FOT. ANNA KACZMARZ
Rozmowy na szczycie
aktora filmowego i teatralnego
Szczyt piękna
Szczytem piękna jest sasanka. Sasanka, której już prawie nie ma, a pamiętam, że tymi kwiatami były pokryte całe wzgórza. Leżało się w sasankach, gapiło w chmury i marzyło o niebieskich migdałach Dla mnie kształt sasanki, jej meszek i kolor - oszalały fiolet - to jest coś najpiękniejszego, co w życiu widziałem.
Szczyt głupoty
Wiele myślałem na ten temat, bo głupota osacza nas z każdej strony. Dzisiaj uważam, że szczytem głupoty jest nie mieć świadomości, że się kiedyś umrze.
Szczyt nietaktu
Zdarzyło mi się kiedyś w trakcie spektaklu, że będąc na scenie z kolegą i prowadząc z nim dialog, musiałem jednocześnie walczyć z wszechogarniającą mnie sennością. Przetrwałem jakoś, ale mało brakowało, a usnąłbym w trakcie aktorskiej akcji i to w dodatku w obecności widzów.
Szczyt marzeń
Ja nie doświadczyłem takiego szczytu. Moje marzenia są po prostu ponad szczytami
Szczyt brawury
Dla mnie szczytem brawury jest powiedzieć - będąc w moim wieku - że wszystko jeszcze przede mną.
Szczyt roztargnienia
Aktorka Marta Mesarosz robiła kiedyś notatki na małych karteczkach. Nazywano je - odkrytki. Była akurat w ferworze pisania, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałem, a ona przyłożyła do ucha tę odkrytkę i powiedziała: Halo
Opowiadałem o tym wielokrotnie i Marta zawsze się z tego śmiała.
Szczyt samokontroli
Pewien węgierski kierowca opowiadał mi, że zdarzają mu się takie sytuacje: budzi się w nocy i zadaje sobie pytanie - czy ja śpię? A potem sam na nie odpowiada: Aha, śpię i zasypia. Wtedy uświadomiłem sobie, że ja też tak mam, i że jest to szczyt samokontroli.
Szczyt bezsilności
Ten szczyt kojarzy mi się z niegdysiejszym przekraczaniem granicy. Lata temu, wieziono mnie - już któryś kolejny raz - na plan filmowy przez przejście w Chyżnem. Gdy dojechaliśmy do granicy, zaspany wziąłem jabłko, zacząłem je gryźć i wysiadłem do kontroli. Celnik spojrzał na mnie i już wtedy wiedziałem, że podpadłem. Byłem wyluzowany, jadłem sobie i ziewałem, a powinienem mieć - jak każdy - poczucie winy. Bo wina, jaką nosili wówczas w sobie obywatele, była jakby uzupełnieniem honorarium celnika. Bez tej winy celnik nie czuł się ważny, więc żeby udowodnić sobie i mnie, że on coś może, a ja wobec jego władzy jestem bezsilny - przeszukał mój bagaż wyjątkowo skrupulatnie, znalazł, co chciał, np. książeczkę wojskową, której przewozić nie wolno było i zawrócił mnie z granicy.
Szczyt szczęścia
Pamiętam taką sytuację, która się zdarzyła w mojej wsi. Miodowe światło słoneczne sączyło się do pokoju przez żółte zasłony, było letnie popołudnie, w telewizji transmitowano dobry, międzypaństwowy mecz piłkarski. Siadłem nad kotletem mielonym od mojej siostry, "walnąłem" zimną setę wódki, zagryzłem ogórkiem małosolnym. Pomyślałem: ale ci dobrze, Jasieńku, ale ci dobrze.
Zebrała: MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?