MKTG SR - pasek na kartach artykułów

PrzeszŁo, nie minĘŁo

Redakcja
Czas biegnie szybko i za rok III Rzeczpospolita zrówna się wiekiem ze swą poprzedniczką - Polską Odrodzoną. Ledwie dwadzieścia lat trwały dzieje tamtej państwowości. Jej misja została brutalnie przerwana, ale dorobek, który po niej pozostał, zadziwia do dziś, zwłaszcza gdy wiemy już sami, co to znaczy 20 lat w dziejach państwa i narodu. Dwie Polski

TOMASZ GĄSOWSKI\*

Czas biegnie szybko i za rok III Rzeczpospolita zrówna się wiekiem ze swą poprzedniczką - Polską Odrodzoną. Ledwie dwadzieścia lat trwały dzieje tamtej państwowości. Jej misja została brutalnie przerwana, ale dorobek, który po niej pozostał, zadziwia do dziś, zwłaszcza gdy wiemy już sami, co to znaczy 20 lat w dziejach państwa i narodu.

Dwie Polski

Tamtą Rzeczypospolitą zrodziła idea niepodległości przekuta w czyn przez młodych zapaleńców, który zwieńczył wysiłek sześciu pokoleń Polaków walczących i pracujących dla niej. Wielu spośród ówczesnych budowniczych polskiej państwowości miało w swej biografii epizod służby cywilnej, wojskowej czy nawet policyjnej w strukturach państw zaborczych. Te jednak przestały istnieć w swym dotychczasowym kształcie. Wierność niepodległej Polsce dokumentowano nie tylko pracą i służbą, ale także krwią na polach bitewnych lat 1918-1921. Dlatego też dziedzictwo zaborów, choć trwały one znacznie dłużej niż okres komunistycznego zniewolenia, było mniej uciążliwe. Inaczej rzecz się ma ze współczesną Polską. Ta rodziła się w procesie ewolucyjnych przemian całego bloku komunistycznego, które objęły także PRL. Dlatego też jego dziedzictwo stało się jej wianem dla wolnej Polski w stopniu większym niż tradycja antykomunistycznego oporu, niepodległościowej emigracji czy wreszcie dorobek opozycjonistów lat 70. i 80. Dziedzictwo to jest bardzo zróżnicowane, bywa też rozmaicie ocenianie, czego dowodzą m.in. trwające od pewnego czasu w Krakowie dyskusje na temat Nowej Huty. W tym dziedzictwie PRL mieści się wszelako obszar, którego negatywnej oceny nikt, przynajmniej głośno, nie kwestionuje. To charakterystyczny dla całego reżimu komunistycznego system zniewolenia realizowany przez aparat bezpieczeństwa. Sam aparat przestał wprawdzie istnieć, ale jego długotrwałe funkcjonowanie pozostawiło liczne ślady, zarówno w warstwie duchowej, jak też materialnej. I choć do urn wyborczych podąża już nowe pokolenie Polaków urodzonych i wychowanych w wolnym kraju, to jednak problem ten ciągle daje znać o sobie. Bo choć kilkakrotnie już wybieraliśmy przyszłość to przeszłość, nie daje o sobie zapomnieć.

Długi cień PRL

Ta przeszłość to blisko pięćdziesiąt lat życia pod nadzorem komunistycznej policji politycznej, potocznie nazywanej bezpieką, której centrum, o czym nie należy zapominać, znajdowało się w Moskwie. Oznacza to, iż stanowiła ona w pierwszym rzędzie instrument zniewolenia Polski i Polaków przez obce mocarstwo. Jej czujny nadzór nie ominął nikogo, zaś pewne grupy zawodowe czy środowiska były mu poddane w szczególny sposób. Należały do nich z pewnością kręgi uniwersyteckie, traktowane jako szczególnie niebezpieczne dla władzy. Środowisko akademickie najmocniej odczuwało brak wolności. Było też szczególnie podatne na pokusy, jak i na naciski czy groźby, którymi umiejętnie żonglowała komunistyczna władza. Te pierwsze miały wymiar materialny: większe mieszkanie, lepsza pensja, talon na samochód czy szczególnie poszukiwane dobro - paszport umożliwiający wyjazd na Zachód. Inne, bardziej wyrafinowane wiązały się z karierą, prestiżem, wejściem w krąg ludzi władzy. Z kolei naciski w miarę upływu czasu były coraz mniej brutalne, ot, zazwyczaj jakiś szantaż w sprawach obyczajowych albo w związku ze spowodowaniem wypadku, z malwersacją, problemami z alkoholem. Uleganie jednym lub drugim (czasami zaś stosowano je łącznie) prowadziło do tego samego, to jest do różnorodnych form uwikłania poszczególnych osób we współpracę z bezpieką, co skrupulatnie i obszernie było dokumentowane przez jej funkcjonariuszy. Zostały po tym setki metrów bieżących tzw. teczek.

Kłopoty z biografią

Choć od blisko dwudziestu lat żyjemy w wolnej Polsce, to właśnie teraz nastał czas płacenia za chwile dawnej słabości. Jest to zabieg zawsze trudny, a niekiedy bolesny dla dotkniętych tym ludzi, niejednokrotnie znanych i szanowanych osobistości życia naukowego czy artystycznego; jednym słowem elity polskiego społeczeństwa. Czy można było tego uniknąć? Pierwsza odpowiedź nasuwa się sama. W indywidualnym wymiarze oczywiście tak, pod warunkiem nieulegania pokusom lub naciskom. Trudno jednak wymagać, by wszyscy, nawet wykonujący zawody zaufania publicznego, okazywali się równocześnie "ludźmi z żelaza". Stąd też przypadki różnych form uwikłania we współpracę z bezpieką były nieuniknione. Zatem drugi rodzaj odpowiedzi powinien uwzględniać ten wymiar społeczny i poszukiwać najmniej bolesnego sposobu uwolnienia się z pęt dawnego uzależnienia, którego wspomnienie - jak sądzę - przeszkadza nadal wielu osobom. Nie zastąpią go rozmaite formy zapewnień o całkowitej nieszkodliwości spotkań z funkcjonariuszami bezpieki, wygłaszane zazwyczaj rytualnie po ujawnieniu takich faktów. W przypadku luminarzy polskiej nauki czy kultury, pełniących też niekiedy rolę moralnych autorytetów, nie mogą być one traktowane poważnie. Nieco lepszą strategią, rzadko zresztą stosowaną, jest "ucieczka do przodu", polegająca na prezentowaniu własnej wersji wydarzeń zanim ktoś inny je opisze, a to w nadziei, że nikt nie będzie jej już dalej sprawdzał. Nie jest to jednak do końca pewne.

Zmarnowana szansa

Problem uwikłania poszczególnych ludzi wykonujących zawody zaufania społecznego w śliskie kontakty z bezpieką miała rozwiązać lustracja. Jednak mimo ciągnących się już od kilkunastu lat prób jej przeprowadzenia w takiej lub innej wersji nie udało się dokonać swoistego oczyszczenia życia zbiorowego, rozliczenia i ostatecznego zamknięcia rozdziału naszej historii pt. egzystencja Polaków w zniewolonym kraju, zerwania pępowiny łączącej nas z PRL. Zwolennikom takiego oczyszczenia brakowało zazwyczaj sił, zręczności politycznej, ale także rozsądku, który pozwoliłby na jego realizację. Dlatego też w życiu publicznym III Rzeczpospolitej nie nastąpiło trudne, ale konieczne dla ładu moralnego poczucia sprawiedliwości, rozliczenie z komunistyczną przeszłością w biografiach części dzisiejszych elit. Najpierw przez długi czas przekonywano opinię publiczną, że zarówno w aspekcie prawnym, jak i moralnym taki problem jakoby nie istnieje i wszelkie próby jego podejmowania są dalece niestosowne. Żadna z proponowanych procedur lustracyjnych niewarta była zatem poważnej dyskusji. Sprzyjały temu zresztą nieporadne próby działania podejmowane przez ówczesnych lustratorów. Stopniowo jednak to wyjściowe stanowisko przeważającej części opiniotwórczych liberalno-lewicowych elit zaczęło ulegać zmianie pod wpływem rosnącej wiedzy o samym problemie, jego skali, materialnych pozostałościach i konsekwencjach. Wówczas to pojawił się inny, acz równie mocno artykułowany pogląd, dopuszczający - acz bardzo niechętnie - lustrację, ale tylko "cywilizowaną", przy czym równocześnie brakowało kryteriów owej formuły. Ponadto zaś niezmiennie uznawano, że pewne środowiska nie mogą podlegać lustracji realizowanej przez aparat państwowy, gdyż grupują przecież niejako z definicji wyłącznie osoby o najwyższych standardach etycznych. A jeśli tak, to trzeba im po prostu ufać i basta. Gdyby zaś przypadkiem pojawiły się jakieś problemy, to zostaną one natychmiast rozwiązane własnymi siłami. Po kolejnych zawirowaniach z ustawą lustracyjną, która wprawdzie jest, ale jakby jej nie było, bo nie wiadomo jak ostatecznie ma działać, na placu boju pozostały już tylko z media oraz niewielkie grupy historyków, przeważnie młodych, którzy przy odczuwalnej dezaprobacie większości swoich środowisk, próbują odsłaniać kulisy PRL, także pod kątem inwigilacji różnych środowisk, akademickich, dziennikarskich, artystycznych przez bezpiekę. Ma to swoje konsekwencje. Oto przy okazji różnych posiedzeń naukowych, jak np. dużej konferencji organizowanej kilka miesięcy temu przez Muzeum Historii Polski, ujawnia się symptomatyczny podział na "historyków" i "historyków IPN". Bywa, że padające przy tej okazji słowa krytyki pod adresem tych drugich przypominają słynną kwestię Bogusława Lindy: "co ty k… wiesz o historii?". Zatem ostateczna rezygnacja z wypracowania jakiejś formuły rozliczenia z przeszłością, dla której punkt wyjścia mogła stanowić idea Komisji Prawdy i Pojednania, pozostawiła wielu ludzi samym sobie. Ci, którzy dali się uwikłać, dziś skazani są na bierne oczekiwanie, co też ogłoszą kolejne numery dzienników czy poczytnych tygodników. A autorzy publikowanych tekstów starają się w takich wypadkach - czemu trudno się dziwić - przedstawić swoje ustalenia w najbardziej ekscytującej formie, w której każdy tzw. kontakt operacyjny staje się z reguły tajnym współpracownikiem.
I tak oto znaleźliśmy się mimochodem w punkcie, w którym uchylone drzwi do archiwów Instytutu Pamięci Narodowej zachęcają do zgłębiania tajników biografii wielu znanych osobistości, niekoniecznie wyłącznie w celach dokumentacyjnych czy naukowych. Rezultaty takich poszukiwań są i będą nadal publikowane, niewykluczone, że także z pobudek komercyjnych. W rezultacie mamy zatem niemal w pełni zrealizowany wariant dzikiej lustracji, tyle że obecnie dzieje się to zgodnie z obowiązującym prawem. Ostateczny bilans bitwy o lustrację jest taki, że przegrały obie strony: zarówno jej zwolennicy, jak też przeciwnicy. Na polu bitwy pozostały tylko ofiary, których liczba będzie rosła, a cała sprawa będzie się jeszcze ciągnęła przez wiele lat, wywołując większe czy mniejsze emocje, w zależności od chwilowego kontekstu i ważności bohatera kolejnego ujawnienia.

\*Autor jest profesorem historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprezydentem Inicjatywy Małopolskiej im. Króla Władysława Łokietka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski