Dyrektor stacji sanepidu Andrzej Iskrzycki pokazuje źle osadzone rynny FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
PROSZOWICE. Budynek oddany do użytku po kompleksowej adaptacji służył niespełna osiem lat i znów nadaje się do gruntownego remontu. Sprawą zajął się prokurator.
W sufitach dwóch sal widnieją ogromne dziury, pod którymi zostały ustawione wiadra. Dyrektor stacji i powiatowy inspektor sanitarny Andrzej Iskrzycki, oprowadzając po budynku, co rusz wskazuje na zawilgocenia, grzyb, pęknięcia.
- To oczywiste, że nie da się tutaj pracować. Szczęście w nieszczęściu, że pozostało nas w tej chwili w stacji piętnaście osób. Gdyby było trzydzieści, jak dawniej, nie pomieścilibyśmy się wszyscy. Ta część budynku nie nadaje się do użytku i do czasu wykonania gruntownego remontu to się nie zmieni - mówi.
Budynek przy ul. Adama Grzymały-Siedleckiego jest własnością Skarbu Państwa. Trwały zarząd nad nim sprawuje Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna, która przeprowadziła się tu w październiku 2005 roku. Miesiąc później nastąpiło uroczyste otwarcie z udziałem ówczesnego wojewódzkiego inspektora sanitarnego Jadwigi Pacuły-Hebzdy. Obowiązki gospodarza pełnił powiatowy inspektor sanitarny Mariusz Fundament, który poświęcił inwestycji kilka lat.
Po kompleksowej przebudowie część dawnej wylęgarni drobiu została zaadaptowana do potrzeb sanepidu. W pozostałej - nie wykończonej wówczas części - miało powstać laboratorium. Ostatecznie do tego nie doszło i kilka lat temu ta część budynku została oddana Powiatowemu Inspektoratowi Nadzoru Budowlanego, który dokończył remont. - U nas nic złego się nie dzieje - zapewnia powiatowy inspektor Henryk Oleksy. Tymczasem w innej części budynku woda leje się z sufitu i pękają ściany. - To się zaczęło jeszcze w 2009 roku - przyznaje Andrzej Iskrzycki, który swoją funkcję pełni od marca 2007 roku.
W lipcu 2009 została sporządzona "Opinia techniczna dot. wykonania warstw izolacji poziomej tarasu na poddaszu, wykonania ścian wewnętrznych w całym budynku oraz ich wykończenia". Autorzy dokumentu wymienili szereg nieprawidłowości i działań niezgodnych ze sztuką budowlaną.
Z dokumentu wynika, że główna przyczyna problemów tkwi na tarasie, znajdującym się nad częścią pierwszego piętra. Płytki, stanowiące powierzchnię tarasu, zostały ułożone w sposób nieprawidłowy, a użyte fugi były słabej jakości. To skutkowało "odparzeniem" płytek. Autorzy opinii uznali przy tym również, że "wykonanie (...) obróbki blacharskiej wokół rynien odwadniających jest niedopuszczalne z punktu widzenia sztuki budowlanej". Te i inne usterki są powodem niewłaściwego odprowadzania wody, a co za tym idzie zawilgocenia, zagrzybienia i przemrożenia. Z kolei powodem licznych pęknięć, które widać w środku budynku jest wadliwe połączenie ścian wewnętrznych z konstrukcją nośną.
Po otrzymaniu cytowanej opinii dyrektor Iskrzycki powiadomił o sprawie prokuraturę. - Nie miałem innego wyjścia. W przeciwnym razie to ja mógłbym zostać pociągnięty do odpowiedzialności za to, w jaki sposób została wykonana inwestycja - przekonuje.
Prokuratora w lipcu 2011 wszczęła postępowanie, a we wrześniu tego samego roku śledztwo "w sprawie wyrządzenia szkody majątkowej wielkich rozmiarów (...) poprzez niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru nad prawidłowością wykonania prac projektowych i budowlanych." Prokuratorzy przesłuchali świadków i uzyskali opinię biegłego w zakresie budownictwa. Ten stwierdził naruszenia reguł sztuki na etapie projektu i wykonawstwa, ale także dopatrzył się nieprawidłowości w trakcie procedury przetargowej.
W związku z tym konieczna była opinia Urzędu Zamówień Publicznych. Wobec jej braku w czerwcu 2012 r. postępowanie zostało zawieszone. - Od tamtej pory nie mamy z prokuratury żadnego sygnału w tej sprawie - zaznacza dyrektor Iskrzycki.
Nadzieją na uratowanie budynku przed degradacją jest zainteresowanie Powiatowego Inspektoratu Weterynarii przeprowadzką do wymagających remontu pomieszczeń. W tej chwili PIW wynajmuje lokale w sąsiednim, prywatnym budynku lecznicy zwierząt. Jak nam powiedział powiatowy lekarz weterynarii Paweł Pęczalski, kierowana przez niego instytucja jest poważnie zainteresowana zmianą siedziby.
- W budynku, w którym w tej chwili pracujemy, jest bardzo ciasno. Gdyby nie to, że dyrektor sanepidu udostępnił nam grzecznościowo pomieszczenie na magazyn, nie bylibyśmy w stanie się pomieścić - mówi.
Paweł Pęczalski zdaje sobie sprawę z konieczności wykonania remontu i uważa, że przeprowadzka jest realna jeszcze w tym roku.
W 2010 roku koszty usunięcia stwierdzonych usterek i likwidacji ich skutków w budynku przy ul. Grzymały-Siedleckiego szacowano na ponad 53 tysiące złotych. - A my w budżecie na utrzymanie budynku mamy tysiąc złotych na rok - mówi Andrzej Iskrzycki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?