Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prywatki przeminęły, pozostały wspomnienia

Redakcja
Marek Gaszyński Fot. Wacław Klag
Marek Gaszyński Fot. Wacław Klag
Z MARKIEM GASZYŃSKIM, dziennikarzem, autorem piosenek i książek, nie tylko o muzyce rozmawia Wacław Krupiński

Marek Gaszyński Fot. Wacław Klag

"Gdzie się podziały tamte prywatki? "

- Odeszły razem z młodością... Dzisiaj tytuł tej piosenki nie dotyczy tylko tego utworu, ale tamtych lat, lat beztroskiej młodości. Była PRL, nie zdawaliśmy sobie sprawy z wielu rzeczy, ani z prawdy o Katyniu, ani że można mieć paszport w szufladzie, że są kraje, w których premiera amerykańskiego filmu odbywa się tego samego dnia, co w USA, jak i z tego, że można po szynkę nie stać w kolejce... Ale mieliśmy naszą muzykę. I nasze prywatki. Pozostały w tamtym czasie. Razem z młodością.
Jako dziennikarz muzyczny pisał Pan przez lata teksty piosenek, których powstało około 150...
- Zaczynałem, jak wielu młodych, od nieporadnych wierszy, których się nikomu nie pokazywało, dopiero Czesław Niemen, z którym się przyjaźniłem od 1963 roku, dwa lata później poprosił mnie o napisanie tekstu. Pokolenie bigbitu potrafiło ładnie śpiewać, komponować, aranżować, czasem zagrać, ale teksty dostarczali mu albo zawodowi autorzy, zupełnie nie trafiający do młodych, albo tacy półgrafomani jak ja. Czesław wiele wówczas tworzył i uznał, że Franciszek Walicki, piszący dla niego pod pseudonimem Jacek Grań, to za mało... Dałem mu więc na próbę tekst "Czy wiesz o tym, że...". Ależ poczułem satysfakcję, słysząc w radiu piosenkę z moimi słowami! A potem doszła do tego satysfakcja finansowa, bo te piosenki dawały niemały dochód.
Napisał Pan i parę hitów dla Czerwonych Gitar, choćby "Nie zadzieraj nosa"...
- I dla Seweryna Krajewskiego "Posłuchaj, co ci powiem dziś"; to już pełna grafomania... Po latach rozmawiałem z Krajewskim: "Popatrz, Seweryn, jakie te nasze wczesne teksty były nieporadne, proste...". A on na to: "Marek, tak wtedy trzeba było pisać, poważne teksty o życiu tamto pokolenie rockandrolla by odrzuciło". Ono potrzebowało tekstów o szkole, o rodzicach, o randkach i problemach międzypokoleniowych. To Chuck Berry nauczył tak pisać, choćby w "Johnny B. Good", "Memphis Tennessee"...
W minionych paru latach wydał Pan kilka książek.
- Wcześniej też - o festiwalu w Woodstock, "ABC prezentera dyskoteki", ale ostatnio przybyło ich trochę. Po śmierci Niemena poświęciłem mu książkę wspomnieniową, potem uświadomiłem sobie, że Czerwone Gitary obchodzą 40-lecie istnienia, napisałem też "Fruwa twoja marynara", książkę, która oddała mój szacunek do jazzu, do pokolenia jazzowego, mojego pokolenia. Miałem 15-16 lat, gdy chodziłem na imprezy organizowane przez Tyrmanda, na których grali Melomani, śpiewały Carmen Moreno i Angielka Jeanne Johnston-Schiele, obserwowałem, jak rodził się sekstet Krzysztofa Komedy, byłem na pierwszym festiwalu jazzowym w Sopocie...
Wywołał larum w prasie, że ekscesy, że demolka...
- Niczego takiego nie było, chodziło o efekt propagandowy. Owszem, pojawiło się na transparencie słowo "dupa". Miało symbolizować koniec pochodu...
Od jazzu zaczynał Pan jako dziennikarz Rozgłośni Harcerskiej...
- To było "30 minut rytmu" prowadzone z Witoldem Pogranicznym, zainicjowaliśmy audycję nagraniami Louisa Armstronga i Charlie Parkera... W grudniu 2008 minęło mi 50 lat pracy z mikro-fonem.
Później jednak porzucił Pan jazz.
- Gdy w 1962 roku przeszedłem z Rozgłośni Harcerskiej do "dużego" radia, uznałem, że chcąc zajmować się jazzem, trzeba więcej wiedzieć o muzyce. Przerzuciłem się więc na rockandrolla, ale jazz cały czas tkwił w mej pamięci. Od czasu przejścia na emeryturę interesuje mnie już tylko muzyka jazzowa, uważam ją za jakiś wyższy, prawdziwy gatunek sztuki. O piosenkach Presleya, Paula Anki kiedyś się zapomni, a wspaniałe sola Davisa czy Coltrane`a pozostaną na zawsze. Jednak akceptowany jestem przez obie grupy - i rockandrollowców, i jazzmanów.
I teraz przełożył Pan zawartość wspomnień z "Fruwa twoja marynara" na historię jazzu pisaną 13-zgłoskowcem. Pomysł wielce oryginalny, niemniej jako krakus muszę zgłosić uwagi. Po pierwsze, Zwierzyniec, gdzie w szkole przy Królowej Jadwigi zorganizowano w 1954 roku pierwszy wieczór jazzowy, to już była część miasta, a nie miejscowość pod Krakowem. Po wtóre, wielki znawca jazzu Jerzy Skarżyński to nie dziennikarz, a scenograf, malarz, później profesor ASP.
- Mogę się tylko przyznać do błędów.
Brak też w tej książce arcyważnego adresu - ul. Retoryka, mieszkania pp. Fersterów, gdzie grywali jazz najwięksi.
- Przyznaję, nie wiedziałem... Cóż, pisałem z pozycji warszawiaka.
Skąd pomysł na 13-zgłoskowiec?
- Jeszcze niedawno całego "Pana Tadeusza" znałem na pamięć; babcia czytała mi go w dzieciństwie, zatem rytm tego wiersza mam wciąż w uszach.
Jazz stał się teraz trochę muzyką niszową...
- W Krakowie, jak wiem, i tak jest więcej klubów niż w Warszawie. Już w latach 60. przyjeżdżaliśmy do Krakowa, aby słuchać jazzu...
I Pan ów niszowy jazz opisał niszowym 13-zgłoskowcem, bo kto dziś z młodych odnajdzie urodę 13-sylabowych fraz ze średniówką po siódmej... No, bywa, że u Pana średniówka jest po szóstej albo wers ma o sylabę za dużo.
- Albo przegapiłem, albo nie umiałem inaczej. A co do młodych, myślę, że nie oni sięgają po mego "Pana Tadeusza...".
Co się łatwiej pisało - "Marynarę" prozą czy 13-zgłoskowcem?
- Wierszem. Najważniejszy był pomysł, a fakty już miałem.
Pana bohater Tadeusz Jazz, który przywędrował z Londynu do kraju, a i był w Krakowie podczas wspomnianych Zaduszek, ma wiele wspólnego z Panem.
- To bohater zbiorowy, choć oczywiście odzwierciedla i moją biografię; łatwiej się pisze, mając konkretną postać.
Zakończył Pan tę książkę na 1959 roku, to taka data...
- ...nijaka. Ale to jest rok, kiedy jazz oddał swą kulturową rolę rockandrollowi. Wchodząc do sal filharmonii, stracił pierwiastek ludowo-zabawowy, a młodzi przerzucili się z jazzu na rockandrolla. Poczuli, że to teraz ich muzyka.
Początkowo też zakazana, niepokojąca władzę, jak ongiś jazz.
- Bo rock to nie tylko muzyka, ale i postawa, obyczaj, moda, a przede wszystkim sposób myślenia, patrzenia na świat. Opisałem to w książce "Obywatel Rock and Roll".
Znów 13-zgłoskowcem?
- Mickiewiczem, ale językiem ballad, romansów oraz sonetów.
A jest Pan socjologiem, nie polonistą.
- Na starość tak mnie naszło.
Cofnijmy się o 50 lat. Przecież wtedy płyty to był rarytas, to skąd je Pan brał, by puszczać w radiu?
- Faktycznie, katalog radiowy był strasznie skromny; zawierał głównie piosenki ludowe, muzykę radziecką, jakieś chóry, orkiestry Ciukszy, Cajmera, nagrania Rolskiej... Byliśmy przerażeni, bo po paru audycjach okazało się, że nie mamy muzyki. Na szczęście poznawaliśmy osoby, które poruszały się po świecie, zwłaszcza sportowców, wtedy szermierzy i szablistów - jak Pawłowski, Zabłocki, Parulski... I wspierały nas stewardessy. Efekt był taki, że pracowaliśmy za darmo, całe pieniądze wydając na płyty. Trwało to dwa-trzy lata. Potem było coraz łatwiej.
W początki naszego jazzu i rocka mocno wpisana jest polityka. U Pana też silnie obecna.
- Tak, przywołuję fakty, i postaci, bo i ta muzyka od tego zależała. I myśmy tym chcąc nie chcąc żyli.
Doświadczył Pan tego także jako juror festiwalu w Sopocie w 1986 roku... Większość nagród dostała Amerykanka Mara Getz, po czym ambasada ZSRR zgłosiła swoje żądanie...
- To nie było żądanie. Rzeczywiście, obudzono nas w nocy, zebrano wszystkich jurorów i przedstawiciel Estrady przedstawił wielką prośbę ambasady radzieckiej, by jakoś zrewidować werdykt lub rozszerzyć go tak, by ktoś z obozu socjalistycznego został zauważony... Daliśmy zatem III nagrodę Rosjance, przesuwając ją z miejsca czwartego, a Marę Getz wywindowaliśmy z I miejsca do Grand Prix. Ale, powtarzam, nie był to jakiś wielki nacisk. To już nie były te czasy.
Skoro o polityce mowa, to chciałem Pana zapytać o "Człowieka do wynajęcia", książkę, którą również wydała oficyna TRIO.
- To już moje życie tajemne; byłem szkolony w walkach wręcz, do odbijania zakładników, wędrowałem po różnych kontynentach, kierowałem pracami Konkursu Chopinowskiego, byłem obserwatorem nieudanego startu Apollo 11, byłem na festiwalu w Woodstock, ale i w sowieckiej Moskwie, w Pradze Dubczeka... A nawet uczestniczyłem, acz z dala, w akcji wykradania tajnego dziennika Tyrmanda, który opisał czas błędów i wypaczeń...
Daleko Pan zaszedł w swym pisaniu - od piosenek po powieść sensacyjno-szpiegowską...
- Postanowiłem także przekroczyć kolejną granicę. Całe życie chciałem napisać wielką epicką powieść, gdzie jest zbrodnia, miłość, zdrada. Opowiada o pewnej polskiej rodzinie, a w tle jest Moskwa, UB, lata 50. i 60., wyjazdy zarobkowe za granicę, tajemnicza śmierć.... Ukaże się w tym roku. I dopiero wtedy będę mógł sobie powiedzieć, że się spełniłem.
A piosenki jeszcze Pan pisze?
- Z rzadka, moje pokolenie już właściwie nie nagrywa, młode pisze sobie samo, poza tym trudno, bym pisał dla 20-30-latków... Nieraz ktoś mnie poprosi - Irena Jarocka, Janek Wojdak, Andrzej Cierniewski.
Mówi Pan o swych piosenkach z przekąsem, że grafomania - a ta najbardziej ceniona to...
- "Sen o Warszawie".
Temat, jak wiem, podrzucił Panu Niemen. Opowiada Pan teraz o tym w wersji audio swych wspomnień o nim, wydanych na płycie dzięki wydawnictwu WAM?
- Oczywiście, skoro to tak ważna dla mnie piosenka. Skoro coraz mniej mamy czasu na czytanie, skoro coraz więcej czasu spędzamy w aucie, audiobook wydaje się być na ten stan świetną odpowiedzią. Problem miałem tylko ze skrótami. Czytanie całości trwałoby co najmniej pięć godzin.
"Sen o Warszawie" jest może także przebojem, który przyniósł Panu największe tantiemy?
- To właśnie "Gdzie się podziały tamte prywatki", bo grane są już 20 lat, również we wszystkich knajpach. Napisałem je w 1988 roku na spotkanie mojej klasy maturalnej, po czym Rysiek Poznakowski dopisał świetną, przebojową muzykę.
I tak prywatki przeminęły, a tantiemy Pan wciąż zbiera.
Ważniejsze, że pozostały wspomnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski