Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestawienie wajchy

Redakcja
W nocnej sejmowej debacie o nauczaniu historii rząd znalazł się w defensywie. Nie potrafił dowieść, że historii w liceum ma być teraz więcej, a nie mniej. Ale debata ujawniła przy okazji dwie odmienne wizje szkoły.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Zdaniem PiS szkoła ma narzucać standard wiedzy ogólnej i dawać formację patriotyczną. PO natomiast zachwalała prawo wyboru przez ucznia–klienta takiej "usługi oświatowej”, która mu najbardziej odpowiada. Spór dotyczy więc kwestii pierwszorzędnej. Tego, czy szkoła ma nadal pozostać narodową instytucją "oświecenia publicznego”, czy też nowoczesność wymaga przekształcenia szkół w sieć punktów świadczących usługi przygotowania do zawodu. Jeśli zatem 15–latka planuje zostać w przyszłości wróżką, to szkoła dostarczy jej – zgodnie z nową podstawą przedmiotu "przyroda”– stosownej wiedzy o różdżkarstwie i wróżbiarstwie. System ma być konsekwentny.

Niełatwo pojąć, po co premier Tusk angażuje swój rząd w tak zdefiniowany spór. A jeśli ciężko o argumentację polityczną, tym łatwiej znaleźć ją na gruncie ideologii. W retoryce PiS–u Tusk i jego gabinet jawią się więc – jak przekonywał w sejmie Piotr Naimski – jako sprytni "likwidatorzy polskiej szkoły ogólnokształcącej, którzy chcą wychować Polaka bez właściwości, by móc zlikwidować państwo polskie”. Tak skonstruowany argument buduje najczarniejszą legendę gabinetu Tuska. I być może nie miałoby to politycznego znaczenia, gdyby przemożny publiczny autorytet premiera po­zwalał mu lekceważyć upowszechnianie takiej legendy. Tak było pewnie jeszcze pół roku temu. Ale w marcu 2012 Tusk jest poobijany, ma nadszarpniętą reputację, a w zaufaniu zrównuje się z Leszkiem Millerem. W takich warunkach wielka kontrofensywa na froncie ideologicznym jest dlań jawną polityczną niedorzecznością. Co innego bitwa z biskupami, mająca zabrać pole i młodych wyborców Palikotowi. Ale bitwa z historią w szkole? Żadnych profitów, możliwe tylko straty.

Jeśli jednak odrzucić czarną legendę, to pozostaje szukać wyjaśnienia albo w zjawisku naturalnej inercji władzy, albo w banalnym strachu premiera przed przyznaniem się do kolejnej porażki. To niestety prawda, że MEN od niepamiętnych czasów jest resortem luźno sfederowanym z resztą rządu, a kierunek reform oświatowych wyznacza bardziej lobby tamtejszych eks­pertów i urzędników niźli zmieniające się u władzy partie i premierzy. To dlatego zdeklarowany konserwatysta Handtke mógł niegdyś kontynuować pod prawicowym AWS–em zdecydowanie "postępową” politykę przekształcania klasycznego liceum w szkołę zawodową, politykę podjętą następnie (po rytualnym odłożeniu w czasie) przez lewicową minister Łybacką i dokańczaną w rządzie liberałów przez panią Hall. Depolityzacja oświaty to zresztą jeden z najbardziej szkodliwych absurdów XX–lecia niepodległości: partie i politycy zgodzili się odgrywać de facto rolę stada baranów głosujących za cyklem reform, których potrzeby ani nie widzieli, ani nie rozumieli. Całkiem możliwe zatem, że Tusk mało (albo w ogóle) niezainteresowany kwestią szkolną oddał ją w pacht biurokratom z alei Szucha i dziś chce jedynie uniknąć wszelkiej za nią personalnej odpowiedzialności. A na dodatek (wersje się uzupełniają) boi się przyznać, że jego rząd przez trzy lata forsował jakieś błędne koncepcje. Dopiero co przyznał się do błę­du przy umowie ACTA, ale takiego teatru przeprosin nie można przecież odgrywać nazbyt często!

Nieprzewidzianym źródłem kłopotu Tuska stała się krakowska głodówka pięciu staroświecko ideowych starszych panów. W ciągu tygodnia udało im się odmienić polityczny klimat wokół kwestii nauczania historii w liceum. Do czasu głodówki nieliczne głosy w obronie historii były głosami wołającymi na puszczy i nawet tradycjonalny PiS przez długi czas wykazywał milczącą obojętność. Tusk więc mógł sobie nie zawracać głowy reformami pichconymi w alei Szucha. Ale tydzień po rozpoczęciu głodówki obrona historii stała się niemal narodową oczywistością. Na krakowskie Dębniki płyną więc patriotyczne rezolucje i deklaracje poparcia od uniwersytetów, profesorów liceów, związkowców, organizacji studenckich, ba… licznych stowarzyszeń twórczych (plastyków, tłumaczy, jazzmanów, kompozytorów, fotografików, wydawców prasy etc.!!!). Można by rzec: głodującym udało się nagle "przestawić wajchę”, używając znanego określenia premiera Tuska. Polityczny sukces głodówki jest sporą niespodzianką. I oznacza on, że los sławetnego rozporządzenia minister Hall sprzed trzech lat został już przesądzony.

Tyle, że na razie jest to wyrok z wykonaniem odłożonym w czasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski