Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przecenili własne możliwości?

Redakcja
Z prawej Andraż Kirm - najlepszy z wiślaków w meczu z Levadią Fot. Michał Klag
Z prawej Andraż Kirm - najlepszy z wiślaków w meczu z Levadią Fot. Michał Klag
- Ja rozumiem, że to okres przygotowawczy i ma prawo się zdarzyć słabszy dzień - miejmy nadzieję, że jedyny. Ale obok gry drużyna przejść nie może, a tak było w środę - mówi Andrzej Iwan, jeden z najważniejszych piłkarzy Wisły lat 70. i 80., oceniając występ obecnych wiślaków przeciwko Levadii Tallin w pierwszym meczu II rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów.

Z prawej Andraż Kirm - najlepszy z wiślaków w meczu z Levadią Fot. Michał Klag

WNIOSKI PO MECZU Z LEVADIĄ. - Problem właściwej motywacji to problem całego polskiego sportu - mówi Grzegorz Mielcarski. Problem Wisły to zdecydowanie zbyt wąska kadra.

Krakowianie zremisowali na stadionie w Sosnowcu 1-1, uciekając od porażki w 93 minucie gry. Gol Piotra Ćwielonga nie zamazał jednak fatalnego obrazu, który powstał w wyniku mało poważnego podejścia krakowian do estońskiego rywala. - Według mnie dużą rolę odegrało nie tyle niedocenienie możliwości Levadii, co przecenienie własnych - uważa "Ajwen".
Grzegorz Mielcarski, były piłkarz FC Porto i były dyrektor sportowy Wisły, stara się ten przypadek osadzić w szerszym kontekście. - Problem właściwej motywacji to problem całego polskiego sportu. Łatwiej na pewno radzą sobie z nim zawodnicy w sportach indywidualnych, weźmy choćby Tomasza Golloba, Adama Małysza, Otylię Jędrzejczak. W sportach zespołowych jest gorzej, choć i tu mamy przykłady korzystne - jak drużynę piłkarzy ręcznych Bogdana Wenty - zauważa Mielcarski. Nie przypadkowo pada nazwisko trenera. - Rola szkoleniowca przed meczami ze słabszymi rywalami jest ogromna. Gdy piłkarze Wisły mają grać z Legią, czy Cracovią, sami przyznają, że nie potrzebują, by trener ich mobilizował. Kiedy jednak przychodzi taki mecz jak z Levadią, trener właśnie na sferze motywacji powinien się skupić, mniejszą wagę nawet poświęcając taktyce.
W środowy wieczór w Sosnowcu niczego dobrego nie zwiastował już początek meczu. Krakowianie, zamiast mocno zaatakować, piłkę rozgrywali leniwie i niedokładnie. Zupełnie nie było w nich ognia, chęci rozbicia rywala. A na Levadię nie trzeba było wiele - przecież ożywienie gry po 20 minutach I połowy przyniosło Wiśle kilka golowych okazji.
Mielcarski: - Z doświadczenia wiem, że było to spotkanie typu: "albo nam wychodzi wszystko od początku albo mamy piasek między zębami". Jeden strzał w poprzeczkę, drugi strzał w poprzeczkę, Paweł Brożek źle przyjmuje piłkę - no i nerwowość jest coraz większa. Iwan: - Gra zespołowa Wiśle nie szła. Trzeba więc było zagrań indywidualnych. Poza Andrażem Kirmem nie było jednak zawodnika, który ze złością próbowałby zabrać piłkę przeciwnikowi, "poholować" ją, dać się sfaulować.
Debiutujący w Wiśle Słoweniec, lewoskrzydłowy, był w środę najjaśniejszym punktem drużyny. Na końcu po jasnej stronie znalazł się obok niego Ćwielong. "Pepe" podczas ulewy w II połowie wprawdzie nie błyszczał, ale w końcu znalazł się tam, gdzie trzeba - i zdobył gola. Tymczasem Tomas Jirsak, który zaczął mecz jako ofensywny pomocnik (wygrywając z Ćwielongiem rywalizację o miejsce w składzie), mając warunki do gry idealne, był zupełnie niewidoczny. - Tomek nie czuje się dobrze jako zawodnik "podwieszony" pod napastnikiem - twierdzi Mielcarski. - Z kolei Piotrek Ćwielong może i wprowadza na boisko dużo chaosu, ale z tego chaosu rodzą się faule, rzuty wolne.
Andrzej Iwan poszerza listę kandydatów do gry: - W takim meczu jak ten, Maciej Skorża powinien wpuścić Krzyśka Mączyńskiego. Na pewno nie grałby gorzej niż Jirsak. Młodych trzeba próbować, bo my tak naprawdę nie wiemy, na co stać Krzyśka, czy Sebastiana Janika. Oni grają dotąd tylko we własnym gronie, a chodzi o to, by młody piłkarz wchodził do poważnej piłki grając wśród doświadczonych.
Życzenie "Ajwena" może się w najbliższej rundzie spełnić. Ale nie dlatego, że będzie to działanie zaplanowane. Mecz z Levadią unaocznił bowiem, jak niewielką kadrą dysponuje zespół, którego celem jest gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nie jest przypadkiem, że Maciej Skorża dokonał w tym spotkaniu tylko dwóch zmian - wprowadzając Ćwielonga i Mauro Cantoro. Poza nimi na ławce siedzieli bowiem: Mączyński, Janik, Łukasz Burliga, Michał Czekaj i bramkarz Ilie Cebanu. Wszyscy ci piłkarze mają na koncie w sumie 3 występy w ekstraklasie.
Do trzynastki grającej w środę dodajmy Arkadiusza Głowackiego, Rafała Boguskiego i Łukasza Gargułę. Petera Singlara z gry w całej rundzie eliminuje kontuzja, dlatego jego już pomijamy, podobnie jak będących od dawna na aucie Konrada Gołosia, Norberta Vargę i - zapewne opuszczającego Wisłę - Andrzeja Niedzielana. To wszystko oznacza, że Wisła zaczyna sezon dysponując zaledwie 15 zawodnikami z pola, których Skorża nie boi się wystawić do gry! W takiej sytuacji niektórzy w ogóle nie muszą martwić się o miejsce w składzie - a przecież wewnątrz zespołu powinna być rywalizacja.
Nowi piłkarze - jeśli zespół ma pokazać się w Europie i walczyć o obronę mistrzostwa Polski - są więc Wiśle nie tyle potrzebni, co niezbędni. Na początek - prawy obrońca, bo w tej chwili nie ma w drużynie żadnego.
Tomasz Bochenek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski