Prokurator nie widzi mobbingu w operze

Po dokładnej analizie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szefa Opery Krakowskiej, prokurator przyznał, że w teatrze jest konflikt na linii dyrekcja grupa pracowników. W zebranym materiale dowodowym nie dopatrzył się jednak zarzuconego dyrektorowi mobbingu.

- Badaliśmy, czy w operze dochodziło do złośliwego i uporczywego łamania praw pracowniczych od roku 2008 do 2012 - mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. - Podano nam m.in. trzy przykłady niewłaściwie zwolnionych osób. Jedna sprawa okazła się jednak przedawniona. Druga zakończona ugodą, a trzecia przywróceniem do pracy. Nie można więc zrozumieć zarzutu do dyrekcji.

Prokurator dopatrzył się drobnych uchybień w postępowaniu dyrekcji. Chodzi m.in. o długość przerw miedzy spektaklami, nieterminowe wypłaty wynagrodzenia w 2010 i 2011 roku. Państwowy inspektorat pracy wydawał już jednak w tych sprawach swe decyzje, które zostały zrealizowane.

- Czyli trudno tego rodzaju uchybienia oceniać w kategoriach naruszenia przepisów karnych - zaznacza prokurator Marcinkowska. - W instytucji zatrudniającej ok. 500 osób zawsze może dochodzić do pewnych nieprawidłowości. Od tego jest jednak Państwowa Inspekcja Pracy, aby mogła je wskazywać i eliminować. I tak się w przypadku opery działo. Po przeprowadzonych kontrolach naprawiano błędy. Nie można więc mówić o celowym, umyślnym i uporczywym łamaniu przepisów ze strony dyrektora - podkreśla.

Decyzja prokuratora nie jest prawomocna. Zarząd Związku Zawodowego Artystów i Pracowników Obsługi Sceny Opery Krakowskiej, który złożył zawiadomienie, może ją zaskarżyć.

Wczoraj Konrad Szota, przewodniczący tego związku, powiedział nam, że czeka na pisemne uzasadnienie odmowy wszczęcia dochodzenia.

Zarząd po zapoznaniu się z tymi wyjaśnieniami wspólnie z pełnomocnikiem zdecyduje co robić.

(AG)