Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proszowice. Ośrodek jak wojenny szpital

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Przy ul. Kościuszki 6 przez dziesięciolecia służono medyczną pomocą mieszkańcom Proszowic i okolicy
Przy ul. Kościuszki 6 przez dziesięciolecia służono medyczną pomocą mieszkańcom Proszowic i okolicy Fot. Aleksander Gąciarz
W lutym 1937 roku przy ulicy Kościuszki powstał ośrodek zdrowia. Leczono tam pacjentów z sześciu gmin, a zajmował trzy pomieszczenia. W czasie wojny stał się zalążkiem szpitala, do którego trafiali m. in. ranni w potyczkach z Niemcami partyzanci.

Okoliczności powstania ośrodka nie są bliżej znane. Wiadomo, że jego działalność obejmowała leczenie podstawowe, chorób takich jak gruźlica, jaglica itp. W ośrodku prowadzono też szczepienia profilaktyczne, a jego pracownicy sprawowali nadzór nad młodzieżą szkolną.

Tych pracowników było zresztą niewielu. Jak podaje Stanisław M. Przybyszewski w książce wydanej z okazji jubileuszu 34-lecia obecnego szpitala, personel w początkowym okresie składał się z lekarza, pielęgniarki i sprzątaczki.

Nie była to pierwsza placówka służby zdrowia na terenie miasta. Już w XVI wieku ówczesny proboszcz Jan Sacranus z Oświęcimia założył w mieście szpital, który funkcjonował aż do lat 20. ubiegłego stulecia. To jemu obecna ulica 3 Maja zawdzięcza swoją pierwotną nazwę, Szpitalna. W 1924 roku budynek został rozbudowany wyremontowany, a następnie przekazany Szkole Handlowej.

Dwóch lekarzy i dwóch felczerów na miasteczko

W ten sposób miasteczko zostało bez publicznej placówki służby zdrowia. Można było korzystać jedynie z usług lekarzy prowadzących prywatne praktyki. W roku 1930 było ich w Proszowicach dwóch (dr Skurczyński i dr Leffelholz), poza tym dwóch felczerów, i technik dentystyczny. W przypadku poważniejszych schorzeń konieczny był wyjazd do szpitala do Krakowa.

Jak wyglądało to w praktyce, można dowiedzieć się z autobiograficznej książki Mariana Makarskiego „Dom mojego ojca”. Gdy w środku nocy jego matka poważnie zachorowała, obudzony miejscowy lekarz zrobił zastrzyk, ale polecił zawieźć kobietę do Krakowa. - Doktór prowadził mamę przez podwórze. Szła opatulona kraciastą chustą. Usadowiliśmy ją na wozie. Pomykała siadł obok, ściągnął lejcami konia, śmignął batem. Wóz zaturkotał po nierównej drodze. Doktór pogłaskał mnie po głowie i odszedł - czytamy w książce. Podróż furmanką do Krakowa trwała całą noc. Co ciekawe, za pobyt pacjentów z Proszowic w krakowskich szpitalach płacił zarząd miasta. Miał zresztą z tego powodu spore zaległości... Uruchomienie ośrodka przy ulicy Kościuszki zmierzało również do zmniejszenie wydatków na leczenie pacjentów.

Ośrodek tylko przez dwa i pół roku funkcjonował w warunkach pokojowych. Wraz z nadejściem wojny, zapotrzebowanie na pomoc medyczną rosło. W 1941 roku placówka okazała się za mała, gdy w mieście wybuchła epidemia tyfusu, na który zapadali głównie Żydzi. Z powodu koniecznej izolacji chorych, przygotowano dla nich pomieszczenia w szkole.

Trafiali tu partyzanci i warszawscy powstańcy

Latem 1944 roku, gdy na dwa tygodnie władzę w mieście przejęła Armia Krajowa, ośrodek był czynny przez całą dobę. Po jednej z potyczek z Niemcami do placówki trafił z przestrzelonym płucem Leopold Kobas z Koniuszy. Dzięki ofiarności lekarzy udało się go uratować.

To nie był jedyny tego typu przypadek. Partyzantów z ranami postrzałowymi było więcej. W obawie przed Niemcami wpisywano im do dokumentacji inne rozpoznania. Raz było jednak bardzo blisko wpadki, gdy w placówce pojawiła się kontrola w postaci niemieckiego zastępcy gubernatora dystryktu krakowskiego. Cudem udało się „zamienić” postrzelonego partyzanta z pacjentem, który uległ poparzeniom.

W październiku 1944 roku do Proszowic trafiło około 150 chorych i rannych mieszkańców powstańczej Warszawy. Ośrodek znów okazał się za mały i poszkodowanych ulokowano o w zabudowaniach Związku Plantatorów Tytoniu. - Wszyscy lekarze, pielęgniarka i kilka osób ofiarnych przez pierwsze trzy doby nie opuszczali baraku, nie szczędząc sił w ratowaniu chorych i rannych. Nie wszystkim jednak zdołano uratować życie. W pierwszym tygodniu zmarły cztery osoby - pisze Stanisław Przybyszewski.

Tak w Proszowicach powstał szpital

Z czasem z myślą o zwiększającej się liczbie potrzebujących wygospodarowano sale w budynkach położonych przy ulicy Jagiełły, niedaleko ośrodka. W jednym umieszczono chorych zakaźnie, w drugim pozostałych. Nowe sale mogły pomieścić 150 osób.

- Tak z wielkim trudem powstał szpital w Proszowicach, w którym uratowano niejedno ludzkie życie, mimo ciężkich warunków sanitarnych i lokalowych - wspominała Irena Ratuszna, pełniąca rolę pielęgniarki.

Szpitalny personel również w dużej części składał się z osób, które przyjechały z powstańczej Warszawy. Byli też przybysze z Kresów. W październiku 1944 pojawili się lekarz Zygmunt Pruski i pielęgniarka Janina Heinricht (później Pruska). Pracowali tu również Borys i Raisa Dzigowscy. Oboje ukończyli studia medyczne w Wilnie. On trafił do Proszowic po wkroczeniu na Kresy Armii Czerwonej. Ona, uczestniczka powstania, została wysiedlona z Warszawy. Oboje pomagali ratować żołnierzy rannych w walkach o miasto w styczniu 1945 roku. Jeszcze przez wiele lat po wojnie pracowali w tutejszej służbie zdrowia. Choć niewiele brakowało, a byłoby inaczej...

Bernard Traub, Żyd ukrywający się w Proszowicach podczas okupacji, we wspomnieniowej książce „Przebłyski czarnej nocy” pisał: - Byłem świadkiem przesłuchania pewnego lekarza, który przybył do Proszowic z terenów wschodnich. Jak się orientuję, to życie jego wisiało na włosku. Według mojej wiedzy ów lekarz wraz z żoną wykonywali swój zawód lekarski, ciężko pracowali i byli ofiarni w niesieniu pomocy lekarskiej ludności miejscowej. Znałem ich dobrze. Nie angażowali się politycznie i cieszyli się w okolicy opinią uczciwych i pracowitych. Niewątpliwie ta opinia pomogła im walnie w zaniechaniu przez dowództwo radzieckie zastosowania rygorów wojennych.

Czym było „zastosowanie rygorów wojennych” nietrudno się domyślić. Osoba, która przed nadejściem Armii Czerwonej wolała uciec niż czekać na „wyzwolicieli”, z miejsca była podejrzana o współpracę z Niemcami. Warto w tym miejscu dodać, że dr Dzigowski był na tyle sprawnym lekarzem, że w prymitywnych warunkach proszowickiego szpitala dokonywał m. in. amputacji kończyn i innych operacji.

Miejsce zajęła izba porodowa

Patronat nad proszowickim szpitalem objął po wojnie Polski Czerwony Krzyż. Placówkę udało się nieco doposażyć dzięki darom z UNRR-y. W 1947 roku został przemianowany na Szpital Epidemiczny, ale dwa lata później przestał istnieć. W jego miejsce powstała jedna z pierwszych w województwie Izba Porodowa. - Izba istniała bardzo długo. Pamiętam jeszcze takie sytuacje, jak pod budynek, gdzie się znajdowała, podjeżdżali furmankami mieszkańcy okolicznych wsi, przywożąc kobiety do porodu. Zdarzało się, że przyjeżdżali w ostatniej chwili i kobiety rodziły na wozie - wspomina Jadwiga Liguzińska. Na nowy szpital pacjenci z Proszowic i okolicy czekali do 1968 roku. Ośrodek zdrowia przy ulicy Kościuszki też działał jeszcze wiele lat po wojnie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski