać prezydentem Polski niż Krakowa. Inni moi kontrkandydaci zostali szefami partii, marszałkami Sejmu, ministrami. Wygląda na to, że rywalizowanie ze mną i przegraną nie należy jednak traktować jako porażki tylko bardziej jako trampolinę do krajowej polityki.

Co więc trzeba mieć w sobie, jak postępować, by wygrywać od tylu lat pod Wawelem? Musi Pan wiedzieć.

Ja się po prostu daję lubić. Nie wszystkim, ale… Nigdy nie opowiadałem populistycznych haseł, nigdy nie szedłem z tzw. prądem. Jeżeli coś powiem, to uzasadniam, dlaczego tak myślę, a nie inaczej. Tak było chociażby z tym metrem. Zawsze mówiłem, że jest niepotrzebne w Krakowie, ale skoro taki był wynik referendum, to zacząłem przygotowywać tę inwestycję. Podsumowując, zawsze traktowałem mieszkańców w sposób poważny.

20 lat to jednak bardzo dużo. Może nawet za dużo. PiS, który Pan chwali zmienił nawet ustawę, żeby w przyszłości nie było niemal dożywotnich rządów w miastach czy gminach. Ostatni sondaż przedwyborczy, w którym zajął Pan dopiero trzecie miejsce za Łukaszem Gibałą i Małgorzatą Wassermann może wskazywać, że w Krakowie mają jednak Pana dość.

Półtora roku przed wyborami to wszystko jest palcem na wodzie pisane. Sondaże wykonują różne pracownie, różnymi metodami. Dam taki przykład, oglądam niedawno TVN, pokazują sondaż, z którego wynika, że Platforma Obywatelska ma 32 procent poparcia, a Prawo i Sprawiedliwość 28 procent. Przełączam na TVP, a tam inna pracownia, inny sondaż – PiS 38 procent, Platforma – 24. Zawsze to powtarzałem, że wierzę tylko w sondaże, które sam zamawiam. One różnią się później od wyniku wyborczego o 1-3 procent. A reszta sondaży to jest barachło.

Powiedział Pan, że z dwójki Łukasz Gibała, Małgorzata Wassermann, jeżeli miałby wskazać swojego następcę, to wybrałby posłankę PiS. Skąd taki wybór?

Małgorzatę Wassermann uważam za bardzo rozsądną i merytoryczną posłankę. Jest prawnikiem, który ma rozeznanie, stoi twardo na ziemi. Nie wiem, czy będzie chciała kandydować, pewnie nie, natomiast dużo robi dla miasta.

Łukasz Gibała wygrał w ostatnim sondażu dotyczącym prezydentury w Krakowie. To dlatego go Pan tak nie lubi?

Co do Łukasza Gibały to jest populistą, który nie prezentuje żadnego swojego pomysłu na miasto, a już tym bardziej żadnych rozwiązań trudnych problemów. Wie, że wyrażenie swojego zdania na trudny temat będzie się wiązało się z narażeniem się części ewentualnych wyborców, więc unika tego jak ognia. Nie ma żadnego programu. Ma skupioną wokół siebie grupę osób, która głównie judzi.

A Pan będzie kandydował po raz szósty?

Zostało półtora roku i nie wiadomo co przez ten czas się wydarzy. Ustawa pozwala mi jeszcze kandydować na jedną kadencję i nie wiem, czy z tej możliwości nie będę chciał skorzystać. Na razie jeden dzień mam taki, że decyzja jest na tak, a drugi na nie.

Co mogłoby Pana skłonić do podjęcia decyzji na tak?

Chociażby zaczęcie budowy premetra. Ostateczną decyzję powinienem podjąć na pół roku przed wyborami.

FLESZ - Kraków liderem ekologicznych rozwiązań

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Prezydent Jacek Majchrowski o 20 latach rządów w Krakowie. "Z obecnym rządem dobrze mi się współpracuje" - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski