Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent nagminnie wzywa Boga, ale krzyża w urzędzie nie powiesisz

Zbigniew Bartuś
Dr Paulina Napierała
Dr Paulina Napierała Andrzej Banaś
Szef kliniki aborcyjnej został zastrzelony w kościele, a prywatna firma może być... wierząca. Nigdzie na Zachodzie spory na tle religijnym nie są tak gorące jak w Stanach Zjednoczonych. Opowiada o tym dr Paulina Napierała, autorka książki "Religia i polityka w USA”.

– Czy ateista może być prezydentem USA?

– Już 54 procent Amerykanów mówi „tak”. Ale jeszcze niedawno zdecydowana większość uważała, że ateista prezydentem być nie może. Ateista oraz katolik.

– Ciekawy duet. Czemu nie ateista?

– Wystarczy poczytać Johna Locke’a. Twórca liberalizmu i pojęcia tolerancji uważał, że nie można tolerować ateistów i katolików. Według niego – a potem przez lata większości Amerykanów – ateista nie ma nad sobą żadnej istoty, której by się obawiał, stąd też przekonanie, że nie może mieć żadnego systemu wartości. W ogóle nie dopuszcza się myśli, że on może czerpać zasady moralne choćby z filozofii. A skoro nie ma nikogo i niczego, na co mógłby przysiąc, to może łamać przyrzeczenia.

– A katolik?

– Podstawowa obawa dotyczyła tego, że będzie nielojalny. Jak przyjdzie co do czego, wybierze wierność Watykanowi, a nie Ameryce.

– Taką „gębę” dorobili katolikom protestanci?

– Protestanci byli prześladowani w Europie przez katolików, więc kiedy wyemigrowali za Ocean – powieźli tam ze sobą stereotyp śmiertelnego wroga. Większość z nich się bała, że jeśli przyjmą do siebie katolików, to prześladowania powtórzą się w Ameryce. Ponadto, katolicyzm kojarzył się protestantom z autorytaryzmem, monarchią i ślepym posłuszeństwem hierarchii. Przy tym tak sztywno trzymano się zasady, żeby katolików nie dopuścić do niczego, że sytuacja się odwróciła – i to katolicy byli prześladowani. To dość typowe: dopóki jesteśmy mniejszością, to opowiadamy się za wolnością i tolerancją, a gdy stajemy się większością, to już niekoniecznie.

– Ale rzekoma „wierność Watykanowi” to nie był jedyny problem katolików?

– Owszem. Ich masowa migracja do USA rozpoczęła się w XIX wieku, z biednych krajów Europy, o zupełnie innej kulturze niż amerykańska, która oparta była głównie na etyce protestanckiej i purytańskich zasadach moralności, samokontroli i wstrzemięźliwości. A Polacy czy Włosi lubili się zabawić, wypić…

– Byli biedni, niewyedukowani…

– W oczach miejscowych – barbarzyńscy. Nie znali języka i byli silnie związani z krajami pochodzenia, uważano wręcz, że są najpierw lojalni wobec starego kraju, potem Watykanu, a na samym końcu – o ile w ogóle – USA. Nie uchodzili za amerykańskich patriotów.

– Stąd się wzięła m.in. nieufność wobec amerykańskich Niemców czy Japończyków w czasie I i II wojny światowej?

– Tak. Były obawy, że będą szpiegować, knuć, uprawiać dywersję. Skończyło się to tragicznie – nieuzasadnionymi oskarżeniami, aktami przemocy, a nawet internowaniem Amerykanów japońskiego pochodzenia.

– Dziś tak postrzega się muzułmanów.

– To ciekawe, bo oni nigdy wcześniej nie mieli tego problemu. Mieszkali w Stanach od lat, prowadzili biznesy, budowali świątynie, byli bardzo cenieni za działalność charytatywną, cieszyli się pełną wolnością i tolerancją. Ich sytuacja zdecydowanie pogorszyła się po 11 września 2001. Zaczęli być inwigilowani, śledzeni, masowo podejrzewani o współpracę z terrorystami. Sąsiedzi chcieli pozbywać się ich ze swoich dzielnic, pojawiły się problemy ze stawianiem nowych meczetów… Stracili zaufanie pozostałych Amerykanów, choć żaden z zamachowców nie był przecież obywatelem USA. Ale nienawiść i podejrzliwość przeniosła się na całą grupę.

– Mimo to aż 58 proc. Amerykanów zagłosowałoby w wyborach na muzułmanina. O 4 proc. więcej niż na ateistę. A katolik jest dziś bardziej wybieralny?

– Tak, już około 90 proc. Amerykanów zaakceptowałoby takiego prezydenta. Ale zawsze wzbudza to pewne kontrowersje. Ujawniło się to choćby nie tak dawno przy Johnie Kerrym.

– Skrajni chrześcijanie ewangelikalni – czyli bardzo mocni i głośni w USA przedstawiciele międzywyznaniowego ruchu w protestantyzmie, odczytują Biblię wprost. Katolik dla nich...

– To w ogóle nie jest chrześcijanin. To jest ktoś, kto zamiast czytać Biblię, słucha papieża; zamiast „indywidualnej relacji z Chrystusem”, preferuje rytuały. Ale generalnie podejście do katolików bardzo się zmieniło od czasów Johna Kennedy’ego, który był kochanym prezydentem (choć początkowo, jako kandydat, miał duże problemy właśnie z powodu swego katolicyzmu). Ale ma to również silny związek ze zmianą strategii prawicy religijnej. Doszła ona do wniosku, że musi wzmocnić swe szeregi, stąd próba zjednania katolików.

– Katolicy to jest w USA spójna grupa?

– W sumie stanowią już prawie jedną czwartą społeczeństwa, co czyni Kościół katolicki najliczniejszym Kościołem w USA – wprawdzie protestantów jest więcej, ale są rozproszeni w setkach różnych Kościołów. Katolicy dzielą się, jak protestanci, na liberałów i konserwatystów. Prawica religijna sięgnęła oczywiście po tych drugich. Konserwatywni protestanci (głównie ewangelikanie) i konserwatywni katolicy współdziałają we wszystkich kontrowersyjnych sprawach.

– Generalnie walczą o więcej religii i chrześcijańskich wartości w życiu publicznym. Stany Zjednoczone, zwłaszcza na tle zlaicyzowanej Europy, jawią się w ogóle jako wyjątkowo religijny kraj.
– Tożsamość Amerykanów ukształtowała się na bazie religijnej, mimo że Ojcowie Założyciele byli racjonalistami, deistami, a niektórzy wręcz ateistami. Nie mówiło się o tym jednak głośno. Ojcowie Założyciele zawarli sojusz z chrześcijanami ewangelikalnymi.

– Czyli ruchem, który połączył różne wyznania protestanckie.

– Tak. Ewangelikanie rośli w siłę i stali się kwintesencją amerykańskości. Gdyby Ojcowie Założyciele nie zawarli z nimi sojuszu, to pewnie trudniej byłoby zmobilizować kolonistów do udziału w amerykańskiej rewolucji.

– Hasła religijne w sojuszu z ideami Oświecenia doprowadziły do uchwalenia Deklaracji Niepodległości. Z sojuszu zrodziło się też słynne hasło „In God We Trust” – „Bogu ufamy”, obecne w hymnie, na pieniądzach, wyryte na elewacji Kongresu.

– Już w Deklaracji Niepodległości były odwołania do Boga, ale zostały tak sformułowane, żeby nie odnosiły się do żadnego konkretnego wyznania. Z kolei konstytucja miała być dokumentem świeckim. Jej twórcy chcieli w ten sposób uniknąć kwestii, które mogłyby podzielić – dopiero co zjednoczony – naród. Jednocześnie uważali, że religia jest kwestią indywidualnego sumienia każdego człowieka i państwo nie powinno się tym zajmować.

– Ale artykuł 6. Konstytucji wspomina o religii.

–Tak. Nie ma tam wprawdzie odwołania do Boga, ale wspomina się, że przysięga przy obejmowaniu jakiegoś urzędu może być złożona na Biblię (oath) lub poprzez świeckie przyrzeczenie (affirmation).

– Część fachowców uważa, że ten zapis ustanowił rozdział religii od państwa.

– Tak. Tym bardziej, że konstytucja zakazuje też – w dosłownym tłumaczeniu – „testów religijnych na urzędy”. Żadne stanowisko federalne nie może być uzależnione od wyznawanej wiary.

– A krzyże w urzędach wiszą?

– W Stanach jest to niemożliwe.

– W tak religijnym kraju?

– Powieszenie krzyża wyrażałoby stosunek państwa do konkretnej religii. A państwo ma pozostać neutralne. Każdy ma prawo manifestować swoją religijność w sferze prywatnej. W sferze publicznej również może ją manifestować pod warunkiem, że robi to jako osoba prywatna, a nie urzędnik państwowy. Prezydent ma na przykład prawo powiedzieć, że jest metodystą, prezbiterianinem, katolikiem itp.

Jako urzędnik państwowy nie może jednak promować żadnej z tych religii. Wszyscy obywatele muszą być traktowani na równi. Gdyby ktoś chciał powiesić w urzędzie krzyż, trzeba by umieścić obok symbole wszystkich religii chrześcijańskich i niechrześcijańskich. Ponieważ jest to w praktyce niewykonalne, więc nie wieszamy. Gdyby nauczyciel w szkole publicznej promował określoną religię jako słuszniejszą od innych, to też byłoby naruszenie prawa.

– Ale na elewacji Kongresu czy na pieniądzach widnieje „In God We Trust”.

– Nie chodzi tu jednak o Boga konkretnej religii, tylko uniwersalną siłę wyższą, dzięki której ten naród przetrwał, zjednoczył się i wciąż jednoczy wokół wspólnych amerykańskich wartości. Bóg temu narodowi błogosławi. A jaki to jest Bóg? Sprawiedliwy. W kwestie teologiczne się nie wchodzi.

– Bo ten Bóg ma łączyć, a nie dzielić?

– Właśnie.

– Czy w ceremoniach państwowych, np. pochówkach bohaterów wojennych, uczestniczą duchowni?

– Najczęściej tak. Udział biorą na równi duchowni wielu religii, a ich wystąpienia nie mogą być konfrontacyjne w stosunku do innych Kościołów.

– A co to jest Pas Biblijny?

– To, ogólnie rzecz ujmując, południe Stanów, zwłaszcza południowy wschód, ale także centrum. Dominują tam Kościoły konserwatywne, także fundamentalistyczne, związane z ewangelikalnym protestantyzmem. Przez wieki były one bardzo antykatolickie i rasistowskie. To elektorat prawicy religijnej.

– Który głosuje dziś na Partię Republikańską.

– Tak. I to jest nowość. Południe aż do lat 70. XX wieku na Republikanów nie głosowało. Było to związane z wojną secesyjną, w której to Demokraci byli zwolennikami zachowania status quo, w tym niewolnictwa. Ale w latach 60. Partia Demokratyczna, która zjednoczyła pod swymi skrzydłami różne mniejszości, m.in. irlandzkich katolików, uznała, że powinna przygarnąć kolejną mniejszość – Afroamerykanów. Była to dla Południa szokująca zmiana. Południe się przez to pogubiło.

– I w końcu zaczęło głosować na Republikanów.
– Wcale się do tego nie paliło. Republikanie przecież nadal reprezentują lepiej sytuowanych Amerykanów, wielki biznes, a Południe jest raczej biedne. Ale kiedy Demokraci przygarniali Afroamerykanów, Republikanie też szukali nowej bazy i…

– Sięgnęli po aktywistów religijnych.

–Tak. Zwrócili m.in. uwagę na Jerry’ego Falwella, znanego protestanckiego fundamentalistę, a także konserwatywną aktywistkę Phyllis Schlafly. Byli oni bardzo skuteczni w mobilizowaniu społeczeństwa wokół wartości religijnych i moralnych. Walczyli np. przeciwko zakazowi modlitw w szkołach, który wprowadzono w latach 60., przeciwko obecności podręczników do edukacji seksualnej, przeciwko zmianom, które postrzegali jako promocję sekularyzmu, humanizmu i modernizmu.

– Oraz feminizmu. Czyli to, co się u nas teraz dzieje, działo się w Stanach pół wieku temu?

– Podobieństwa są spore. Republikanie zauważyli, że religia w konserwatywnym wydaniu ma w sobie polityczny potencjał – fundamentaliści są znakomicie zorganizowani. W latach 60., 70. Partia Republikańska znalazła się w sytuacji podbramkowej, potrzebowała sojuszu z reprezentantami niższej klasy średniej. W tym celu postanowiono zawiązać sojusz z Falwellem.

– Który wierzył, że Biblia zawiera wszystkie potrzebne informacje na temat życia rodzinnego, założył organizację Moralna Większość, by bronić rodziny, życia i Ameryki; krytykował Teletubisie, bo Tinky Winky miał być gejem; powiedział, że winę za zamach na World Trade Center ponoszą częściowo geje, lesbijki i propagatorzy feminizmu (potem przepraszał)... Współpraca Republikanów z fundamentalistami jest harmonijna?

– Nie. Radykałowie wymknęli się spod kontroli, rosną w siłę. Trudno mówić o stałej i spokojnej współpracy, to się raczej dzieje falami: np. w trakcie wyborów fundamentaliści popierają Republikanów w zamian za jakieś obietnice, a po wyborach, gdy ich żądania nie są spełniane, mówią: „Stop. Nie będziemy się już z tymi Republikanami patyczkować, trzeba ich naciskać i szantażować”. Kolejni republikańscy kandydaci bardzo się tego boją.

– Czy dzięki sojuszowi z Republikanami prawica religijna osiąga swoje cele?

– Nie, bo ich się nie da osiągnąć. Na przykład w USA nigdy nie zniesie się prawa do aborcji, bo byłoby to pogwałcenie podstawowego prawa, jakim jest prawo do prywatności. Natomiast prawica religijna zawsze będzie próbowała je ograniczyć. Warto zauważyć, że spełnienie żądań fundamentalistów religijnych nie jest na rękę politykom, bo ci szukają wyborców wszędzie, a nie tylko w tej jednej grupie. Triumf fundamentalistów doprowadziłby do gigantycznych konfliktów i protestów.

– Kto miałby protestować? Ateistów jest w USA kilka procent.

– To zależy, jak się zada pytanie. Bo jeśli nie wprost, to okazuje się, że agnostyków i ateistów może być łącznie 10, a nawet 12 procent.

– Ale nie jest to dość liczna grupa, żeby walczyć z fundamentalistami.

– Ateiści w ogóle nie chcą z nikim walczyć! Domagają się jedynie równych praw. W siedmiu konstytucjach stanowych nadal istnieje formalny zakaz sprawowania urzędów publicznych przez ateistów. Jeśli walczą, to o zniesienie tego typu dyskryminujących praw.

– To kto wojuje z fundamentalistami?

– Chrześcijanie liberalni. Fundamentaliści głoszą wprawdzie, że są prześladowani i zwalczani przez ateistów, humanistów i generalnie bezbożników dążących do ateizacji kraju, ale to nieprawda. Wojna ideologiczna toczy się między chrześcijanami konserwatywnymi a chrześcijanami liberalnymi. Ten konflikt dotyczy nie tylko protestantów, ale i katolików, bo Kościół katolicki też się mocno podzielił i w USA jest to wyjątkowo wyraziste. Warto też pamiętać, że fundamentalistom nie jest przychylna część elektoratu Partii Republikańskiej, m.in. klasyczni liberałowie hołdujący idei minimalnego państwa, które nie ingeruje w sferę prywatną, w tym osobistą moralność.

– Przeciwko aborcji nadal się w Stanach mocno protestuje, są listy lekarzy-morderców, pikiety pod gabinetami…

– Ale nie zdarzają się już zamachy bombowe na kliniki aborcyjne, jak w latach 70.

– George’owi Tillerowi, jednemu z najbardziej znanych zwolenników aborcji, szefowi kliniki aborcyjnej, grożono śmiercią. W 1993 roku został postrzelony, a w 2009 – zamordowany w kościele luterańskim, do którego chodził…

– Atmosfera wokół aborcji jest gorąca, bo fundamentaliści stale ją podgrzewają, tworząc klimat przyzwolenia dla przemocy. Warto wspomnieć, że Jerry Falwell do końca życia jednoznacznie nie potępił zamachów na kliniki, ba, przyjaźnił się z ich organizatorem.

– Najtrudniej jest lekarzom w Pasie Biblijnym?
– Zdecydowanie tak. Jak opowiadam w Kalifornii, że się zajmuję wojnami kulturowymi w Stanach, to ludzie zdziwieni pytają: – To są jeszcze u nas takie wojny?

– Kobiety uprawiają turystykę aborcyjną między stanami?

– Nie muszą. Aborcja jest dostępna wszędzie. Jedyne, co się udało prawicy religijnej przewalczyć za czasów Busha juniora, to zakaz tzw. późnej aborcji, która była wcześniej dopuszczalna. Coś zatem wywalczyli i przedstawiają to jako wielki sukces, a to nie do końca prawda, bo późne aborcje zdarzały się przed wprowadzaniem zakazu niezwykle rzadko.

– Jest w Stanach debata o klauzuli sumienia?

–Jest i to bardzo intensywna i aktualna, zwłaszcza w kontekście Obamacare, czyli reformy ubezpieczeń. Wprowadzając ją prezydent Obama zadbał bowiem o to, by każda kobieta miała dostęp do darmowej antykoncepcji (między innymi po to by, jak podkreślał, ograniczyć liczbę aborcji). Wszyscy pracodawcy muszą obowiązkowo wykupić swoim pracownicom stosowne ubezpieczenia.

– Po protestach zrobiono wyjątek dla Kościołów i organizacji religijnych, w tym charytatywnych, dla których finansowanie antykoncepcji byłoby sprzeczne z wartościami. A teraz Sąd Najwyższy, stosunkiem głosów 5 do 4, otwarł kolejną furtkę: dla firm rodzinnych.

– Tak. Właściciel firmy Hobby Lobby, miliarder, ale bardzo religijny, uznał, że finansowanie pigułki antykoncepcyjnej byłoby sprzeczne z jego religią i sumieniem.

– Czyli firma ma sumienie i światopogląd?

– Z wyroku wynika, że tak.

– Jak to pogodzić z zakazem dyskryminacji obywateli?

– Mamy tu – typowy dla Stanów – kompromis. W przypadku organizacji odmawiających ubezpieczenia obejmującego antykoncepcję, niezależnie od tego, czy są to Kościoły, organizacje religijne czy firmy rodzinne, pracodawca ma obowiązek poinformować o tym pracownika oraz instytucję ubezpieczeniową. Wtedy albo pracownik dopłaci sobie tę część składki, albo dostanie ubezpieczenie państwowe. Nie może być tak, że kobieta zostanie bez ubezpieczenia.

***

Paulina Napierała – absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, pracuje w Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ. Zajmuje się pluralizmem religijnym oraz relacjami między państwem a religiami i Kościołami w USA. Była stypendystką J.F. Kennedy Institute w Berlinie, Instytutu Nauk o Człowieku (IWM) w Wiedniu oraz Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta, dzięki której swe badania prowadziła w Boston College oraz na Uniwersytecie Harvarda.

Jej wydana niedawno książka „Religia i polityka w USA”, na przykładzie wnikliwej i błyskotliwej analizy polityki prezydenta George’a W. Busha, ukazuje Stany Zjednoczone jako kraj wyjątkowy pod wieloma względami i uświadamia, jak silnie o tej wyjątkowości decyduje specyficzny stosunek do religijności. Ścieranie się poglądów zwolenników ścisłego rozdziału państwa od Kościoła oraz osób postulujących większą rolę religii w życiu publicznym przez wieki kształtowało specyfikę amerykańskiej kultury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski