18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przepis na wyeliminowanie Golloba

Redakcja
Fot. Tomasz Hołod
Fot. Tomasz Hołod
- Czy 23-letni Artiom Łaguta jest w stanie zastąpić w zespole "Jaskółek" weterana i byłego mistrza świata Grega Hancocka?

Fot. Tomasz Hołod

ROZMOWA z MARKIEM CIEŚLAKIEM, trenerem żużlowców Tauronu Azotów Tarnów i reprezentacji Polski.

- Mam podstawy, by wierzyć, że na torze w Tarnowie Łaguta może być bardzo dobrym zawodnikiem.

- A w meczach wyjazdowych?

- Nie można patrzeć, że nie szło mu w Bydgoszczy. Widocznie były tego jakieś powody. W meczu Polska - Rosja Łaguta zdobył 15 punktów, a Tomek Gollob jeździł pięćdziesiąt metrów za nim.

- Czyli Pan wie, co w Rosjaninie drzemie?

- Dokładnie. Teraz trzeba wyciągnąć z niego, co najlepsze. Przypuszczam, że jak się z nim popracuje, to będzie "kawał" zawodnika. To jeszcze bardzo młody żużlowiec.

- Do zakontraktowania Łaguty klub zmusiły przepisy.

- Potrzebowaliśmy zawodnika z określoną Kalkulowaną Średnią Meczową, bo nasza była bardzo wysoka. Po odejściu Grega zostało nam do obsadzenia 4,5 punktu. W grę wchodziło tylko dwóch zawodników: Piotr Świderski lub Łaguta. Uważam, że z tego duetu to Rosjanin jest dużo lepszym zawodnikiem.

- Wciąż chce się Panu trenować zespoły klubowe?

- Jestem jak normalny pracownik, który w dwóch miejscach, w klubie i drużynie narodowej, wykonuje swoją pracę trenerską. A skoro robię to dobrze, to z tego żyję. Bardzo się cieszę, że sukcesów z moim udziałem jest tak dużo, ale to nie znaczy, że się wypaliłem.

- Dużo w Panu werwy.

- Wciąż jestem sprawny i czuję się młodo, bo bez przerwy jestem w "gazie", uprawiając sport. Aktywność w ogóle mnie nie męczy, a różne wyzwania są częścią mojego życia. Działam z zawodnikami, z toromistrzami robię "torek", ciągle wyjeżdżam z domu, zaliczam wzloty i upadki po przegranych meczach. Sztuką jest podnosić się z kolan, choć człowiek w głębi serca choruje przez dwa dni.

- Co wtedy Pan robi?

- Problem w tym, że nie chce mi się iść nawet na rower, a to oznacza, że jestem "zbity". W końcu się przełamię, "odpalę" rower i idę pobiegać, a wtedy budzi się we mnie żądza zemsty i odwetu. Znów staję się tygrysem. Nie jestem biednym człowiekiem i nawet gdybym nie pracował, parę lat bym pociągnął, ale nie wiem, co by się stało, gdybym cały dzień został w domu. Siedzenie w chałupie, gapienie się w telewizor i gadanie z papugą chyba by mnie wykończyło.

- Ma Pan to szczęście, że może pracować z najlepszymi żużlowcami na świecie.

- Crump, Hancock, Hampel... Tak, te nazwiska trzymają mnie w formie fizycznej i psychicznej. Staram się im dorównywać, a nie robić z siebie dziada. Szacując na szybko, mam 14 medali mistrzostw świata i 15 drużynowych mistrzostw Polski. Wychodzi na to, że nie mam podstaw sobie krzywdować.

- Czuje Pan, że ciszy się szacunkiem w środowisku?

- Grono przyjaciół bardzo szybko maleje, proporcjonalnie do kolejnych osiąganych sukcesów, a pojawia się coraz więcej zawistników. Najważniejsze dla mnie, że z wszystkimi zawodnikami trzymam sztamę, z mojego zespołu oraz drużyn rywali. Chłopaki lubią ze mną pracować, bo wiedzą, że jak przyłożą się przy tym gościu, być może będzie sukces. Mam taką śmieszną robotę, że w drużynach klubowych wychowuję sobie przeciwników, których muszę pokonać w meczach kadry narodowej.
- Jaki w tym problem? Zakasa Pan rękawy i przygotuje taki tor, że będą dojeżdżali do mety na końcu stawki.

- Widzi pan, jak dobrze pan trafił? Dzięki temu, że pracowałem z Jasonem Crumpem i innymi, wiedziałem, jakie są ich słabe strony. Żaden żużlowiec nie jest bezwzględnym gwiazdorem, każdy ma swą piętę achillesową. Mało tego, nie czuję do nich wielkiego respektu, bo wiem, że mają gorsze dni i potrafią nawalić.

- Nie trzeba aż preparować toru, by przygotować nawierzchnię, którą wyeliminuje się czołowego zawodnika rywali.

- O to w tym chodzi i nie widzę nic zdrożnego w szukaniu atutów w roli gospodarza zawodów.

- Dobrze przygotowany tor to 60 procent sukcesu?

- Oczywiście, że tak. Dam panu przykład: są zawody juniorskie, przyjeżdża na nasz tor Bartek Zmarzlik i bije rekord. Kibice do mnie lamentują: jak my wygramy z Gorzowem, skoro junior zostaje rekordzistą obiektu w Tarnowie? Odpowiedziałem, żeby byli spokojni, bo w meczu ligowym żadnego rekordu nie pobije. Pamięta Pan, jak było? Przyjechał ze Stalą i zdobył dwa punkty. W taki sam sposób można wyeliminować Tomka Golloba, robiąc tor, na którym będzie się ślizgał, a jazda po "orbicie" nie przyniesie efektu. W finale w Tarnowie Tomek nie wygrał ani jednego biegu.

- W Pana przypadku to już specjalizacja?

- Trzeba się znać na torach i je "czuć". To toromistrz jeździ traktorem, ale ja decyduję, czy nawierzchnię ubijamy, bronujemy, polewamy wodą i co robimy ze startem. Trzeba mieć doświadczenie, bo inną techniką robi się tor, gdy jest upał i mecz odbywa się późnym popołudniem, a inaczej jesienią, gdy jest zimno i jedzie się przy jupiterach.

- Tą wiedzą imponuje Pan kolegom?

- Bardziej niekiedy widzę po młodszych kolegach, że lekceważą pracę przy torze. Ja jestem z toromistrzami od samego świtu i działamy wspólnie. Nigdy nie uwierzę, że instruując toromistrza, dostanę tor, jaki zamówiłem. Tak nigdy nie będzie. Zresztą oni są zadowoleni, bo dzięki temu odpowiedzialność zawsze spada na mnie (śmiech).

Rozmawiał Artur Gac

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski