Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proszowice. Pływalnia ma już cztery lata. Czarne wizje się nie sprawdziły

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Pływalnia w Proszowicach
Pływalnia w Proszowicach Aleksander Gąciarz
Gdy – w niemałych bólach – powstawała kryta pływalnia w Proszowicach – nie brakowało osób, które wieszczyły same nieszczęścia. Miała utopić gminę finansowo, lub sama utonąć podczas jednego z podtopień, o które w sąsiedztwie Szreniawy nietrudno. Tymczasem od uruchomienia obiektu minęły cztery lata i żadna z tych czarnych wizji się nie sprawdziła.

WIDEO: Trzy Szybkie

Pływalnia posiada stałą grupę wiernych użytkowników. Świadczy o tym najlepiej ilość wejść na obiekt. W roku 2016, czyli pierwszym roku działalności, było ich 181 507.

- Mówiono wtedy, że zadziałał efekt nowości. Wszyscy byli ciekawi basenu i dlatego cieszył się popularnością. Na pewno było sporo ludzi, którzy rzeczywiście przyszli z ciekawości kilka razy i potem przestali. Ale mimo to frekwencja nie tylko się utrzymuje, ale widać lekka tendencję wzrostową. Myślę, ze na pewno jest się z czego cieszyć – mówi prezes Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Proszowicach Dariusz Pomykalski.

W roku 2017 wejść na obiekt było 185 965, rok później wprawdzie nieco mniej (182 363), ale w bieżącym, który przecież jeszcze się nie skończył, ta liczba zbliża się do 200 tysięcy (195 055). Takie zainteresowanie wynika nie tylko z samego istnienia pływalni. Prezes nie ukrywa, że potrzebna jest stymulacja w postaci choćby projektów realizowanych w ramach wojewódzkiego Budżetu Obywatelskiego. Kilka tygodni temu MOSiR wywalczył dotację z tego źródła już czwarty raz z rzędu.

Dzięki temu wiele osób nie tylko trafiło na basem, ale też nauczyło się pływać. - Aby przyciągać ludzi, musi się też pojawiać coś nowego. W tym roku ze środków budżetu obywatelskiego kupiliśmy tor, który jest sporą atrakcją nie tylko dla dzieci. Po świętach zresztą wypożyczamy go do Bochni – słyszymy.

Pływalnia w Proszowicach rzeczywiście tętni życiem. Od godziny 18 ciężko znaleźć miejsce do zaparkowania w jej sąsiedztwie. I nawet fakt, że są osoby, które wolą jechać 20 czy 30 kilometrów, by popływać w większym komforcie (tzn. tam, gdzie kąpiących się jest mniej), nie ma większego wpływu na liczbę odwiedzających. Obiekt jednak czerpie wpływy również z innych działalności. Na jego terenie działa fitness, siłownia, rehabilitacja, biuro poselskie, organizowane są obozy sportowe. - Staramy się też żyć bardzo oszczędnie. To wszystko generuje przychody, a pomniejsza koszty – mówi prezes.

Bo choć MOSiR raczej nigdy nie będzie instytucją dochodową i będzie musiał być dotowany przez samorząd, to jednak w porównaniu z innymi tego typu ośrodkami te dotacje nie są wysokie. W roku 2018 jego strata jako całości (z hala i obiektem przy ul. Szpitalnej) wyniosła niespełna 500 tysięcy, podczas gdy w 2016 było to ponad 620 tysięcy. Z kolei przychody w tym okresie wzrosły z 1,267 mln do 1,495 mln.

A warto przy tym pamiętać, że MOSiR w Proszowicach odprowadza do gminy czynsz dzierżawny i podatek od nieruchomości, co w skali roku daje ponad 430 tys. To bardzo znacząca pozycja po stronie kosztów, z których inne tego typu spółki są często zwolnione. Najwyższym kosztem MOSiR są wynagrodzenia, które wynoszą ponad 560 tys. zł rocznie. Za prąd ośrodek płaci ponad 240 tys. zł (montaż ogniw fotowoltaicznych pozwolił zniwelować wzrost opłat, wynikający z podwyżki cen energii), za gaz 200 tys., za wodę i odprowadzenie ścieków 105 tys. Składki na ZUS pochłaniają 73 tys., a opłaty za śmieci 13,2 tys.

Jednak mimo że dotacje z budżetu są niższe niż gdzie indziej, prezes stara się podchodzić do tego ze zrozumieniem. - Pogodziliśmy się z tym, bo gmina inwestuje w nasze obiekty. Niedawno została podsiana umowa na kwotę 7,2 mln zł na przebudowę hali. Wkrótce będzie ogłoszony przetarg na budowę boisk, kortów tenisowych, siatkówki plażowej i bieżni. To wszystko są ogromne koszty. Dlatego zdaję sobie sprawę, że musimy przetrwać ten okres.

Tak jak udało się przetrwać tegoroczną powódź, pierwszą, odkąd basen został oddany do użytku. Choć na parkingu przed obiektem był metr wody, nic nie dostało się do środka. Basem był cały czas czynny, choć frekwencja była niska z powodu utrudnionego dojazdu i braku miejsc postojowych. Aby obiekt był zagrożony, zdaniem prezesa poziom wody musiałby być wyższy o około półtora metra od dotychczasowego. A to oznaczałoby potop, jakiego Proszowice jeszcze nie doświadczyły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski