Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebudzenie

Redakcja
Fot. Jacek Wrzesiński
Fot. Jacek Wrzesiński
Zaczynamy się budzić z głębokiego snu - mówi PAWEŁ PRZYTOCKI, dyrygent, dyrektor Filharmonii Krakowskiej

Fot. Jacek Wrzesiński

Gdy słyszy Pan słowa "Filharmonia Krakowska", to co Pan myśli?

- Przede wszystkim, jaki jest nasz wizerunek. Przez kilkadziesiąt lat była to instytucja, obok której przechodziłem, a teraz za nią odpowiadam.

- Jak zatem wypada Filharmonia Krakowska?

- Po pierwszym sezonie, za który w pełni odpowiadam, już jestem pewien, że filharmonia może zaproponować bardzo ciekawy, zróżnicowany repertuar. Publiczność wcale się od nas nie odwróciła. Niektórzy mówią, że sala świeci pustkami, ale przeczą temu wpływy z biletów. Do filharmonii przychodzą nowi słuchacze i już zostają. Dlatego sądzę, że linia repertuarowa, jaką wybrałem, jest dobra.

- Dość znacznie zmienił Pan repertuar Filharmonii Krakowskiej; wpuścił Pan dużo świeżego powietrza.

- W tym sezonie zaprezentowaliśmy kilkanaście utworów, które nie były u nas wykonywane albo wcale, albo przynajmniej od kilkudziesięciu lat. Choćby patrząc na ostatnie koncerty: np. Dobrzyński, nigdy nie był grany przez naszą filharmonię, a Mirecki nigdy nie był wykonywany w naszym mieście. Podobnie ma się z rzecz z "Symfonią koncertującą" Prokofiewa czy też Koncertem wiolonczelowym Olgi Hans, zaprezentowanym przez Dominika Połońskiego. Hindemitha "Mathis der Maler" zabrzmiał ostatnio 20 lat temu, Schnittke "Requiem" nigdy nie było grane, nie wspomnę już o nowej wersji VIII Symfonii Pendereckiego, która też miała w tym sezonie swoje krakowskie prawykonanie, podobnie jak Offertorium Sofii Gubajduliny.

- W Pana działaniach widać dwa pomysły: rozszerzenie oferty poprzez prezentację muzyki dawnej w interpretacji zapraszanych do Krakowa specjalistów oraz wietrzenie skostniałego, zadomowionego w tej instytucji repertuaru romantycznego i postromantycznego, poprzez wprowadzenie muzyki klasyków XX wieku. Czy na tych tendencjach oprze Pan w przyszłości budowę repertuaru Filharmonii Krakowskiej?

- Tak. Konstruuję repertuar i strategię rozwoju tej instytucji, nie oglądając się na komentarze "bobika", "stasia" czy innych anonimów wypowiadających się na poczytnych portalach. Prawdą jest, że takie zespoły jak Micrologus, Collegium Vocale Gent czy chociażby Ken Zuckerman z Dominikiem Vellardem, rzadko występują w naszym mieście i pod względem stylistycznym i repertuarowym były czymś absolutnie nowym, kompletnie innym. Takie propozycje Filharmonii Krakowskiej są tylko dopełnieniem do tego, co dzieje się w mieście. Bo naszym zadaniem jest prezentacja jak najbardziej szerokiego i wszechstronnego repertuaru. W najbliższym sezonie wystąpi m.in. tradycyjna orkiestra z Chin z absolutnie oryginalnym i nieznanym kulturze europejskiej repertuarem.

- Zespoły muzyki dawnej, grające na instrumentach z epoki, dawniej tylko barokowe, teraz już orkiestry klasyczne, a nawet romantyczne, bardzo ograniczają repertuar takim instytucjom jak filharmonia. Zdecydowałby się Pan na wykonanie np. "Pasji" Bacha w tradycji wykonań romantycznych, tak jak jeszcze grano 30 lat temu? Nie bałby się Pan wyznawców muzyki dawnej, którzy by Pana za to niemal zjedli?
- Nie, bo wyznawcy muzyki dawnej nie żyli 300, 400 lat temu i tak na- prawdę nie wiedzą wszystkiego o tej muzyce. Dzięki zachowanym traktatom mogą się jedynie domyślać, jak ona brzmiała. Spory, jak wykonywać muzykę dawną, trwają już od kilkudziesięciu lat i będą trwać jeszcze długo.

- Widać, że zadomowił się już Pan w Filharmonii Krakowskiej. Przemeblował Pan gabinet. Pojawiły się nowe brązowe meble, wyjechała czerwona kanapa. Czy zniknięcie kanapy to symbol, że nie będzie się Pan tu rozleniwiał?

- To symbol, że tu się nie śpi, tu się pracuje.

- Na jakim etapie jest ta praca?

- Jestem na etapie rozpoznania. Wiem już, co mam i czym dysponuję. Na efekty będzie trzeba jednak trochę poczekać. Pierwszy rok jest to zazwyczaj rozpoznanie, drugi rok to sianie nowych idei, a trzeci i czwarty to dopiero zbieranie plonów.

- Jaka jest diagnoza rozpoznania?

- Instytucja wychodzi z marazmu, który, jak wiadomo, też jest sposobem na przetrwanie.

- To pewien rodzaj hibernacji.

- Kiedy byłem bardzo młodym człowiekiem, oglądałem starszych panów grających w szachy pod Wawelem. Słoneczko świeciło i było fajnie. Ale jak długo tak można? W końcu organizm się budzi po hibernacji i musi dopasować się do nowej rzeczywistości. Tak jak w książce Umberto Eco, którą właśnie czytam: dla przebudzonego pacjenta jego żona od 25 lat jest nieznaną kobietą.

- Widzę, że czyta Pan "Tajemniczy płomień królowej Loany".

- Podobnie jest z filharmonią. Zaczynamy się budzić z głębokiego snu i na nowo rozpoznawać zjawiska i fakty, ale już nie hipotezy. Teraz wszyscy potrzebujemy "pójścia do przodu". To nasza konieczność i nawet, jeżeli takie życzenia nie zostały wyartykułowane, to można je poczuć.

- Co to znaczy dla filharmonii "iść do przodu"?

- Znaczy lepiej grać, znaczy więcej grać razem. Podejrzewam, że wymagania wzrosną względem samego siebie. I o to najbardziej mi chodzi, aby sobie stawiać wymagania. Wielkie słowa, które padły za czasów prezydentury Johna Kennedy'ego: "Nie pytaj, co Ameryka może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla Ameryki" są dla nas aktualne. Co ja mogę dać filharmonii? Główny cel jest taki, aby każdy z pracowników tej instytucji uświadomił sobie, że nie jest anonimowy. Dwustuosobowa struktura instytucji powoduje, że jednostka może poczuć się nieważna, bo od niej i tak niewiele zależy. Tymczasem wszystko od nas zależy i ta świadomość pomału zaczyna się budzić w zespole.

- Zespół został odświeżony?

- W ciągu półtora roku przyjąłem kilkanaście nowych osób do chóru i orkiestry. A jeszcze kilka egzaminów przed nami. Np. w czerwcu do wiolonczel. Do końca roku będzie tych egzaminów co najmniej kilka.

- A zwolnił Pan kogoś?

- Nie. Nowych muzyków przyjmuję na miejsca tych, którzy odchodzą na emeryturę. Zwalnianie nie jest łatwe, proste i przyjemne. Poza tym taki proces nie powinien przebiegać pośpiesznie. Pośpiech w tej materii nikomu nie służy. W naszym kodeksie pracy zwolnienia nie są najskuteczniejszym załatwianiem problemów. Nie mam czasu na Sądy Pracy. Kieruję Filharmonią Krakowską drugi rok i doskonale już znam swoich pracowników. Wiem, kto jest instytucji przydatny i kto jest dla tej instytucji rozwojowy.
- Co Pan zamierza zrobić po rozpoznaniu?

- Jestem pewien, że każdy zna tutaj swoje miejsce, ale nie wykluczam przegrupowań w zespołach artystycznych. Jeśli ta instytucja przez najbliższe trzy lata nie dostanie nowego impulsu, to nic z tego nie będzie. Chodzi o impuls artystyczny, bo impuls finansowy miał już miejsce. Sytuacja finansowa Filharmonii Krakowskiej nie jest najgorsza.

- Ile ma w tej chwili Filharmonia Krakowska dotacji?

- Poniżej 13 mln zł i jest niższa o ok. 500 tys. zł od zeszłorocznej. Ale nie jest źle. Jak popatrzę na nasz budżet roku 2007, to widzę ogromną różnicę.

- Przypomnijmy, że wtedy dotacja wynosiła poniżej 9 mln zł.

- Nastąpiła poprawa. Muzycy po rocznym rozliczeniu podatkowym na pewno poczuli tę korzystną zmianę.

- Ile w tej chwili wynosi pensja muzyka?

- W maju wynagrodzenie wynosiło w orkiestrze 3,7 tys. zł brutto, a w chórze 2,7. To są oczywiście średnie dane, bo np. niektórzy muzycy zarabiają do 5 tys. zł brutto miesięcznie. Wszystko zależy od tego, jaką pełnią funkcję w orkiestrze, od stażu pracy i ilości koncertów. Część koncertów jest w etacie, część płacona jest ekstra. Za jeden koncert pozanormowy muzycy mogą otrzymać od 140 do ponad 200 zł. Opłaca się grać w Filharmonii Krakowskiej. Młodzi to wiedzą i na przesłuchania przychodzi bardzo wielu muzyków. Zazwyczaj kilkanaście osób, bardzo utalentowanych, ubiega się o jedno miejsce. Poziom gry po naszych szkołach jest bardzo wysoki. Studenci jednak jeszcze nie do końca wierzą, że 90 proc. z nich będzie grało w orkiestrach. Nie wszyscy sobie uświadamiają tę prawdę, bo nastawienie w szkołach jest jeszcze solistyczne.

- Za moich czasów wszyscy chcieli być solistami, a pracę w orkiestrze podejmowali nieudacznicy, niezrealizowani soliści.

- W tej chwili do orkiestr trafiają doskonali instrumentaliści.

- Z czego jest Pan najbardziej zadowolony?

- Że to, co zaplanowałem, zostało zrealizowane z niezłym skutkiem. Poza chorobą Rafała Blechacza, która zmusiła nas do odwołania jego występu, wszystkie zaplanowane w sezonie koncerty się odbyły. Rafał Blechacz był poważnie chory, odwołał także koncerty za granicą. W tej chwili jeszcze trwa rekonwalescencja pianisty, ale staramy się, aby wystąpił w Filharmonii Krakowskiej jeszcze w tym roku kalendarzowym. Przez ten sezon na naszej estradzie przewinęło się mnóstwo młodych utalentowanych artystów, dla których Kraków był nowym miastem.

- A co było dla Pana największym zaskoczeniem w Filharmonii Krakowskiej?

- Że uzyskuję bardzo wiele dowodów życzliwości i sympatii od melomanów. Wszyscy mnie przestrzegali, że Kraków to trudne miasto, że będę miał wiele problemów. A tu na każdym kroku spotykam się z dowodami sympatii, bo wszyscy zauważają zmiany na lepsze. Wielkim zaskoczeniem było też to, że po raz pierwszy od 18 lat chór wykonał koncert a cappella na bardzo dobrym poziomie. Nie sądziłem, że mam już dobry zespół wokalny, który może stanąć w przyszłości w rzędzie najlepszych polskich zespołów. Mam świadomość, że jeszcze w tym zespole tkwią problemy indywidualne, ale chór zaczyna być już instrumentem.
- Czego Panu nie udało się przeprowadzić?

- To byłaby cała lista, choć jestem realistą i planuję to, na co pozwala mi budżet. Mimo że poziom artystyczny koncertów abonamentowych znacznie się poprawił (mówią o tym dyrygenci gościnni i dyrektorzy zaprzyjaźnionych filharmonii z całej Polski), to jest jeszcze sporo pracy nad jednolitym brzmieniem orkiestry. Tu chodzi nie tylko o to, by grać razem i czysto, ale o pracę nad brzmieniem poszczególnych sekcji, po to aby zespół stał się jednym instrumentem, razem oddychającym i pulsującym. Będę musiał także zmienić bardzo anachroniczny regulamin działalności naszej instytucji. Regulamin jest odzwierciedleniem państwa socjalnego, opiekuńczego; nie pasuje do naszych dynamicznych czasów. Poza tym ciągle jest aktualna sprawa budowy nowego gmachu. Jego lokalizacji i projektu.

- Jeszcze raz zapytam: gdy słyszy Pan słowa Filharmonia Krakowska, to co Pan myśli?

- Że filharmonia stała się moim życiem. Przychodzę tu o godz. 8 rano i jeszcze mnie można zastać wieczorem, po koncertach. Tak się stało i jestem z tego zadowolony. Ta praca przynosi mi satysfakcję. Widzę, jak Filharmonia Krakowska powoli pnie się w górę. I to mnie cieszy.

Rozmawiała Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski