Proszowice. Kukurydza zamiast kwiatów

Prezes lokalnego stowarzyszenia pszczelarzy Mariusz Pokorniak nie ukrywa rozczarowania. - Liczyliśmy na potężny ściąg ludzi. Rozesłaliśmy mnóstwo zaproszeń. Niestety wszystko popsuła pogoda - mówi, żałując, że idea niedzielnego spotkania nie dotarła do większej grupy odbiorców. - Chcieliśmy promować pszczelarstwo. Żyjemy na terenie, w którym dominuje kapusta, kalafiory, czyli rośliny, z których pszczoły nie mają żadnego pożytku. Brakuje łąk, nieużytków. Jeżeli nic się nie zmieni, to za dziesięć lat jedyne kwiatki będziemy mogli oglądać w ogródkach. Dlatego chcemy uświadamiać, że gdy pszczoły wyginą, to będzie tak jak w Chinach, gdzie ludzie sami zapylają rośliny przy pomocy bambusowych tyczek.

Z powodu deszczu impreza kameralna
„Miodobranie” w Proszowicach zapowiadało się na wielkie plenerowe święto, a tymczasem z konieczności impreza musiała przybrać rozmiary kameralne. Hol Domu Kultury to nie Rynek i zmieściło się tam zaledwie kilka stoisk. Można się było zaopatrzyć w produkty pszczelarskie (nowobrzeska pasieka Adamek oraz pasieka Józefa Dońca), artykuły dla pszczelarzy, ale też m.in. w wino z winnicy Koniusza, rękodzieło z Biórkowa Wielkiego, spróbować regionalnych potraw przygotowanych przez gospodynie z Przesławic i Kościelca. Były też wykłady dr. Henryka Olechnowicza i dr. Wojciecha Skuchy poświęcone zdrowotnym właściwościom wyrobów pszczelich oraz prelekcje Marka Padlewskiego dotyczące chorób pszczół. Tego, jak w praktyce pozyskuje się miód, uczyły się dzieci.

Na więcej nie pozwoliła deszczowa pogoda, która od początku roku nie jest sojusznikiem pszczół. Gdy rośliny miały rozkwitnąć, przyszedł wyjątkowo późny śnieg i zniszczył kwiaty. Reszty dopełniły letnie upały.

Kukurydza wyparła nawłoć
Gorsze od anomalii pogodowych są jednak tendencje charakterystyczne dla współczesnego rolnictwa. - Jeszcze 10 lat temu było na naszym terenie sporo łąk, bo ludzie hodowali krowy. Teraz w tym miejscu są albo jarzyny, albo kukurydza. Nad Wisłą były niedawno całe połacie nawłoci, a teraz jest tam tylko kukurydza, z której pszczoły nie mają pożytku - mówi Mariusz Pokorniak, który sam jest właścicielem dużej pasieki. Może ona jednak funkcjonować dzięki temu, że ma charakter wędrowny. Innymi słowy jej właściciel zawozi ule tam, gdzie akurat kwitną rośliny. Czasem wiele kilometrów od „rodzinnego” Glewca. Na miejscu pozostaje tylko kilka rodzin. - Niestety nie jesteśmy w stanie powstrzymać tego, że łąki znikają, albo - tak jak to się stało w sąsiedztwie obwodnicy - zarastają szuwarami. Nie przywrócimy hodowli zwierząt - mówi burmistrz Grzegorz Cichy.

Zdaniem pszczelarzy owadom mogłyby pomóc kontrole tego, czym rolnicy opryskują rośliny i czy robiąc to, przestrzegają dawek i terminów. - Niestety na to nie ma pieniędzy. A firmy produkujące środki ochrony roślin, interesuje tylko zysk, a nie to, czy ich produkty w dłuższej perspektywie nie szkodzą. Potrzebne są zmiany w prawie, aby odwrócić to zjawisko - mówią pszczelarze.

Powtórka będzie za rok
Organizatorami niedzielnego „Miodobrania” były gmina Proszowice, Stowarzyszenie Pszczelarzy Ziemi Proszowickiej oraz Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Płaskowyżu Proszowickiego Prokopara. Środki pochodziły również z grantu pozyskanego od województwa małopolskiego.

- Nasza intencja jest taka, aby była to stała impreza. Mimo wszystko pszczelarzy w naszej okolicy jest jeszcze sporo, na jarmarku też wielu ludzi handluje miodem. Chcemy uświadamiać ludziom, że bez pszczół uprawy warzywne będą miały dużo słabsze plony. Że miód redukuje ryzyko wystąpienia alergii, co nie jest bez znaczenia przy naszym zanieczyszczonym powietrzu - przekonuje burmistrz Cichy.

Zobacz także: Woda może być zdradliwa. Oto dziesięć
zasad bezpiecznych kąpieli na wakacjach

Źródło:Agencja TVN