Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebiegły i waleczny. Niejednego wędkarza potrafi wywieść w pole

Grzegorz Tabasz
Dziewięć na dziesięć karpi spożywamy raz  w roku w Wigilię
Dziewięć na dziesięć karpi spożywamy raz w roku w Wigilię Fot. Andrzej Banaś
Lepiej nie wierzyć w całkowicie wegetariańską naturę karpia. Podczas krótkiej kariery wędkarskiej byłem świadkiem, jak wielkie okazy łapano na żywą przynętę zastawioną na drapieżne szczupaki.

Historia karpia jest splotem zbiegów okoliczności, dzięki którym los jednych wynosi na piedestały, by innych pogrążyć. Karpia spotkało jedno i drugie. Cóż z tego, że jest bardzo znaną rybą świata, skoro i tak kończy na półmisku? Celebryta, który króluje jeden dzień. Właściwie tylko jeden wieczór, choć w miejscu wyjątkowo zaszczytnym, jakim jest niewątpliwie wigilijny stół. Wszystko zaczęło się dobre dwa i pół tysiąca lat temu, gdy człowiek, którego imię na zawsze skryły mroki zapomnienia, zapragnął mieć świeżą rybę na każde zawołanie.

Być może w zatoczce jednej z chińskich rzek odgrodził płotkiem stado karpi. Przewaga zorganizowanej hodowli nad rybaczeniem jest bezsporna. Nawet najbardziej sprawny łowca od czasu do czasu wraca z pustymi rękami, zaś właściciel rybnych stawów nigdy. Tym sposobem pan karp zyskał zaszczytny tytuł pierwszej udomowionej ryby świata.

Szybko pojawiły się sztuczne stawy, kanały, mnichy, groble. Przodek karpia był prosty w obsłudze, łatwy w rozrodzie i smakowity. Był to pierwszy ze sprzyjających zbiegów okoliczności, który sprawił, iż do udomowienia wybrano gatunek właściwie skazany na sukces. Pstrągi czy łososie, może i smaczniejsze, wymagają daleko bardziej skomplikowanych zabiegów hodowlanych. Karp szybko podbił Azję.

Rybę znali dobrze Persowie, a kiedy stał się zdobyczą rzymskich legionów, trafił do Rzymu. Jednak prawdziwy sukces zapewniło przybyszowi ze Wschodu dopiero chrześcijaństwo. Niegdyś posty traktowano ze śmiertelną powagą, zaś kalendarz zapełniały długie okresy bezmięsne. Zwierzaki o ciele pokrytym łuskami można było oficjalnie i bez szkody dla sumienia jadać w największe święta. Nawet w klasztorach o surowej regule. Stałym elementem każdego poważnego opactwa był młyn. Jeśli młyn, to grobla. A jeśli grobla, to staw. I ryby.

Był to znakomity marketing, gdyż z klasztornych stawów karp szybko trafił na stoły wielmożów, a potem pod strzechy pospólstwa. Sarmaci karpia pokochali na zabój. Z końca XVI wieku pochodzi fachowy podręcznik, jak stawy dla karpia mierzyć, sypać i rybić, czyli rozmnażać. O karpiu wspominał tak poważny kronikarz jak Jan Długosz. Europa wiele zawdzięcza zakonom. Między innymi rozpowszechnienie po całym kontynencie umiejętności hodowli karpia. I to jest następny zbieg okoliczności, dzięki któremu stał się rybą o wielkim znaczeniu gospodarczym.

Znakomitą wizytówką polskich karpi są stawy w Zatorze. I słynny karp zatorski. Odmiana o specyficznym smaku i wyglądzie, które to cechy zawdzięcza trwającej prawie sześć wieków hodowli. Niektóre stare zbiorniki w majestacie prawa uznano za rezerwaty przyrody z powodu żyjących tam rzadkich gatunków ptaków. Świat zawdzięcza Polakom także karpia królewskiego zwanego lustrzeniem. Sto lat temu przebój wielkiej wystawy rolniczej w Berlinie.

Mamy uzasadnione powody do dumy. Szkoda tylko, że jadamy go od wielkiego święta. Dziewięć na dziesięć karpi spożywamy raz w roku w Wigilię, później stroniąc od narodowej rybki przez cały rok. Szkoda. Tusza ryby karmionej tradycyjnymi paszami jest smaczna i zdrowa. Zawiera sporo wielonienasyconych kwasów tłuszczowych zalecanych w profilaktyce przeciwmiażdżycowej. Można przyrządzić karpia na setki sposobów, a wyzwolone smaki zadowolą najbardziej wysublimowane podniebienia. Jest też coś dla oka, czyli karp koi. Ozdobne, pstro ubarwione ryby o różnych rozmiarach przeznaczone do sadzawek. Wyselekcjonowane ponad wiek temu w Japonii koi doczekały się już setek odmian.

Karpia bardzo sobie cenią wędkarze. Uważany jest za rybę wyjątkowo przebiegłą i waleczną. Rekordowe okazy schwytane na wędkę ważyły blisko 40 kilogramów i osiągały ponad metr długości. Dla porównania: to, co zazwyczaj trafia na nasze stoły, to karpiowe kurczaczki. Góra 2 kilogramy wagi, najsmaczniejsze i najłatwiejsze w transporcie. Jeśli wierzyć wędkarzom, to w kanałach, gdzie elektrociepłownie zrzucają podgrzaną wodę, można spotkać daleko większe sztuki. Olbrzymie, doświadczone w pojedynkach z człowiekiem okazy rwą najmocniejsze żyłki i łamią najsolidniejsze wędziska.

Karp to tradycyjne polskie danie, bez którego wigilia nie będzie wigilią. Niegdyś przygotowanie do świąt rozpoczynały wyprawy z obowiązkowym wiadrem w dłoni po pływające w dużych wannach żywe ryby. Ku uciesze dzieciaków zdobycz na parę dni anektowała jedyną wannę w domu, gdzie czekała na swoją kolej. Później nastał czas barbarzyńców. Kupowane w marketach ryby pakowane do foliowych reklamówek. Na sucho. Bez odrobiny wody.

Żywa ryba przez długie kwadranse obijała się w koszyku o kupione na promocji prezenty. Na świątecznym stole lądowała, proszę wybaczyć, padlina. Może dobrze przyrządzona, ale jak inaczej nazwać zdechłą rybę? Koniec końców, ponaglana przez obrońców praw zwierząt Temida przywróciła prawo i porządek. Kto zechce, zabiera żywą rybę. Kto nie czuje się na siłach, może zadysponować wliczoną w cenę egzekucję na sklepowym zapleczu. Najbardziej wrażliwi zamawiają gotowe filety.

Na zakończenie kilka słów o ludziach, którzy na karpia patrzą krzywym okiem. Dla przyrodnika to kolejny intruz. Obcy gatunek masowo wpuszczany do jezior i wolno płynących rzek. Oczywiście byli i będą uciekinierzy ze stawów. Prędzej czy później padają łupem wędkarzy lub bezpotomnie zginą ze starości. Natomiast zarybienia to stały i systematyczny dopływ nowych okazów. Karpie ryją i dewastują dno. Niszczą roślinność, przeszkadzają pozostałym mieszkańcom wód. I lepiej nie wierzyć w całkowicie wegetariańską naturę karpia.

Podczas krótkiej kariery wędkarskiej byłem świadkiem, jak wielkie karpie łapano na żywą przynętę zastawioną na drapieżne szczupaki. Przypadek? Proszę spojrzeć w pyszczek wigilijnego karpika. I wyobrazić sobie sześciokilogramowy okaz. W otwartym pysku bez kłopotu zmieści się zaciśnięta pięść dorosłego mężczyzny. Taki karp nie pogardzi żadną rybą, szczególnie taką, która nie zdoła szybko uciec. Jeśli naraziłem się wędkarskiej braci, to na pocieszenie mogę rzec tylko tyle, iż karpie nie znikną z naszych rzek z powodu fanaberii przyrodników. Jeżeli coś im zaszkodzi, to ścieki lub choroby przywleczone razem z taniutkimi rybami z azjatyckich hodowli.
***

Osiąga ponad metr długości i masę ponad 30 kg (największy złowiony ważył 46,10 kg).

Najcięższy złowiony w Polsce karp ważył 34 kg przy długości 110 cm.

Ciało ma karp wydłużone, wrzecionowate, prawie okrągłe w przekroju poprzecznym. Otwór gębowy dolny, mięsisty, zaopatrzony w 2 pary wąsików. Łuski cykloidalne, duże, mocno osadzone w skórze. Płetwa grzbietowa jest bardzo długa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski