Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jarosław Pinkas: Antyszczepionkowcy wpływają na poziom szczepień

Grzegorz Wszołek
Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse
- Apeluję: dobierajmy słusznie informacje, zwracajmy uwagę na źródła. Świat uczy się tego, co naprawdę istotne i jak korzystać z fenomenalnego narzędzia wiedzy, jakim jest Internet, by nie zaśmiecić swojego umysłu - mówi prof. Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny w latach 2018-2020.

W pełni zaszczepionych na COVID-19 jest ponad 52 proc. populacji, czyli blisko 20 mln Polaków. To dużo, czy jednak za mało?

Uważam, że to, niestety, zbyt niski odsetek zaszczepionych. Weźmy pod uwagę pełną dostępność do preparatów, ogromną liczbę punktów szczepień… Nie tak to powinno wyglądać. Poza wszystkim mamy pełną wiedzę, że szczepienia są bezpieczne - wszak skorzystało z nich blisko 20 mln obywateli, a poważnych skutków ubocznych zarejestrowano naprawdę niewiele. W tej chwili dynamika szczepień powinna być znacznie lepsza, ponieważ zmagamy się z czwartą falą pandemii, a wzrost przypadków jest dość mocno niespodziewany. Zamierzamy też kontaktować się, spotykać w rodzinach, więc tym bardziej warto udać się do punktu szczepień i skorzystać z preparatu. Doświadczenia z innych krajów wydatnie wskazują na skuteczność tej formy walki z koronawirusem. Podkreślam: społeczeństwo zaszczepione to społeczeństwo bezpieczne. Tymczasem do odporności populacyjnej - czyli 80 proc. - naprawdę brakuje nam sporo. Zanotowaliśmy znakomity początek i nie wiadomo do końca, dlaczego tempo szczepień nagle spadło tak gwałtownie i zaczęliśmy wątpić. Przecież liczba przypadków i pacjentów pod respiratorami - w znakomitej większości nieszczepionych - powinny nam sugerować zastosowanie tego środka bezpieczeństwa w czasie pandemii. Wszelkie dane naukowe przekazują nam jednoznacznie: nie możemy wątpić!

Uważa Pan, że antyszczepionkowcy utrudnili walkę o wysoką frekwencję?

Oczywiście, że tak. Ich nie jest specjalnie dużo, ale roznoszą „wirusa”, który może nie jest zbyt zakaźny, ale sprawia, iż człowiek staje się wątpiący. Oni nie sprawiają, że ktoś od razu popiera ruchy antyszczepionkowe, ale nabiera ogromnego dystansu do wiedzy medycznej i zaczyna ufać przekazom w sieci. Niewątpliwie jest to wielki problem. - Internet wszystko przyjmie, dotyka nas zalew fake newsów. I często za kampanią antyszczepionkową stoją grupy, które zarabiają na strachu: monetyzują wpisy internetowe albo sprzedają własne specyfiki. Trzeba też jasno zaznaczyć, że antyszczepionkowcy są elementem wojny hybrydowej. To nie podlega żadnej dyskusji! Naukowcy są w stanie przeanalizować, skąd pochodzą dane wpisy, jaka liczba botów obsługuje portale społecznościowe. Nie boję się o tym mówić: ogłupienie społeczeństwa ma na celu coraz większy strach i zwątpienie w dorobek nauki i medycyny. Chodzi o to, by Polacy nie podejmowali racjonalnych wyborów zdrowotnych.

Była loteria z wieloma nagrodami - w tym pieniężnymi, spoty z aktorami i sportowcami. Kampanie nie przyniosły zamierzonego efektu. A może osiągnięto po prostu maksimum w szczepieniach i kto chciał, to przyjął swoją dawkę, a kto nie, to nie zostanie przekonany w żaden sposób?

Sądzę, że chyba nie do końca tak jest. Jednak mamy grono wątpiących, z którymi trzeba logicznie, podsuwając argumenty, rozmawiać. Wszyscy, chcący się szczepić i namawiający do tego innych, mają wyłącznie dobre intencje, nie namawiają nikogo do zrobienia sobie krzywdy. Może argumenty autorytetów medycznych, ale również pielęgniarek i położnych przekonają niezdecydowanych? Wzrasta liczba hospitalizacji. Czy chorzy, którzy poradzą sobie z COVID-19 dzięki personelowi lekarskiemu, opowiedzą bliskim, że warto się szczepić? Na to bym liczył. Musimy stosować różne argumenty, bo chodzi o to, by szpitale nie zostały przepełnione i nie groził nam kolejny paraliż. Przypominam, że COVID-19 nie jest jedyną chorobą, która nas dosięga. Wydajność szpitali w najbliższym okresie jest kluczowa z punktu widzenia interesów pacjentów. Opóźnienia w leczeniu i zabiegach mogą być tylko minimalne, gdyż ciągle musimy uporać się ze skutkami poprzednich fal. Za niedługo miną dwa lata od pojawienia się koronawirusa SARS-CoV-2 na świecie.

Resort zdrowia podaje, że liczba nowych przypadków zakażeń na koronawirusa przekracza 15 tys. Wedle modeli matematycznych, punkt kulminacyjny nastąpi pod koniec grudnia i będziemy mieli aż 30 tys. zakażeń dziennie. I tak jest zdecydowanie lepiej, niż w zeszłym roku, gdy wykrywano 16 tys. przypadków w analogicznym okresie, a ponad 12 tys. ludzi hospitalizowano. Obecnie w szpitalach przebywa ok. 5,5 tys. To jednak różnica.

To ewidentnie lepsze statystyki. Sytuacja jest zdecydowanie lepsza głównie na skutek szczepień. Większa część społeczeństwa zachowuje się też racjonalnie: zachowuje dystans, zakłada maseczki w przestrzeniach zamkniętych, dba o zdrowie własne i innych, wierząc, że koronawirus to nie jakikolwiek spisek. W sposób jednoznaczny oceniam, że najefektywniejszą ochroną jest powszechny dostęp do szczepień ochronnych. I powiem szczerze, że w wielu krajach tak zorganizowanego systemu nam zazdroszczą - logistycznie, cyfrowo, pod względem liczby dawek. Należy podejmować decyzje zgodne z pojęciem benefitu zdrowotnego, a szczepienie do takowego zaliczamy.

Rada Medyczna przy premierze i rząd rekomendują trzecią dawkę szczepionki dla wszystkich dorosłych. To słuszny krok?

Jak najbardziej są wskazania ku temu i popieram decyzję rządu oraz współpracujących z nim specjalistów. Ci, którzy deprecjonują trzecią dawkę preparatu, nie pamiętają o jednym: cały czas uczymy się działania szczepionki, bowiem w pewnym momencie zmniejsza się ilość przeciwciał po jej podaniu. Zresztą, nie tylko w przypadku COVID-19 stosuje się tzw. dawki przypominające. Zapewniam, że to nie jest nic nowego. Cały czas na świecie prowadzone są badania naukowe, które określają, kiedy trzeba się zaszczepić. Mam też nadzieję, że trzecia dawka będzie finalna, ale wirus ciągle nas zaskakuje i mutuje. Trudno cokolwiek przewidzieć w tej sprawie, mimo ogromu publikacji w istotnych czasopismach medycznych. Decyzje muszą jednak podejmować ci, którzy mają wiedzę i śledzą naukę, a nie ci, którym się wydaje, że coś wiedzą. W innym przypadku fatalnie się to skończy - doskonałym przykładem są media społecznościowe, gdzie można odszukać wysyp absurdalnych teorii. Niektórzy internauci pozują na autorytety w dziedzinie medycyny, choć nie mają ku temu jakiegokolwiek wykształcenia, nie mówiąc już o doświadczeniu. Niestety, pierwszy raz w historii mierzymy się z pandemią w epoce powszechnego dostępu do Internetu i treści na zasadzie „bo tak mi się wydaje” to plaga naszych czasów. Kiedyś, gdy autor napisał książkę lub artykuł naukowy, jego tezy zyskiwały walor wiarygodności. Dziś w sieci każdy może napisać o wszystkim i powielić jakąkolwiek bzdurę. Apeluję: dobierajmy słusznie informacje, zwracajmy uwagę na źródła. Świat uczy się tego, co naprawdę istotne i jak korzystać z fenomenalnego narzędzia wiedzy, jakim jest Internet, by nie zaśmiecić swojego umysłu.

Wracając do wzrostu przypadków zakażeń: to efekt - oprócz mutującego wirusa - jesiennego sezonu na infekcje? Niektórzy naukowcy wskazują też, że chodzi bardziej o powrót studentów do stacjonarnych zajęć.

Wiele czynników wpływa na wzrost przypadków, ale też przypatrywałem się analizie danych meteorologicznych stworzonych przez naukowców. Okazało się, że koronawirus doskonale rozprzestrzenia się w czasie niżu, gdy jest chłodniej i dzień staje się coraz krótszy, stąd też dość spokojne okresy wakacyjne za nami. Proszę zwrócić uwagę, kiedy mieliśmy też wybuchy nowych fal: właśnie późną jesienią i zimą, gdzie zresztą tak samo jest w innych krajach. Co do młodzieży - owszem, ich zachowania sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa. Studenci często bagatelizują COVID-19, przyzwyczajają się do informacji na jego temat, czasem ich wręcz bawią lub nudzą. Prywatki, dyskoteki, spotkania wieloosobowe bezsprzecznie przyczyniają się do roznoszenia infekcji w rodzinach.

Jesteśmy lepiej przygotowani na odparcie czwartej fali niż rok temu, gdy zaatakowała nas druga, a potem trzecia? Lockdown na wzór ubiegłorocznego i tego z wczesnej wiosny 2021 r. już nam nie grozi?

Mam nadzieję, że nie. W zeszłym roku nie dysponowaliśmy takim narzędziem, jakim są szczepionki. Mogą być podejmowane decyzje terytorialne, szczególnie tam, gdzie wyszczepialność jest słaba. Priorytetem jest funkcjonowanie służby zdrowia, walczymy o pełen dostęp do opieki medycznej. Może podczas rodzinnych spotkań przy grobach będą wspominani zmarli na COVID-19 i padną tam naturalnie nasuwające się argumenty, dotyczące potrzeby szczepień?

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Jarosław Pinkas: Antyszczepionkowcy wpływają na poziom szczepień - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski