Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Produkty z Rosji podbiły kosmos, a są wyśmiewane na całej Ziemi

Zbigniew Bartuś
Wybuchy Rubina 714 podważały zaufanie obywateli do kosmicznej rosyjskiej technologii
Wybuchy Rubina 714 podważały zaufanie obywateli do kosmicznej rosyjskiej technologii FOT. ARCHIWUM
Jak to jest, że kraj, który ma więcej głowic atomowych niż całe NATO, stworzył alternatywny do GPS system nawigacji i potrafi wysyłać w kosmos satelitę za satelitą nie umie sklecić przyzwoitego osobowego auta, ani innych towarów powszechnego użytku?

Anglia pękała ze śmiechu, kiedy wiosną 2012 roku rosyjski koncern AvtoVAZ ogłosił zakończenie – po 30 latach! – produkcji Łady 2107, znanej na Zachodzie jako Riva, a na Wschodzie jako Nova. Wiadomość ta zainspirowała złośliwców, drwiących od dekad z (po)tworów sowieckiej motoryzacji – i tak narodziła się nowa („Nova”) kategoria żartów: „Lada jokes”.

Ich zestaw opublikował niedawno brytyjski „The Telegraph”. Jak zwiększyć wartość łady o połowę? Wlać do baku litr benzyny. Czym różni się łada od piłki golfowej? Piłka jest w stanie pokonać 200 metrów. Jak nazywamy kierowcę łady, który twierdzi, że dostał mandat za przekroczenie prędkości? Kłamcą. Jak nazywamy ładę na szczycie górskiej drogi? Cudem. Itd. W komentarzach czytelnicy załączają własne żarty, dodając (z ubolewaniem), że na drogach w Rosji (ale też na Litwie, Łotwie, w Estonii – czyli w Unii) widzieli ostatnio mnóstwo ład. Inni zauważają, że jest to faktycznie perfekcyjne auto na boleśnie nieperfekcyjne rosyjskie drogi.

Cała obecna potęga finansowa Rosji opiera się na eksporcie surowców, głównie gazu i ropy. Maszyny, urządzenia, elektronika stanowią w rosyjskim eksporcie maleńki ułamek, a byłby on jeszcze mniejszy, gdyby nie zamówienia z krajów fruwających na orbicie Moskwy. W zasadzie całą bardziej zaawansowaną technikę użytkową Rosja importuje.

Ostatnio „Lada jokes” stały się popularniejsze od „Polish jokes” (o głupocie Polaków), a to dlatego, że z jednej strony – nasi rodacy na Wyspach okazali się przeważnie bystrzy, a z drugiej – Rosjanie znów próbują wygrażać światu jako supermocarstwo. Tymczasem ich produkty konsumpcyjne budzą politowanie.

Podbój cudzych terytoriów nie polega dziś na toczeniu krwawych wojen i zajmowaniu ziem przez wojska. Sukces przynosi ekonomia, kraje podbija się przy pomocy Biedronek i Lidli oraz towarów pożądanych w każdym domu. A kto używa rosyjskiego auta? Smartfonu? Laptopa? Radia? Blu-raya? Telewizora? Zegarka? Aparatu foto? Rosyjskiej pralki lub lodówki? Suszarki do włosów? Które linie lotnicze kupują tupolewy bądź iliuszyny?

– Są takie. Ale nie w zachodniej cywilizacji – odpowiada Tomasz Hypki, ekspert lotniczy, prezes Agencji Lotniczej Altair, wydawca m.in. „Skrzydlatej Polski” i sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa. Wyjaśnia, że wytwory techniki kupują od Rosjan tylko kraje z nimi „zaprzyjaźnione”. Jak my po II wojnie.

Rubin jak Wałęsa

Starsi doskonale pamiętają Moskwicze (znane w Australii jako… Elite de Luxe!), Wołgi (w tym morderczą Czarną), Łady oraz produkowane na sowieckiej Ukrainie Zaporożce, zwane „z polsko-japońska” – „masahuku” (od odgłosu odrzutowca; i tylko odgłosu). Niektórzy kojarzą luksusowe (w założeniu) Czajki, którymi wożono komunistycznych dygnitarzy; wzorowane na amerykańskim (a jakże) Packardzie, jako jedyne w całym bloku wschodnim miały elektrycznie sterowane szyby i automatyczną skrzynię biegów oraz potężny (5,5 litra!) silnik V8. Najstarsi wiedzą, jak wyglądała stworzona w czasie II wojny Pobieda (małpująca przedwojennego Forda), na licencji której powstała potem nasza Warszawa…

Telewizory? Wielu z nas zaczynało przygodę z kolorową TV od słynnego, 14-calowego (!) Rubina 714, eksportowanego z Moskwy do 65. („zaprzyjaźnionych”) krajów świata, a od lat 70. produkowanego także (na licencji) w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych – jako Rubin 714p (po 22 tys. zł sztuka, przy średniej pensji 3 tys. zł). Na ekranach Rubinów dominowała czerwień – niektórzy kojarzyli to z obowiązującym systemem, poniekąd słusznie, chodziło jednak nie o komunizm, lecz stosowany w demoludach z przyczyn politycznych (francuski) system nadawania koloru SECAM, gorszy od niemieckiego PAL, na który przeszliśmy dopiero w roku 1995.

Rubin był jednym z ostatnich na świecie odbiorników, których obudowę wykonano z drewna – i to na wysoki połysk. Bardzo to pasowało do popularnych PRL-owskich meblościanek, ale taka konstrukcja łatwo się paliła – a Rubiny, niestety, lubiły wybuchać, niszcząc przy tym całe mieszkania. Osłabiało to zaufanie do kosmicznej rosyjskiej technologii bardziej niż „Solidarność” i Lech Wałęsa. Równie mocne oddziaływanie antysocjalistyczne miało na nas tylko Radio Wolna Europa i Sony w Peweksie.

Kupowaliśmy i dostawaliśmy na komunie rosyjskie zegarki: Pobiedy, Poljoty, Wostoki, Rakiety (petersburską fabrykę założył w 1721 roku car Piotr I!) oraz Zarie. Te ostatnie produkowała w milionach egzemplarzy – powstała w 1935 roku –Fabryka Zegarów w Penzie. Sowieci stworzyli ją dzięki (płatnej, nie bratniej) pomocy francuskich inżynierów z zakładów Lipa. Francuzi przeszkolili załogę i odsprzedali Sowietom technologie, m.in. dokumentację mechanizmu swego zegarka. Potem jakiś czas dostarczali komponenty; notabene Rosjanie zaczęli produkcję nie czekając na sfinalizowanie umowy…

Od dziesięciu lat – na fali mody na zegarki mechaniczne – rynek zachodni próbuje podbić zmodernizowana (rosyjsko-litewska) marka Vostok, w której reklamach można przeczytać: „Każda z linii czasomierzy jest oparta na dokonaniach sowieckiej techniki”. Swoją linię zegarków reklamuje też obywatel Federacji Rosyjskiej - aktor Gerard Depardieu. Tu hasło brzmi: „Jestem dumny z bycia Rosjaninem”. Zegarki są... szwajcarskie.

W przypadku szeroko pojętej techniki użytkowej cały postęp w Rosji (i ZSRS) oparty był zawsze na podobnej zasadzie: kupujemy (lub podrabiamy/kradniemy) najlepszą zachodnią technologię; potem ją po swojemu rozwijamy. Albo i nie. Bo postęp to rzecz względna. Coś, co na Zachodzie jest od dawna przestarzałe, u nas może być dobre, a nawet „Nove” przez lat trzydzieści. Jak Łada 2107.

Marussia

„Jeśli chodzi o prototypy, Ruscy nie przejmowali się niczym: przerysowywali auta innych producentów i pokazywali jako swoje. Na przykład prototyp Moskwicza z 1965 r. był zryty prawie 1:1 z Forda” – przypomina popularny bloger motoryzacyjny Złomnik.pl.

Powszechna w demoludach Łada 2107 produkowana była od 1982 roku, ale jej konstrukcja wywodziła się z wcześniejszych modeli, czyli – tak naprawdę – topornej radzieckiej wersji Fiata 124, cudu techniki lat 60. Pół wieku w motoryzacji to trochę dużo. Po wyzwoleniu państw bloku wschodniego z uścisku bratniej przyjaźni Polacy zaczęli masowo adorować stare Golfy, a nie „Nove” Łady. Powód był oczywisty: Golf, nawet pierwszej generacji (o drugiej nie wspominając) wyprzedzał technologicznie o lata świetlne najlepsze wytwory zabytkowej fabryki z Togliatti.

Ostatnią próbę podbicia świata sowiecka motoryzacja podjęła u schyłku ZSRS – nie wiedząc jeszcze wtedy, że to schyłek. AvtoVaz (znany jako AwtoWAZ) stworzył – we współpracy z inżynierami Porsche (!) – WAZ-a Sputnika, znanego potem pod wdzięczną nazwą Łada Samara. Z kosmosem ów Sputnik miał tyle wspólnego, że zamontowano w nim rewolucyjnie nowe i oszczędne (6,5 l na sto km!) jak na demoludy silniki, zaprojektowane z niemieckimi geniuszami oraz porównywalną z zachodnimi autami klasy średniej resztą mechaniki. Nadwozie też wyglądało w tamtym czasie w miarę nowocześnie (jak każda wariacja na temat hitów Volkswagena). Konstrukcja była – na papierze – dobra. Ale wykonanie…

Wnętrzem przypominała Samara tanie zachodnie auta sprzed 30 lat, zastosowano w niej materiały dramatycznie złej jakości, totalnie niechlujny był montaż. Nawet słynne i reklamowane „silniki Porsche” rosyjscy robotnicy klecili tak, że paliły półtora razy więcej niż powinny i ciągle się psuły. Grube jak w transporterze opancerzonym blachy żarła rdza, bo przy ich lakierowaniu nie przestrzegano żadnych wymogów technologicznych.

Do kupowania nowych Ład rzucili się tylko ci, którzy nie mieli wyjścia – czyli mieszkańcy demoludów (alternatywa: Wartburg, Polonez...) i innych „zaprzyjaźnionych” krajów. Czyli biedni. Jedynym atutem Samary wśród ówczesnych aut kompaktowych (Golfów, Corolli…) była cena. Kiedy w 1989 roku kilkoro przedsiębiorczych krakowian ogłosiło w regionalnej prasie, że importuje 2000 Ład i przyjmuje zapisy na ich zakup, ludzie zabijali się w kolejkach; niektórzy pouciekali nawet ze szpitali, by zdążyć opłacić wpisowe.

Kiedy „importerzy” zniknęli z pieniędzmi, wybuchła afera. Proces w sprawie Samar trwał w sumie… 20 lat (sąd w Oświęcimiu wzywał 2 tys. pokrzywdzonych według alfabetu, np. w maju zeznawali wszyscy na „W”). Najzabawniejsze – zwłaszcza dla brytyjskich złośliwców – jest jednak to, że przez cały ten czas Rosjanie nadal produkowali Samary! Skończyli dopiero w 2010 roku, gdy upadłego już eks-Sputnika zastąpił Logan - rosyjska wersja najtańszego w UE auta dla ubogich. Dla rumuńskiej Dacii stworzyli je inżynierowie Renaulta.
Podobne perypetie ma za sobą słynna Wołga. „Produkowano ją dla wszystkich służb państwowych, podejmując liczne i rozpaczliwe próby stworzenia nowoczesnego auta klasy premium” – wspomina Złomnik.pl, dodając, że w latach 80. Rosjanie bezczelnie zżynali z rozwiązań Audi 100 – ale nie umieli uzyskać ułamka niemieckiej jakości. „Kolejna próba nastąpiła w roku 1999 z modelem 3111, który był tak brzydki i nieproporcjonalny, że nie wiem, co trzeba byłoby mieć w głowie, żeby go kupić. Wygląda dokładnie jak taki dom, który nowobogacki kretyn stawia sobie, żeby wszyscy się zsikali. I ten dom musi mieć koniecznie akcenty starogreckie, ale wkomponowane w nowoczesność, a jednocześnie tchnąć prestiżem i na końcu powstaje taki glut, że powinno się go rozjechać setką buldożerów, żeby nie straszyło okolicznej fauny i flory. Ale oczywiście kretyn jest zadowolony i ubiera się w błyszczący garnitur.” – kończy Złomnik.pl, oddając znakomicie ducha ówczesnej Rosji.

Fatalnego wizerunku tamtejszej motoryzacji nie zmieniła nawet pokazana z wielką pompą trzy lata temu Łada Granta, następczyni 2107. Kremlowska propaganda zrobiła z jej premiery wydarzenie na miarę wokółziemskiej peregrynacji Jurija Gagarina. Pierwszy egzemplarz Granty, który zjechał z taśmy fabryki w Togliatti, został wypróbowany przez samego Władimira Putina (wówczas chwilowo premiera). Wódz Wszechrusi chwalił nowoczesną konstrukcję, a zwłaszcza 480-litrowy bagażnik, „mieszczący z łatwością dwa worki ziemniaków”. Auto udało mu się odpalić już… za piątym razem.

Rosjan, którzy rzucili się do kupowania nowych Ład, najbardziej zelektryzowała jednak wieść, że auto kryje w sobie podzespoły Renaulta i Nissana. Czyli normalnych samochodów! I można to auto kupić o połowę taniej od (wycofanego już z zachodniej Europy i Polski) Hyundaia Accenta czy równie przestarzałej Kii Rio. Dwa razy taniej od VW Golfa! Ot, tajemnica sukcesu. W Rosji.

Bo Polacy nadal wolą stare Golfy. A ludzie na Zachodzie – nowe VW, Fordy, Ople, Peugeoty, Renaulty, Toyoty... BMW, Volvo, Mercedesy. W zeszłym roku AvtoVazowi udało się tam sprzedać… 20 Ład. W USA najchętniej kupowanym samochodem był pick-up – Ford F, zaraz po nim m.in. Toyota Camry, Honda Accord i Nissan Altima. U nas to jest klasa wyższa. Kolejki stoją w Stanach po terenowego Jeepa Cherokee. W Moskwie (gdzie mieszka najwięcej milionerów na świecie) –też.

Symbolem narodzin prawdziwie nowoczesnej rosyjskiej motoryzacji ma być pojazd o romantycznie u nas brzmiącej nazwie Marussia, kopia bolidu Batmana. Za kilkanaście lat Rosjanie mają kupować prawie 3 mln aut rocznie, co da im piąte miejsce w świecie. Ale będą to głównie auta zachodnioeuropejskie, japońskie i koreańskie. Oraz chińskie.

Katastrofa

Z fotografią było w PRL-u jak z motoryzacją: mieliśmy to, co… mieliśmy. Pierwsze zdjęcia robiliśmy aparatami Zorki, Zenit lub kompaktowymi Smienami z leningradzkiego Łomo. W latach 30. minionego stulecia sowiecka prasa donosiła, że produkowane w Charkowie pierwowzory Zorki są lepsze od słynnych niemieckich aparatów LEICA II. Tak naprawdę były one bezczelną podróbą… słynnych niemieckich aparatów LEICA II. Takie było zresztą odgórne założenie: pięćsetosobowy sierociniec im. Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego (FED) miał – ręcznie – kopiować Leiki. Przez kilka lat do wybuchu II wojny zmontował ich w sumie 160 tys. – i sprzedał pod marką FED. Produkowane po wojnie pod Moskwą Zorki też były oparte na Leikach. Podobnie cenione u nas Zenity z Krasnogorska.

Dziś w ofercie „Krasnogorskiego Zavoda” próżno szukać dawnej gamy aparatów fotograficznych – zakład produkuje tylko jeden: analogowy Zenit km+. Są za to celowniki optyczne i laserowe do czołgów, śmigłowców, okrętów oraz karabinów. Podobny asortyment wytwarza sprywatyzowane Łomo.

Prawie nikt nie produkuje popularnego sprzętu dla cywili. Z tego powodu zacofane – i to o dziesięciolecia – są branże, które niegdyś święciły triumfy, jak choćby fabryki samolotów pasażerskich. Nikt poważny nie chce już latać na TU-154 czy konstrukcjach Iliuszyna. Ił-96, którego luksusową wersją latają Putin i Miedwiediew, miał konkurować z Airbusami i Boeingami. 11 lat temu wszedł do produkcji seryjnej i zaczął wozić pasażerów, ale mimo ceny o jedną trzecią niższej od konstrukcji zachodnich – nie znalazł nabywców. Z wyjątkiem Aerofłotu i paru linii z patologicznie „zaprzyjaźnionych” krajów (Cubana de Aviación).

– Rosjanie mają problem ze wszystkim – komentuje Tomasz Hypki. – Ich słabą stroną jest awionika, czyli wyposażenie w elektroniczne systemy sterowania i urządzenia nawigacyjne współpracujące z systemami działającymi na lotniskach na całym świecie i spełniającymi zachodnie standardy. Muszą to wszystko sprowadzać, próbują z Azji. Nie bardzo umieją też stosować w lotnictwie cywilnym nowoczesne materiały, w tym kompozyty. Są w tym mocno zacofani, dopiero ostatnio udało im się zbudować skrzydło. I wreszcie jednostki napędowe: ich silniki są o wiele mniej ekonomiczne od zachodnich, no i nie spełniają coraz bardziej wyśrubowanych zachodnich norm.

Tomasz Hypki zaznacza, że rosyjski przemysł lotniczy NIGDY nie spełniał zachodnich standardów. Zawsze jego oferta skierowana była do wąskiego kręgu krajów „zaprzyjaźnionych”, które miały kupić – i już. Po upadku komunizmu to się skończyło (choć nadal można liczyć na dawne kraje ZSRR, Kubę czy Iran). Aby dorównać Boeingom czy Airbusom musieliby mieć dostęp do najnowszych technologii. Konflikt z Zachodem temu nie służy. – Mogłyby im pomóc Chiny. Ale po co? Żeby wzmocnić konkurenta? – pyta ekspert.

Od schyłku ZSRS zakłady, biura projektowe i współpracujące z nimi ośrodki naukowe nie miały pieniędzy na badania i rozwój. Rosja nie tyle stała w miejscu, co przeżywała katastrofalny regres. Dopiero Putin ogarnął chaos i wyłożył z państwowej kasy miliardy (z eksportu ropy i gazu) na przyszłościowe projekty, za sprawą których świat ma się przestać śmiać z rosyjskich produktów.

Jednym z nich jest „Program rozwoju przemysłu lotniczego na lata 2013-2025”: Rosjanie chcą zbudować spory (zabierający do 200 pasażerów) „Samolot magistralny XXI wieku”, ze skrzydłem z kompozytu. Ma on zastąpić TU-154 i TU-204 i podbić rynek międzynarodowy. Premiera już w 2017 roku. Maszyna ma konkurować z Airbusami A310 i A320, Boeingiem 737 i chińskim COMAC C919 nie tylko ceną, ale i możliwościami, komfortem oraz – jakością i… niskim zużyciem paliwa (!).

Drugą wielką nadzieją Rosjan jest Suchoj Superjet 100, średniej wielkości (do 110 pasażerów) samolot regionalny stworzony wspólnie przez trzy czołowe biura konstrukcyjne (Suchoj, Jakowlew, Iljuszyn). Sukces montowanego w Komsomolsku cuda zapewnić miały: francuska awionika, szwajcarskie układy sterujące i ekonomiczne francusko-rosyjskie silniki PowerJet, a także strategiczne porozumienie marketingowe z Boeingiem.

Jeszcze dwa lata temu, 9 maja 2012 roku, do 14.12 twórcy Superjeta zapowiadali sprzedaż 60 maszyn rocznie. Chwilę potem ten plan – dosłownie – runął. Podczas lotu pokazowego w Indonezji, który miał przekonać do zakupu licznie zgromadzonych klientów, samolot znikł z radarów. Początkowo węszono porwanie, ale nazajutrz na zboczu niedalekiego wulkanu helikoptery znalazły szczątki maszyny. Zginęło 45 osób, głównie potencjalnych nabywców.

Z raportu indonezyjskiej komisji badania wypadków lotniczych wynika, że do katastrofy doszło, bo doświadczona rosyjska załoga zignorowała ostrzeżenie „terrain ahead”. Podejrzewając błąd nowoczesnego systemu ostrzegania przed zbliżającym się gruntem, po prostu go wyłączyła. Chwilę potem samolot uderzył w zbocze. Do ostatnich sekund „załoga, łącznie z kapitanem, była pochłonięta rozmową z potencjalnymi klientami”.

***

Premier Dmitrij Miedwiediew dał się sfotografować ze swym ukochanym sprzętem do słuchania muzyki w rezydencji w Gorki.

W zestawie wycenionym na… 117 tys. euro nie ma ani jednego rosyjskiego urządzenia, nawet kabelka.

W Gusiewie w okręgu kaliningradzkim, specjalnej strefie ekonomicznej Technopolis

u zbiegu granic Polski i Litwy, działa fabryka petersburskiej firmy General Satellite. Chwali się, że „do 85 proc. elektroniki używanej w Rosji ma komponenty z Gusiewa.” Firma cyfryzuje też Kambodżę, Pakistan i Afganistan.

Moskiewska firma Kaspersky Lab produkuje skuteczne oprogramowanie antywirusowe.

Wielu ekspertów uważa je za najlepsze na świecie. Zgryźliwi twierdzą, że to oczywiste w ojczyźnie większości groźnych wirusów. Rosjanie słyną z hakerstwa i cyber-ataków. Od wybuchu kryzysu na Ukrainie europejskie, w tym polskie, media i instytucje przeżywają zalew prorosyjskich (antyukraińskich, antypolskich…) komentarzy. Większość pochodzi rzekomo z… USA, Szwajcarii, Niemiec, Francji czy Grecji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski