Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent znowu zamelduje

Redakcja
Miała być historyczna zmiana wszystkiego. Tragiczna katastrofa wymusiła nagłą, skróconą kampanię prezydencką. W szoku i żałobie politycy przyrzekli (a myśmy to z powagą przyjęli), że skończyły się jadowite ataki, inwektywy i haki.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Nastanie prawdziwa, poważna polityka. Kulturalne, z szacunkiem dla oponentów prowadzone dyskusje. Debatować się będzie o ważnych sprawach, nie o personaliach. "Ciemny lud", żeby użyć określenia klasyka wrzaskliwej polityki, to z zadowoleniem kupił.

Kupił i się rozczarował. Nasi wybrańcy wyraźnie nie potrafią rozmawiać inaczej, jak połajankami. Nie wypada sobie wymyślać miesiąc po tragedii, więc kampania przybrała formę reklamy piwa bezalkoholowego. Jest na niby, z mruganiem okiem, że przecież wszyscy wiedzą, jak jest naprawdę. Szczerze mówiąc, wolałbym normalną łupaninę od takiego udawania.

Głosować będziemy za miesiąc. Na dobrą sprawę fotel w Pałacu Prezydenckim można już przydzielić. Kandydatów jest dziesięciu, ale liczy się tylko dwóch. Obaj nominowani przez partie. Jeden jest czołowym działaczem swojej partii, drugi to lider innej. Jeśli nie nastąpi jakieś nadzwyczajne zdarzenie, będziemy znowu mieli partyjnego prezydenta. Znowu komuś zamelduje, że wykonał zadanie. Partyjne, oczywiście.

Ktokolwiek z nich zwycięży, będzie marnie. Prezydent z rządzącej partii będzie na uwięzi lidera tego ugrupowania. Powstanie monokultura, żeby nie powiedzieć, monopol władzy. Można oczywiście mieć nadzieję, że nowy prezydent napręży muskuły i podejmie twarde dyskusje z premierem, żeby zadbać o interes Polaków, nie partii. Mocno jednak w to wątpię. Nawet słynna "szorstka przyjaźń" prezydenta Kwaśniewskiego z premierem Millerem dotyczyła rozgrywek personalnych, nie strategicznych spraw państwa. Prezydent nominowany przez partię jest przede wszystkim reprezentantem tej partii. Później dopiero, jeśli czasu i chęci wystarczy, myśli o nas.

Prezydent i premier z rządzącej partii to strata szans na twarde decyzje i szybki marsz do przodu. Nieszczęściem jest natomiast prezydent z partii opozycyjnej wobec rządu. Musiałby być świętym, żeby nie skorzystać z możliwości, jakie to wielkie stanowisko daje. A świętych w naszej polityce nie zauważyłem, chociaż niektórzy ich udają.

Tę drugą wersję (prezydent czynnie walczy z premierem i odwrotnie) mieliśmy okazję oglądać przez trzy ostatnie lata. Mało estetyczny był to widok. Sporo straciliśmy: czasu, pieniędzy, szans i złudzeń. Polityka zaczęła niepokoić i irytować nas. Ludzi, za których pieniądze jest uprawiana. Powstały nowe podziały, pogłębiły się istniejące. Polska, jak powiedział jakiś młody człowiek, przestała być fajna.

W przyszłości może być tak samo, tylko znacznie gorzej. Grozi nam pięć lat konfliktu, wojny polsko-polskiej, eskalacja złości i nienawiści. Mają rację ci, którzy mówią, że są to najbardziej dramatyczne wybory w naszej najnowszej historii. Niestety, wydaje się teraz, że je przegramy - ktokolwiek wygra.

Chyba, że zdarzy się cud. Wszystko, co dotychczas napisałem będzie nieaktualne, jeśli wygra kandydat niezwiązany z żadną partią. Andrzej Olechowski mógłby stworzyć historyczny precedens. Niezależny prezydent, równy dystans do wszystkich ugrupowań. Prezydent, który czynnie zachęca do współpracy w wielkich projektach narodowych, skutecznie buduje międzynarodową pozycję i wizerunek Polski. Taki prezydent jest teraz naprawdę pilnie potrzebny. Tylko że z mizernymi procentami sondażowego poparcia niewielkie ma szanse, żeby nim zostać.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak lękamy się bardzo zachęcającego eksperymentu. Olechowski to nie jakiś wynalazek. Gdyby poszukiwanie prezydenta zlecić zawodowcom od rekrutacji ludzi na najważniejsze stanowiska, wygrałby w cuglach. To my jednak, nie head hunterzy, wybieramy prezydenta. Może warto zastanowić się, jak to czynią fachowcy. W końcu angażujemy człowieka do bardzo ważnej pracy. Człowieka, którego pięcioletniego kontraktu nie będzie można zmienić ani go ze stanowiska zwolnić.

Wyjdzie jednak zapewne tak, jak zawsze. Postawimy krzyżyk przy nazwisku kogoś, kogo ktoś wskazuje palcem. Nie oceniamy, nie kalkulujemy, nie wybieramy. Stawiamy krzyżyk. Oby nie na własnych szansach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski