Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent z drugiego szeregu

Maciej Pietrzyk, (AM)
Andrzej Duda będzie musiał udowodnić, że jest politycznym liderem
Andrzej Duda będzie musiał udowodnić, że jest politycznym liderem FOT. ANNA KACZMARZ
Polityka. Andrzej Duda może przeskoczyć kilka politycznych szczebli naraz. Czy z mało znanego polityka stanie się pierwszym obywatelem RP?

Ponieważ jest młody, sympatyczny, wykształcony, energiczny... – powtarzają w kółko politycy PiS pytani, dlaczego uważają, że Andrzej Duda byłby lepszym prezydentem niż Bronisław Komorowski.

Nawet partyjni koledzy nie są bowiem przekonani, że mało znany poza Krakowem europoseł jest osobą, która rzeczywiście jest w stanie powalczyć o pałac prezydencki.

Najlepszy, ale wciąż słaby

Duda od kilku miesięcy był już niemal murowanym kandydatem PiS na wybory prezydenckie. Przesądziły o tym ostatecznie kolejne zlecane przez partię badania. Europoseł zdecydowanie wyprzedzał w nich zarówno partyjnych rywali (m.in. Ryszarda Czarneckiego), jak i osoby tylko nieformalnie związane z PiS (np. prof. Zytę Gilowska).

Nie zmienia to faktu, że do przyszłorocznych wyborów startuje z podobnej pozycji, z jakiej cztery lata temu ubiegał się o fotel prezydenta Krakowa. Wtedy pod Wawelem wszyscy powtarzali, że nie ma szans, bo nikt go nie zna. Teraz tak samo jest w kraju. – Poza Krakowem jest mało rozpoznawalny – zauważa dr hab. Artur Wołek z Akademii Ignatianum w Krakowie.

W 2010 roku walkę o prezydenturę Krakowa przegrał już w pierwszej turze – zdobył 23 proc. głosów i trzecie miejsce. Teraz eksperci wróżą mu podobny wynik. – Kandydat tak małego kalibru zarówno wizerunko­wego, jak i politycznego prawdopodobnie nie przejdzie nawet do drugiej tury – uważa dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę PiS. Ale Jarosław Kaczyński podczas wtorkowej prezentacji w Krakowie opisywał Dudę jako prawdziwego męża stanu. Mówił m.in. o tym, że europoseł z Krakowa ma odwagę i determinację Józefa Piłsudskiego. Podkreślał, że jest politykiem jeszcze młodym, ale już doświadczonym.

Wskazywał, że będzie w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za przeprowadzenie w Polsce głębokich zmian. Prezes PiS zaznaczał też, że jest człowiekiem, który polityki uczył się od Lecha Kaczyńskiego.

– Dopiero jak usłyszałem, że ma żonę i studiującą córkę, domyśliłem się, że może chodzić o Andrzeja. Prezes chyba jednak zagalopował się trochę wymieniając jego kolejne przymioty – stwierdził po wtorkowej prezentacji w sali PTG „Sokół” w Krakowie jeden z posłów PiS.

Drugi szereg polityki

Opis przedstawiony przez prezesa Kaczyńskiego rzeczywiście może mylić. Andrzej Duda dotąd nie objawił się bowiem jako polityczny lider. – Tak naprawdę wciąż jest politykiem drugiego szeregu – uważa Artur Wołek.

Do polityki Duda trafił dopiero w 2005 r. za sprawą Arkadiusza Mularczyka, wówczas jeszcze posła PiS. Jako młody doktor pracujący w Katedrze Prawa Administracyjnego Uniwer- sytetu Jagiellońskiego (od 2011 r. jest na urlopie) początkowo pomagał w przygotowywaniu projektów ustaw. Później, w połowie 2006 r. za pośrednictwem Mularczyka trafił do kierowanego przez Zbigniewa Ziobrę Ministerstwa Sprawiedliwości. Pełnił tam funkcję jednego z trzech podsekretarzy stanu.

W styczniu 2008 r. – dzięki wstawiennictwu Ziobry, z którym zdążył się zaprzyjaźnić – został z kolei podsekretarzem stanu w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I po latach to właśnie do swojego doświadczenia jako prezydenckiego ministra najchętniej wraca. – Lech Kaczyński mówił mi i Pawłowi Wypychowi, że jesteśmy przyszłością polityki – wspominał dwa dni temu podczas swojej prezentacji jako kandydata PiS.

Duda nigdy nie należał jednak do grona najbliższych i najbardziej zaufanych ludzi prezydenta. Michał Kamiński, inny prezydencki minister, twierdził, że Duda nigdy nie odgrywał w niej żadnej roli politycznej, a zajmował się jedynie sprawami prawnymi.

Katastrofa wiele zmieniła

Medialnie i politycznie Andrzej Duda pierwszy raz poważnie zaistniał już po śmierci Lecha Kaczyńskiego.

Po katastrofie smoleń­skiej sprzeciwił się szybkiemu przejęciu obowiązków głowy państwa przez ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komo­rowskiego. Miał wtedy pytać jego urzędników, na jakiej podstawie chcą objąć władzę państwie: „Czy na podstawie paska w telewizji?”

Na katastrofie smoleńskiej nigdy kariery nie próbował jednak budować. Wprawdzie zaangażował się w powstanie Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego, a jeszcze do niedawna był członkiem prezydium smoleńskiego zespołu Antoniego Macierewicza, to jednak unikał jednoznacznych wypowiedzi na temat tragedii. Dopiero przyciskany przez dziennikarzy, stwierdził: – Nikt nie udowodnił mi jeszcze, że pan prezydent zginął przypadkowo.

Katastrofa smoleńska mimo wszystko pomogła mu zbliżyć się do Jarosława Kaczyńskiego. – Jako były pracownik prezydenta był przy każdej wizycie prezesa lub Marty Kaczyńskiej przy grobie pary prezydenckiej. Stał się nieoficjalnym gospodarzem tych wizyt – mówi jeden z krakowskich polityków PiS.

Odejście w godzinie próby

Jeszcze jesienią 2010 r. Andrzej Duda określany był mianem człowieka Zbigniewa Ziobry. Były minister sprawiedliwości osobiście miał zabiegać o pieniądze na kampanię prezydencką nieznanego szerzej w Krakowie polityka.

Dlatego, kiedy w listopadzie 2011 r. Ziobro został wyrzucony z PiS, niemal pewne było, że Duda wkrótce do niego dołączy. Tak się jednak nie stało.

– Nie mogłem uwierzyć, że Andrzej nie poprze Zbyszka. Przecież to my go wprowadziliśmy do polityki, wypromowali, uczyniliśmy go posłem, a on w godzinie próby okazał się zwykłym karierowiczem – mówił później na łamach „Newsweeka” Arkadiusz Mularczyk. Teraz jednak Solidarna Polska Ziobry zapowiedziała, że wywiąże się ze swojej umowy z PiS i poprze jego kandydata.

Po odejściu Zbigniewa Ziob­ry z PiS to właśnie Andrzej Duda kreowany był na nowego „szeryfa”. W tę rolę wszedł jednak tylko na krótką chwilę, kiedy w imieniu partii zdecydowanie atakował Platformę Obywatelską i premiera Donalda Tuska za aferę Amber Gold. Zaraz potem zniknął z mediów.

Czasu jednak nie marnował. – Umacniał swoją pozycję, był bardzo aktywny w życiu wewnętrznym partii. To zaprocentowało – mówi Krzysztof Szczer­ski, poseł PiS z Krakowa.

Stopniowy awans w partyjnym szeregu dało się zauważyć. Pod koniec ubiegłego roku Duda zastąpił tymczasowo na stanowisku rzecznika PiS Adama Hofmana (zawieszonego za niezapłacony podatek od pożyczki). Później został formalnie szefem kampanii PiS do Parlamentu Europejskiego, w której sam wystartował (zdobył mandat, ale PiS o włos przegrał z PO).

Tygodnik „Polityka” wskazywał, że odejście Dudy do Parlamentu Europejskiego jest stratą dla polskiego Sejmu. Dziennikarze tłumaczyli, że jest „znakomitym prawnikiem, unikają- cym populizmu i trzymającym się zasad politycznej kultury, ale także, jak trzeba, politycznym bojownikiem”.

I w tym bojowym nastawieniu jedyna nadzieja PiS. – Bo miłego, kulturalnego i łączącego prezydenta to już mamy – mówi działacz PiS.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski