Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przerwany lot do wolności Dionizego Bielańskiego zaczął się pod Krakowem

Paweł Stachnik
Dionizy Bielański, pasjonat latania
Dionizy Bielański, pasjonat latania Zdjęcie z książki „Krok do wolności”
Historia. Utalentowany i niepokorny wobec komunistycznej władzy, polski pilot postanowił w lipcu 1975 roku uciec do Austrii. Prowadzoną przez niego maszynę zestrzelili Czesi. Rozkaz wydał generał Wojciech Jaruzelski i choć postawiono mu w tej sprawie zarzuty, nie został ukarany.

40 lat temu, 16 lipca 1975 r., z lotniska w Baczkowie na skraju Puszczy Niepołomickiej wystartował dwupłatowy lotniczy An-2. Pilotował go doświadczony lotnik Dionizy Bielański, który w sprawach służbowych miał lecieć do Wrocławia.

Zamiast jednak kierować się na zachód, pilot obrał kurs bardziej na południe, w stronę granicy z Czechosłowacją. Jak się później okazało, zamiarem Bielańskiego była ucieczka do Austrii. Jego tragicznie zakończoną historię opisała w swojej książce „Krok do wolności” krakowska dziennikarka Jolanta Drużyńska.

Pasja latania

Bohater tej opowieści urodził się we wsi Staweczki na Wołyniu w mieszanej polsko-ukraińskiej rodzinie. Jego rodzicom udało się uniknąć wywiezienia przez Sowietów, ale później los nie był już dla nich tak łaskawy.

W czasie okupacji niemieckiej ojciec Dionizego został zabrany na przymusowe roboty do Niemiec, z których już nie wrócił. Z kolei matka z małym synkiem cudem uniknęła śmierci podczas rzezi wołyńskiej. Jesienią 1945 r. wyjechała do Polski i osiadła w Szklarskiej Porębie, gdzie Dionizy chodził do szkoły podstawowej.

Potem przenieśli się do Jeleniej Góry. Tam Dyzio rozpoczął pracę w Zakładach Włókien Chemicznych i kontynuował naukę w Technikum Mechanicznym dla Pracujących. Tam też zaczęła się jego wielka lotnicza pasja.

Zapisał się do sekcji szybowcowej Aeroklubu Jeleniogórskiego i zaliczał w niej kolejne stopnie lotniczego wtajemniczenia. Z szybowców przeszedł na samoloty silnikowe i w 1959 r. uzyskał licencję pilota. Zamiłowanie do latania było u niego tak duże, że zrezygnował z pracy w zakładzie i został instruktorem w Aeroklubie.

Najpierw Dionizy pracował w Szkole Szybowcowej w Międzybrodziu Żywieckim. Dał się tam poznać jako wyróżniający się pilot, dobry szkoleniowiec i świetny organizator.

Ze szkoły został jednak zwolniony z powodu niewłaściwego nastawienia do „pracy ideowo-społecznej”. Bielański nie należał bowiem do partii, unikał prac społecznych, a na szkoleniach ideologicznych dyskutował z prelegentami i zadawał prowokacyjne pytania.

Jako że jednak był dobrym fachowcem, szybko znalazł pracę instruktora w Aeroklubie Opolskim. Tam znów pokazał się z dobrej strony. Kierowana przez niego sekcja samolotowa została uznana przez fachowe pismo „Skrzydlata Polska” za „najbardziej prężną i aktywną, i posiadającą najwięcej osiągnięć oraz wyników w sportach lotniczych”.

Bielański wymyślił i zorganizował cykliczne zawody lotnicze pod nazwą Opolski Rajd Pilotów i Dziennikarzy, które na stałe weszły do kalendarza miejscowych imprez. Odbywały się aż do lat 80., a ponawiano je w latach 90. Startowały w nich mieszane załogi lotniczo-dziennikarskie, rywalizujące o zwycięstwo w trudnych lotniczych konkurencjach.

Sam Bielański zakwalifikował się do udziału w samolotowych mistrzostwach Polski wśród najlepszych pilotów wojskowych i członków kadry narodowej.

Wrogi ustrojowi

Sukcesy sportowe i zawodowe nie uchroniły go jednak od niechęci władzy. W 1972 r. został… zwolniony dyscyplinarnie z Aeroklubu Opolskiego. Poszło o dość banalne zdarzenie. Bielański złożył wniosek o kilka dni urlopu wypoczynkowego i pewny, że go otrzymał, nie przyszedł do pracy.

Tymczasem szefostwo zgody na urlop nie udzieliło i nie poinformowało go o tym. Uznano że nieusprawiedliwiona nieobecność jest dużym uchybieniem i Bielański otrzymał wymówienie.

Od decyzji tej odwoływał się wielokrotnie i oddawał sprawę do sądu, jednak opinia człowieka wrogiego ustrojowi i partii sprawiała, że niewiele mógł wywalczyć. Skończyły się też możliwości pracy w aeroklubach.

Bielański zatrudniał się odtąd w oddziałach Zakładu Usług Agrolotniczych, latając samolotami rolniczymi i opryskując pola. Starał się tam o delegację zagraniczną – ZUA wykonywały prace w krajach socjalistycznych, ale też zachodnich, np. w RFN i Austrii – ale przy rozpatrywaniu kandydatów brano pod uwagę opinię pracownika. A tę Bielański miał bardzo złą… Frustracja i przygnębienie Bielańskiego rosły.

Od początku lipca 1975 r. Dionizy Bielański pracował niedaleko Krakowa, w Baczko­wie, na skraju Puszczy Niepo­łomickiej. On i jego załoga z ZUA Wrocław latali tam dwupłatowym An-2, opryskując pola. 14 lipca dwaj członkowie załogi udali się samochodem-cysterną do Balic po paliwo do samolotu.

Tego dnia nie wrócili do Baczkowa, a nazajutrz okazało się, że zostali zatrzymani przez milicję za nadużycia związane z paliwem – podobno mieli dokument opiewający na 4 tys. litrów benzyny lotniczej, a podczas kontroli okazało się, że w cysternie jest tylko 2,6 tys. litrów.

16 lipca na lotnisko dotarła z Krakowa cysterna przyprowadzona przez kierowcę nadleśnictwa. Gdy ją otworzono, okazało się, że paliwa jest tyle, ile należy. Zatrzymani pracownicy mieli więc zostać rychło zwol­nieni.

Około godz. 13.30 Bielański przyszedł na lotnisko. Oświadczył, że musi lecieć do Wrocławia po nową załogę. Gajowy Piotr Makowiecki pomógł mu zatankować samolot – 600 litrów, o wiele więcej niż zwykle. O 13.50 An-2, pilotowany przez Bielańskiego, wystartował i odleciał w stronę Krakowa.

W okolicach Niepołomic jednak zmienił kurs z zachodniego na południowo-zachodni. Minął Bielsko-Białą i przekroczył granicę polsko-czechosłowacką. Leciał nisko, poniżej 50 m, by nie zostać namierzonym przez radary.

Niestety, około godz. 15 samolot Bielańskiego zauważył naczelnik lotniska Ligi Przyjaciół Żołnierza w Żylinie na Słowacji. Natychmiast zawiadomił o tym odpowiedni organ ruchu lotniczego. Wiadomość szybko przekazana została do centralnego stanowiska dowodzenia czechosłowackiej 7. Armii Powietrznej.

Rozkaz generała

O godz. 15.20 Czesi nawiązali łączność z Warszawą, która powinna wyjaśnić zagadkową obecność polskiego samolotu w czechosłowackiej przestrzeni powietrznej.

W międzyczasie poderwane zostały dyżurne samoloty – dwa szkolno-bojowe L-29 Delfin i dwa bojowe Migi-21. Cztery samoloty otoczyły polskiego „Antka”. Jeden z Delfinów wystrzelił zieloną racę i machaniem zasygnalizował, żeby obca maszyna wylądowała. Jednak Bielański nie reagował i leciał dalej.

Tymczasem w Warszawie o uciekinierze zawiadomione zostały najwyższe czynniki. Zgodę na zestrzelenie „Antka” wydał minister obrony narodowej gen. Wojciech Jaruzelski. Informację tę stronie czeskiej przekazało Centralne Stanowisko Dowodzenia Wojsk Obrony Powietrznej Kraju. Czesi drogą służbową przesłali je do samolotu L-29 pilotowanego przez kpt. Vlastimila Navrátila.

Ten oddał kilka strzałów ostrzegawczych i pomachał skrzydłami, ale gdy Bielański nie reagował, wziął jego samolot na celownik i wystrzelił serię. Trafiona polska maszyna zaczęła dymić, a następnie zniżyła lot i uderzyła w ziemię, roztrzaskując się. Pilot zginął na miejscu. Ciało zostało przekazane rodzinie, a żonie powiedziano, że mąż zginął w katastrofie lotniczej.

W 2008 r. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu postawiła generałowi Jaruzelskiemu zarzut przekroczenia uprawnień służbowych poprzez wydanie wbrew przepisom zgody na zestrzelenie polskiego samolotu cywilnego. 17 października 2011 r. prokurator Marcin Gołębiewicz z Oddziałowej Komisji wydał postanowienie o zawieszeniu śledztwa ze względu na zły stan zdrowia generała.

Wojciech Jaruzelski zmarł 25 maja 2014 r. Dziś o tragicznym locie Dionizego Bielańskiego do wolności, który zaczął się pod Krakowem, mało kto pamięta. Próbuje to zmienić Jolanta Drużyńska i jej książka.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski