Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces tworzenia daje nam wiele radości

Paweł Gzyl
The Fruitcakes zagrają 16 listopada w krakowskim klubie ZetPeTe
The Fruitcakes zagrają 16 listopada w krakowskim klubie ZetPeTe Fot. Marek Sławiński
Rozmowa z Przemysławem Bartosem , basistą i wokalistą zespołu The Fruitcakes, o jego najnowszej płycie - „2”.

- Wasza nowa płyta nosi tytuł „The Fruitcakes 2”. Tymczasem w wielu informacjach o niej, jest napisane, że to debiutancki album. Jaka jest prawda?

- Pierwszą płytę traktujemy teraz jako swoistą wprawkę, trochę „poligon doświadczalny”. Wydaliśmy ją własnym sumptem, bez pomocy jakiejkolwiek wytwórni. Nie było to więc w pełni profesjonalne wydawnictwo. Poza tym, kiedy siedzieliśmy z grafikiem, nieocenionym Jarosławem Świerczkiem z Karton Studios, nad projektem okładki, nie mieliśmy jeszcze gotowego tytułu. Roboczo umieścił on więc pod nazwą zespołu arabską dwójkę. Tak nam się to spodobało, że postanowiliśmy zostawić. Wprowadza to przy okazji odrobinę nieszkodliwego zamieszania. W sumie to nic nowego - przecież kiedyś kolejne płyty, choćby Led Zeppelin, też były tytułowane kolejnymi cyframi.

- Pierwszą płytę wydaliście sami, tymczasem ta nowa ukazuje się nakładem zachodniego koncernu PIAS. Jak o tego doszło?
- Menedżer wysłał kilka naszych piosenek organizatorom festiwalu Spring Break w Poznaniu. Jednym z tych, którzy je odsłuchali był Tony Duckworth, który jest szefem PIAS na Środkową i Wschodnią Europę. Tony zadzwonił potem do naszego menedżera i zaproponował pomoc przy wydaniu i dystrybucji nowej płyty. Dzięki temu jest ona obecnie dostępna w 16 państwach naszego regionu oraz na Wyspach Brytyjskich. Piosenki z niej słychać też w różnych rozgłośniach radiowych. Mamy więc kompleksową opiekę promocyjną.

- Gdyby ktoś włączył płytę The Fruitcakes, nie wiedząc, że to Wasz album, mógłby pomyśleć, że słucha archiwalnych nagrań brytyjskiego zespołu psychodelicznego z końca lat 60.

- Trochę tak jest. (śmiech) Udało nam się zebrać w pięciu - i każdy z nas jest szczerze zafascynowany muzyką z tamtego okresu. Słuchaliśmy jej już od wczesnego dzieciństwa, choć jesteśmy też na bieżąco ze współczesnymi trendami. Znajduje to odzwierciedlenie w tym, jak komponujemy piosenki.

- Jak udało Wam się odtworzyć we współczesnym studiu takie archaiczne brzmienie?

- To między innymi kwestia wyboru sprzętu i sposobu gry na instrumentach. Każdy z nas ma lampowe wzmacniacze z lat 60., czy 70. Podobnie instrumenty - od gitar po perkusję. Jeśli chodzi o rejestrację studyjną, na pewno brzmiałoby to inaczej, gdybyśmy nagrywali materiał wyłącznie w oparciu o technologię cyfrową. M.in. dlatego, zwróciliśmy się o pomoc realizacyjną i producencką do Maćka Cieślaka ze Ścianki. On jest czarodziejem taśmy, a w jego studiu znajdziesz wszystko, co niezbędne do charakternej, analogowej rejestracji muzyki.

- Waszym znakiem rozpoznawczym są wokalne harmonie, które rzadko dziś zdarzają się w rocku czy popie.

- To prawda. Obecnie nieczęsto natrafia się na chórki, jak u Beatlesów czy Beach Boysów. To u nas też wynika z fascynacji muzyką z tamtych czasów. Wtedy wszystkie kapele tak śpiewały, na przykład - pierwsze skojarzenie z rodzimego podwórka - Czerwone Gitary. W naszym przypadku nie było kwestii „otwierania się” na taki aranżacyjny zabieg, bo bardzo nam się on podoba. Rozpracowywanie tych chórków ze starych nagrań potraktowaliśmy więc jako świetną zabawę. Ćwicząc w ten sposób, doszliśmy do momentu, kiedy zaczęliśmy w naturalny sposób wykorzystywać ten element podczas komponowania.

- Lukas Tymański, który gra w The Fruitcakes na perkusji, jest synem Tymona Tymańskiego. Mogliście liczyć na jego pomoc w działalności?

- Byliśmy kumpelsko powiązani już wcześniej. Ja przyjaźnię się z Marcinem Gałązką, który grał w zespole Tymona - The Transistors. Jeździłem więc z nimi jako pomoc techniczna, czasem zastępowałem też gitarzystę basowego, Arka Kraśniewskiego. Lukas, który mieszkał w Dusseldorfie, nie miał za bardzo z kim działać u siebie, więc za radą ojca przyjechał do Gdańska. Pierwsze demówki nagrywaliśmy u Tymona w piwnicy, potem zawsze mogliśmy liczyć na jego wsparcie. Nowa płyta zawiera m.in. utwór „It’s Better”, którego współautorem, oprócz kolegi Lukasa z Niemiec, Marvina, jest właśnie Tymon.

- Z kolei Wasz gitarzysta, Tomek Ziętek, jest znanym aktorem. Czy wpływa to na popularność grupy?

- Na pewno na wczesnym etapie działalności grupy było to widoczne. Ekranizację „Kamieni na szaniec”, w której zagrał jedną z głównych ról, zobaczyły tłumy młodych widzów. Teraz jego praca otwiera przed nami nowe możliwości. Już niebawem będzie można nas zobaczyć i posłuchać w nowym filmie Pawła Maślony - „Atak paniki”. Była to bardzo sympatyczna przygoda, która odbyła się z korzyścią dla nas i - mamy nadzieję - dla twórców i realizatorów.

- Jak widzisz najbliższą przyszłość zespołu?

- Najbardziej zależy nam na tym, aby móc spokojnie pracować nad nowymi piosenkami. Tak, żeby nie ograniczały nas żadne przeszkody różnej natury. Mamy dużo nowego materiału, bo proces tworzenia daje nam wiele radości. Późniejsza możliwość zaprezentowania go na żywo też jest ekscytująca, ale najbardziej lubimy komponowanie i nagrywanie. Jesienią gramy dużą trasę po wszystkich miastach wojewódzkich w Polsce. Chcemy tak wszystko przygotować, aby koncerty odznaczały się wyjątkową jakością i atmosferą.

Rozmawiał Paweł Gzyl

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 20. "Szabaśnik"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski