- Zaczynaliśmy od kaszanki, pasztetowej i salcesonu. Takie były czasy - wspomina Edmund Barczyk. Nie ukrywa też, że początki działalności były bardzo trudne.
- Ograniczenia działalności gospodarczej związane z poprzednim systemem utrudniały nam rozwój - przyznaje. Firmę zakładał razem z żoną, o oryginalnym imieniu Blandyna.
Najpierw zamawiali mięso w Chrzanowie. Zezwolenie na ubój zwierząt dostali dopiero w 1989 r., a więc po zmianie systemu. - Trzeba było wtedy rozbudować zakład, powiększyć go i zmienić plany rozwoju - dodaje.
Obecnie współwłaścicielami przedsiębiorstwa są także dwaj z trzech synów. Pan Edmund podkreśla, że jest z nich bardzo dumny.
- Dwaj synowie pracują ze mną. Trzeci założył własne przedsiębiorstwo, które także odnosi sukcesy - mówi.
Niewielki zakład rozrósł się z czasem. Obecnie produkuje wędliny, które sprzedawane są w najbardziej znanych sieciach sklepów w województwie. Firma bierze też udział w "Małopolskich smakach", wystawach, którym patronuje marszałek województwa.
- Od początku istnienia zakładu stawialiśmy na jakość produktów i obsługi klienta - zapewnia Edmund Barczyk. W 2005 roku jego firma otrzymała zgodę na eksport do krajów Unii Europejskiej.
Od kilku lat jego przedsiębiorstwo prowadzi także ubojnię strusi i eksportuje ich mięso do Szwajcarii. Do ich zakładu trafia od 50 do 100 strusi tygodniowo. - To bardzo zdrowy gatunek mięsa czerwonego. Jego ogromnym atutem jest fakt, że ma niewiele cholesterolu - dodaje.
Pan Edmund przyznaje, że jego zakład nie próbował produkować kiełbasy ani wędlin ze strusia. Za to wołowinę, wieprzowinę i drób przetwarza w bardzo tradycyjny sposób.
- Ze świeżego i zdrowego mięsa produkujemy około 80 różnego rodzaju wyrobów - smalce, galaretki, szynki, kiełbasy tradycyjnie wędzone i boczki - wylicza. Przyznaje też, że wytwa-rzane w jego zakładzie wędliny są nieodłączną częścią codziennych domowych posiłków.
- Moi pracownicy również bardzo chętnie jedzą to, co sami wyprodukowali - zapewnia. Z dumą podkreśla, że jego wyroby chętnie kupują także pracownicy konkurencji. - Wiedzą, że są smaczne i zdrowe - mówi.
Pan Edmund jest także przewodniczącym Komisji Egzaminacyjnej Rzeźników i Wędliniarzy dla uczniów szkół zawodowych. Ubolewa jednak nad tym, że w dzisiejszych czasach młodzież nie chce kształcić się w zawodzie rzeźnika.
- Kiedyś miałem ośmiu, dziewięciu uczniów rocznie, teraz jest ich zaledwie dwóch lub trzech. Młodzież nie chce się kształcić w tym zawodzie. To nie jest dobra wróżba na przyszłość - zauważa.
Przyznaje, że zawód rzeźnika to ciężki kawałek chleba. - Młodzi ludzie boją się pracy fizycznej, decydują się więc na inną drogę życia - stwierdza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?