Rozmowa z JUSTYNĄ KOWALCZYK
- Bardzo, zajęłam piąte miejsce, podobnie jak przed rokiem na igrzyskach w Vancouver. Wtedy startowałam na 10 kilometrów klasykiem.
- Jak to było w finale? Była Pani piąta, potem nagle pierwsza.
- Takie są sprinty, często na trasie wszystko się tasuje. Ważne, że nie upadłam, nikt mi kijka nie złamał. A faworytki sypały się, upadła Amerykanka Randall, Norweżka Falla. Było bardzo nerwowo, bo każdy w takiej imprezie jest zmobilizowany na 100 procent, nikt nie chce odpuścić. Nie popełniłam w żadnych z biegów jakiejś większej pomyłki. A co do finału, to atak rywalek na drugim podbiegu był bardzo mocny, nie miałam siły, by skontrować, nie potrafiłam biec tak szybko jak one, jak Marit Bjoergen. A potem Arianna Follis swoim sprinterskim sposobem troszeczkę mnie zepchnęła i byłam zamknięta. Nie miałam pola manewru. Gdyby miało być sprawiedliwie, to trzeba by wytyczyć sześć równych torów, bez zakrętów. Ale to nie byłoby widowiskowe. Jeszcze raz powtarzam: strasznie się cieszę z piątej lokaty, choć rzecz jasna, jak walczy się o medale, to chciałoby się zdobyć coś więcej. Jest pewien niedosyt. Ale przegrałam z wielkimi biegaczkami, wielkie gratulacje dla trójki medalistek.
- Czy można mówić, że sprint, zwłaszcza w stylu wolnym, to była na tych mistrzostwach najsłabsza Pani konkurencja?
- Powiem tak: jeśli w mojej najgorszej konkurencji jestem w finale, jeśli potrafiłam się skupić i zmobilizować, to jest super. W kwalifikacjach nie pobiegłam błyskotliwie, za kolejne biegi nie mam do siebie żadnej pretensji.
- W wielkich imprezach w sprincie stylem dowolnym nigdy nie była Pani w finale...
- Nie, najwyższe miejsce to była 44. lokata w Turynie...
- Przepraszam, w 2003 roku w mistrzostwach świata w Val di Fiemme była Pani na 31. miejscu.
- Ojej, zapomniałam, byłam wtedy juniorką. Fajnie, że teraz jest ten finał, nie wiem czy pobiegnę sprint na igrzyskach w Soczi, a odchodzić z 31. lokatą, to byłoby niedobrze.
- Ten dobry wynik podbuduje Panią?
- Niewątpliwie. Będę teraz troszeczkę pewniejsza siebie. Jeśli przyjdzie w innych konkurencjach do finałowej rozgrywki na ostatnich metrach, to widzę, że mogę powalczyć i wygrać z praktycznie każdą zawodniczką. Nie będę więc nerwowo atakowała, finisz też potrafię rozegrać.
- Co powiedział po biegu trener Aleksander Wierietielny?
- "Bardzo dobrze Justysiu". Tyle usłyszałam przez krótkofalówkę. Idę teraz z nim porozmawiać.
- Dla jednych mistrzostwa się zaczynają, dla innych już się skończyły, jak choćby dla Randall.
- To jest przykre, była jedną z faworytek, leżała i wszystko straciła przez upadek. Ale to tak jest, kiedy biegaczka podejmuje ryzyko i przygotowuje się tylko na jeden bieg. Ja wolę być uniwersalna, bo dzięki temu po słabszym biegu można w innej konkurencji to odrobić.
- Bjoergen jest do pokonania na tych mistrzostwach?
- Każdy start to nowe możliwości. Zobaczymy.
- Bjoergen wygląda jednak na bardzo mocną...
- Jest teraz mistrzynią świata w sprincie - to jest fakt. Ale jak mówię, będą inne biegi. I myślę, że każda z zawodniczek, kiedy stanie na starcie, nie będzie myślała o tym, aby pobić Bjoergen, tylko, aby pobiec jak najlepiej i zająć jak najwyższą lokatę. Takie jest też moje nastawienie. Jeśli to przyniesie rezultat, to będę się bardzo cieszyć.
- Co powie Pani o publiczności norweskiej?
- Jest wspaniała, mamy kapitalny doping, widać, że jesteśmy w kolebce narciarstwa klasycznego. Oczywiście, że najgłośniej dopingują swoich, ale kibicują też innym zawodnikom.
Rozmawiał Andrzej Stanowski, Oslo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?