Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent szykanował, podatnik zapłaci

Redakcja
30 tys. zł ma zapłacić Małgorzacie Plincie, byłej skarbniczce miasta Oświęcim, tamtejszy magistrat - za szykany, jakich dopuścił się wobec niej prezydent Janusz Marszałek.

PROCES. Urzędniczka wygrała sprawę o mobbing w oświęcimskim magistracie

Sąd Apelacyjny w Krakowie, podobnie jak wcześniej Sąd Okręgowy, uznał wczoraj, że prezydent Oświęcimia stosował wobec Małgorzaty Plinty mobbing. Zdaniem sądu działania Marszałka wobec wieloletniej skarbniczki oświęcimskiego magistratu nosiły znamiona długotrwałego nękania, szykanowania i zastraszania i zmierzały do wyeliminowania powódki z grona pracowników. Marszałek Plintę poniżał, ośmieszał, stawiał jej nieprawdziwe zarzuty, starał się ją zdegradować. Te działania "doprowadziły do negatywnych zmian w stanie zdrowia" kobiety.
Małgorzata Plinta pracowała w oświęcimskim urzędzie od 1979 r., przez 10 lat była skarbniczką u kolejnych prezydentów. Wysoko cenioną - prowadziła szkolenia dla urzędników z innych miast. Również Marszałek nie miał do niej żadnych uwag - aż do momentu, gdy na łamach "Dziennika Polskiego" zaczęły się ukazywać artykuły autorstwa Pawła Plinty, syna skarbniczki.
Dziennikarz ujawniał w nich niewygodne dla Marszałka fakty i cytował krytyczne opinie. Prezydent wielokrotnie zwracał urzędniczce uwagę, by "utemperowała pismaka". Ta dziwiła się, nie widząc związku między swą pracą a karierą syna.
W 2004 r., po kolejnym krytycznym artykule, prezydent poinformował telefonicznie Małgorzatę Plintę, że nie chce jej więcej widzieć w urzędzie. Gdy pojawiła się w pracy, nie dał jej kluczy do gabinetu. Siedemnaście razy zwracał się do rady miasta o odwołanie urzędniczki - po wielu miesiącach rajcy w końcu się zgodzili tłumacząc to "dobrem Oświęcimia". Wcześniej Marszałek kazał odciąć urzędniczce dostęp do internetu, wyłączyć telefony. Do publicznej wiadomości podawał rzekomo "merytoryczne powody utraty zaufania do skarbniczki". Zarzucał jej złe prowadzenie spraw finansowych i niekompetencję oraz... wynoszenie dokumentów z urzędu.
Sąd ustalił, że zarzuty stawiane skarbniczce przez prezydenta były bezzasadne; jedynym powodem szykanowania kobiety okazały się krytyczne publikacje autorstwa jej syna, które w innym procesie sąd uznał za w pełni prawdziwe i pisane w interesie społecznym.
Sąd Apelacyjny wczoraj uznał ustalenia Sądu Okręgowego za drobiazgowe, dokładne i słuszne. - Sąd obniżył jedynie kwotę zadośćuczynienia i odszkodowania - do 30 tys. zł - informuje Krzysztof Sobierajski, wiceprezes Sądu Okręgowego. Małgorzata Plinta będzie też musiała zwrócić część kosztów apelacji - dokładnie 1,5 tys. zł.
- Cieszę się, że sąd uznał w dużej części nasze argumenty i obniżył o połowę wysokość odszkodowania oraz nakazał powódce zwrot części kosztów sądowych - stwierdził Janusz Marszałek. Nadal zapewnia, że nie stosował mobbingu. - Gdy otrzymam wyrok wraz z uzasadnieniem, zastanowię się wraz ze służbami prawnymi nad dalszym postępowaniem.
- Wbrew pozorom mnie wcale nie chodziło o pieniądze, tylko o prawdę, i prawda, po pięciu latach walki, zwyciężyła! - powiedziała nam uradowana Małgorzata Plinta.
Od zeszłego roku urzędniczka przebywa na wcześniejszej emeryturze. Ratuje nadszarpnięte zdrowie. - Chciałabym jeszcze popracować, jestem przecież dobrym fachowcem, co zresztą przyznał sąd. Ale nie sądzę, bym znalazła pracę w Oświęcimiu, dopóki Marszałek jest prezydentem. Myślę nawet o wyprowadzce z miasta - dodała była skarbniczka.
Zbigniew Bartuś
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski