Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PRL-owskie seriale i filmy historyczne bawią, lecz zakłamują historię

Włodzimierz Knap
Wizja historii II wojny światowej w serialu nie miał wiele wspólnego z prawdą historyczną. Prawdziwy był tylko pies
Wizja historii II wojny światowej w serialu nie miał wiele wspólnego z prawdą historyczną. Prawdziwy był tylko pies fot. wikipedia
25 września 1966.TVP emituje pierwszy odcinek „Czterech pancernych i Psa”. Niedługo „50”stuknie „Stawce większej niż życie”. Polacy nadal uwielbiają PRL-owskie seriale. Wielu ogląda je bezkrytycznie.

Przeciętny widz, a takich w każdym społeczeństwie jest większość, wyciąga prosty wniosek: jest tak, jak pokazali w telewizji. O tej regule przypominają znawcy mediów. Doskonale zdawali i zdają sobie z niej sprawę politycy. Od dawna starają się kształtować świadomość społeczeństwa poprzez filmy, w tym seriale historyczne.

Taki zamysł przyświecał również władcom PRL-u. I robili to często skutecznie, przede wszystkim dlatego, że mieli kapitalnych realizatorów seriali, jakimi byli świetni aktorzy, scenarzyści, autorzy zdjęć, muzyki, reżyserzy itd. Służył im również brak konkurencji, bo telewizja publiczna była jedyną, a jej repertuar skąpy. Twórcy mieli zaś ustawowy obowiązek sięgania do przeszłości. „Należy czerpać tematykę z historii wojny i okupacji, wspólnej walki z hitleryzmem polskiego i radzieckiego żołnierza oraz partyzanta z okresu narodzin władzy ludowej” - czytamy w Ustawie o Kinematografii z 1960 r. I ten zapis niektórzy z nich wzięli sobie do serca.

Jak pączki w maśle

Ale faktem jest też, że choć tzw. Polska Ludowa zakończyła żywot 27 lat temu, to dopiero w III RP peerelowskie seriale mają się jak pączki w maśle. W systemie komunistycznym filmy mające służyć propagandowym celom władzy, np. „Stawka większa niż życie” czy „Czterej pancerni i pies”, były emitowane raz na kilka lat. W III RP, zarówno w telewizji publicznej, jak i w stacjach prywatnych, są puszczane przez cały rok, a w wakacje nawet codziennie na kilku kanałach, i to po kilka odcinków.

Bezskuteczny wojownik

- PRL-owskie seriale historyczne są dobrze zrobione, nie może więc dziwić, że są cały czas puszczane i oglądane - mówi dr Jerzy Bukowski, filozof z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, który zabiegał o to, by w wolnej Polsce zaprzestano emisji PRL--owskich seriali, a szczególnie „Czterech pancernych i psa”. - Takie filmy monstrualnie zakłamują historię. To jest szkodliwe, bo oglądające je nowe pokolenia, słabo wyedukowane, myślą, że tak było, jak widzą np. w „Stawce...”, „Czterech pancernych...” czy „Polskich drogach”.

Dr Bukowski uważa, że powinno się takie seriale, szczególnie nadawane w telewizji publicznej, poprzedzać fachowym komentarzem. Zawodowi historycy przed każdym odcinkiem prostowaliby ewidentne przekłamania. Nagrane przez nich krótkie wypowiedzi powinny być każdorazowo wyświetlane. Raz zresztą dr. Bukowskiemu taki manewr się powiódł: - Było to za prezesury Bronisława Wildsteina w TVP (maj 2006 - luty 2007 r.) - opowiada. - W imieniu własnym i kombatantów (dr Bukowski stoi na czele Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych) wysłałem faxem do Wildsteina apel o poprzedzanie odcinków „Czterech pancernych...” rzetelnymi omówieniami. Po kilku godzinach otrzymałem odpowiedź: „Sprawa zostanie załatwiona”. I tak się stało. Wkrótce jednak Wildstein przestał być prezesem TVP, a komentarze historyków zostały wycofane.

„Czterej pancerni...” do dziś mają się świetnie, choć w PRL--był to serial kultowy. W szkołach urządzano na jego temat akademie, omawiano na lekcjach, zakładano „Kluby pancernych”. Film służyć miał poznawaniu historii najnowszej w wersji wyłącznie korzystnej dla komunistów. - Teraz też w szkołach nauczyciele powinni omawiać na lekcjach chętnie oglądane PRL-owskie seriale - radzi dr Bukowski. - Dzięki temu można byłoby uczyć historii w sposób, który zapewne bardziej zaciekawiłby młodzież niż suche wkuwanie z podręcznika.

Gierek to nie Kazimierz

O tym, że film historyczny musi być jednak sprawnie zrobiony, by ludzie chcieli go oglądać, przekonał się Edward Gierek. Na jego zlecenie powstał w połowie lat 70. „Kazimierz Wielki”. Miał pokazywać króla jako wielkiego budowniczego Polski, bo Gierek chciał, by w czasie projekcji i po niej on był postrzegany jako drugi Kazimierz Wielki.

Chociaż film był dziełem małżeństwa Ewy i Czesława Petelskich, a grali w nim znakomici aktorzy: Krzysztof Chamiec, Wiesław Gołas, Władysław Hańcza, Tadeusz Fijewski, Leon Niemczyk, to sam film Gierkowi nie przyniósł rozgłosu, bo nie był ciekawy.

Udało się natomiast Władysławowi Gomułce. On żył z silną antyniemiecką fobią. Aleksander Ford „Krzyżaków” tak nakręcił, by film zyskał aprobatę Gomułki. I zyskał, a jednocześnie był tak sprawnie zrobiony, że śledząc akcję z początków XV w., zapominało się o średniowiecznych realiach, dalekich od XX-wiecznej rzeczywistości. Po wyjściu z kina wielu Polaków pałało niechęcią, a nawet wrogością wobec Krzyżaków, jednoznacznie utożsamiając ich ze współczesnymi Niemcami.

Niepokojące badania

Maciej Myśliwiec, socjolog z Katedry Politologii i Historii Najnowszej w AGH, w tekście „PRL na wizji, czyli jak kinematografia kształtuje wiedzę młodych Polaków na temat minionej epoki”, pisze: „Gdy zapytałem badanych studentów, dlaczego oglądają wskazane przez siebie dzieła filmowe i seriale, odpowiadali m.in., że są one „ciekawsze niż inne”, „są często puszczane w telewizji”, „egzotyczne”. Przyznawali, że z seriali dowiadywali się więcej o przeszłości niż z lekcji szkolnych.

Myśliwiec konkluduje: „Jeżeli tendencja polegająca na tym, że młodzi Polacy będą oglądać jedynie dzieła przedstawiające w krzywym zwierciadle najnowszą historię Polski utrzyma się, to można się spodziewać, że zrozumienie wydarzeń ostatnich kilkudziesięciu lat drastycznie spadnie. Wybór dzieła filmowego implikuje wiedzę na temat najnowszej historii. Z jednej strony to bardzo dobrze, bo w ten sposób można dotrzeć do najmłodszych widzów, pokazując rzeczywistość PRL-u. Z drugiej - jest to bardzo niebezpieczne, bo emisja jedynie określonego rodzaju seriali może powodować zafałszowanie obrazu tej rzeczywistości, a co za tym idzie pewną znieczulicę społeczną i brak zainteresowania tym, co było”.

***

Wczasach Gierka i Jaruzelskiego kręcony był serial kryminalny „07 zgłoś się”. I on też w III RP jest często powtarzany, zwłaszcza w wakacje. - Film miał pokazywać, że milicjanci potrafią być i ludzcy, i europejscy - przypomina dr Bukowski. - Młodym Polakom, którzy dziś go oglądają, oczywiście nie wszystkim, zapewne wydaje się, że tamta rzeczywistość nie była taka zła.

Bronisław Cieślak, który grał w „07 zgłoś się” główną rolę, porucznika Borewicza, przekonuje natomiast, że obecna młodzież chętnie ogląda seriale PRL--owskie, bo ma dość czarno-białego obrazu tamtej epoki, jaka dominuje w podręcznikach, publicystyce i filmach dokumentalnych. Według Cieślaka, z PRL-owskich seriali sporo można dowiedzieć się o tamtej rzeczywistości, m.in. o tym, że, jak dzisiaj, bawiono się, pito, zdarzali się sympatyczni milicjanci, były dewizowe prostytutki, nocne lokale.

Od Barbary i Jana

Pierwszym polskim serialem był „Barbara i Jan”. Premierę miał 1 maja 1965 r. Tytułowi bohaterowie to dziennikarka i fotoreporter warszawskiej gazety „Echo”, wspólnie pracujący nad kolejnymi artykułami. Główne role grali: Janina Traczykówna i Jan Kobuszewski. Rządzący widząc, że serial cieszy się dużym zainteresowaniem, bo telewizorów było już wtedy prawie 2 mln (milionowy egzemplarz zarejestrowany został w lutym 1963 r.), poszli za ciosem. Postanowili wpływać na społeczeństwo także przy pomocy seriali telewizyjnych.

Reżyserska przygoda

Poza warstwą propagandową, miały także zapewniać dobrą zabawę. Dzięki nim umiejętnościami wykazać się mogli reżyserzy, w tym reprezentanci tzw. polskiej szkoły filmowej. I tak, jej przedstawiciel Janusz Morgenstern, zrealizował „Stawkę większą niż życie”, później wyreżyserował serial „Kolumbowie - rocznik 20”, oparty na podstawie dwóch pierwszych tomów powieści Romana Bratnego. Stanisław Dygat, pisarz znacznie lepszy od Bratnego, w tygodniku „Ekran” oceniał: „Morgenstern odkrył w „Kolumbach” nowe i szerokie możliwości, jakie daje polskiemu filmowi tematyka okupacyjna. To nieprawda, że ludzie mają jej dosyć. Mają jej dosyć w wersji sfałszowanej”. Morgenstern poszedł za ciosem, reżyserując w 1976 r. „Polskie drogi”.

Ten film, według scenariusza Bohdana Czeszki i Jerzego Janickiego, cieszył się powodzeniem, mimo że fałszował w wielu miejscach historię. Przede wszystkim marginalizował rolę Armii Krajowej, wyolbrzymiając wkład Gwardii Ludowej, czyli organizacji zbrojnej PPR. Komuniści w filmie byli pokazani jako najważniejsi reprezentanci polskiego podziemia antyniemieckiego. Choć praktycznie nie zajmowali się ochroną ludności pochodzenia żydowskiego w czasie okupacji, tak zostali w serialu przedstawieni.

Nie taki miał być „Dom”

Do historii, z mocnym akcentem na pokazanie dziejów Warszawy od 1945 r., odwoływał się serial „Dom” w reżyserii Jana Łomnickiego. Scenariusz do niego napisał duet: Jerzy Janicki i Andrzej Mularczyk. Film składa się z 25 odcinków emitowanych w czterech seriach (w latach 1980-1981, 1988, 1996-1997, 2000). Scenariusz u Janickiego i Mularczyka zamówiła ekipa związana z Gierkiem. Film miał chwalić PRL i władzę. Scenarzyści apetytu rządzących nie zaspokoili, bo nacisk położyli na indywidualne losy zwykłych obywateli tzw. Polski Ludowej.

Raj dla aktorów

Największą sławę seriale przyniosły aktorom. Niemal wszyscy odtwarzający główne role i część grających drugoplanowe lub uczestniczących w pojedynczych odcinkach stawali się wielkimi gwiazdami. Tak było w przypadku Stanisława Mikulskiego, czyli Klosa, czy Emila Karewicza, grającego Brunnera.

Sławą cieszyli się aktorzy grający w „Czterech pancernych...”. Janusz Gajos, czyli filmowy Janek Kos, w jednym z wywiadów przyznał: „Gdy się zgadzałem na rolę czołgisty, nie bardzo sobie zdawałem z tego sprawę, jakie to będzie miało konsekwencje. Jak trudno mi będzie się z tego wyzwolić. Były momenty, że wątpiłem w moje zwycięstwo nad Jankiem Kosem. Na szczęście pomógł mi teatr”.

Franciszek Pieczka, czyli Gustlik, zapewniał, że nie przeżywał podobnych problemów. Przyznał, że miał świadomość, iż władze starają się „czterech pancernych” wykorzystać do swoich celów propagandowych. Tak było, gdy przewożono prochy pomordowanych w Majdanku do Brześcia. „Mieliśmy ściągnąć tłumy ludzi, ale zakazali nam dawania autografów - wspominał Pieczka. - Tymczasem tylko przyjechaliśmy, a skończyła się partyjna akademia. Na nasz widok dzieci oszalały. Czułem się jak na rockowym koncercie”. Nie tylko czwórka pancernych zawdzięczała popularność serialowi. W Poli Raksie, filmowej Marusi, kochało się wielu mężczyzn, bez względu na wiek. Dziewczęta zaś chciały wyglądać jak ona.

Aktorów, którzy wielką popularność zawdzięczają graniu w serialach w okresie PRL, można długo wymieniać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: PRL-owskie seriale i filmy historyczne bawią, lecz zakłamują historię - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski