Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przetrwać ciężkie czasy

Redakcja
Fot. Rafał Nowakowski
Fot. Rafał Nowakowski
Rozmowa z wokalistą i gitarzystą zespołu DAAB – Andrzejem Zeńczewskim

Fot. Rafał Nowakowski

- DAAB był jednym z pierwszych zespołów grających reggae w Polsce. Jak zainteresowaliście się tą muzyką?

- Ważne rzeczy przychodzą do człowieka niezauważalnie. Tak było i tym razem. To nie był efekt jakichś specjalnych poszukiwań. Kiedy usłyszałem reggae, okazało się, że odpowiada ono w warstwie swego przekazu na moje duchowe potrzeby. Poza tym, byłem w tamtym czasie punkiem, a przecież subkultura ta miała bliskie związki z reggae. Punkowcy walczyli z systemem, a rastafarianie – z Babilonem. Chodziło jednak o to samo. Spotykaliśmy się wtedy w warszawskim klubie „Remont”, który był ośrodkiem niezależnej kultury oraz enklawą swobody artystycznej i duchowej w czasie stanu wojennego.

- Skąd się wzięła nazwa DAAB?

- Od pierwszych liter muzyków, którzy założyli grupę. Tylko B została wprowadzona celowo, bo wypadające P brzmiało za miękko.

- Od początku działania posługujecie się hasłem: „DAAB – muzyka serc”.

- To prawda. Padło ono jakoś przypadkowo, kiedy chcieliśmy określić przekaz niesiony przez nasze piosenki. Z czasem utrwaliło się i zostało znakiem rozpoznawczym zespołu. Identyfikujemy się z nim nawet bardziej, niż z terminem „reggae”.

- Trudno było na początku lat 80. znaleźć muzyków umiejących grać jamajskie rytmy?

- Zebraliśmy się na zasadzie towarzyskiej. Z graniem było słabo – dopiero przecież zaczynaliśmy. Nie było wtedy sprzętu, trudno było znaleźć miejsca na próby. Ale z czasem nabyliśmy doświadczenia i szło nam coraz lepiej.

- Kto Was inspirował?

- Zaczęliśmy od słynnej płyty koncertowej Boba Marleya – „Babylon By Bus”. Słuchaliśmy jej na okrągło. Potem zafascynowali nas inni wykonawcy reggae – choćby Misty In Roots czy Linton Kwesi Johnson. Ale nie wykonywaliśmy żadnych coverów – nawet na próbach. Zawsze koncentrowaliśmy się na własnych kompozycjach.

- W pierwszym okresie działalności DAAB-u, było dwóch wokalistów – Ty i Piotr Strojnowski.

- Postanowiliśmy się dzielić obowiązkami. Z czasem Piotr opuścił jednak zespół. Nawet dokładnie nie pamiętam dlaczego – kariera była wtedy dla nas drugorzędna. Pewnie miał za dużo niespełnionych oczekiwań. Od tamtej pory nie ma nic wspólnego z muzyką. Zajmuje się terapią uzależnień. Czasem się spotykamy, bo pozostajemy w przyjacielskich stosunkach.

- Czy pierwszy album DAAB-u z 1986 roku był dla was spełnieniem marzeń?

- Praca w studiu była dla nas nowym i zaskakującym doświadczeniem. Utrwaliliśmy na płycie to, co wymyśliliśmy na próbach w ciągu dwóch lat. Radość była ogromna – w końcu niełatwo było wtedy nagrać i wydać płytę. Ale to nie było naszym nadrzędnym celem. Za najważniejsze uznawaliśmy wypowiadanie się publicznie – przede wszystkim poprzez koncerty.
- Kiedy wokalistą DAAB-u został Andrzej Krzywy, muzyka grupy podryfowała zbytnio w kierunku popu...

- No cóż, Andrzej jest miłym i spokojnym człowiekiem, nie ma natury buntownika. Poza tym realizatorzy nagrań lubili wtedy „zmiękczać” brzmienie. Dlatego późniejsze nagrania DAAB-u z lat 80. brzmią bardziej popowo. Ale dziś, kiedy gramy je w jednym ciągu ze starszymi i nowszymi kawałkami, nie ma między nimi różnicy.

- W latach 90. odniosłeś ogromny sukces z grupą Szwagierkolaska. To dlatego DAAB zszedł na drugi plan?

- Już wcześniej grałem z Muńkiem Staszczykiem w T.Love. Napisaliśmy razem takie przeboje, jak „Wychowanie” czy „Autobusy i tramwaje”. Potem często spotykaliśmy się towarzysko i w pewnym momencie zgadaliśmy się, że obaj lubimy miejski folklor. Aby dać upust tej fascynacji, powołaliśmy do życia Szwagierkolaskę. To miał być skromny, poboczny projekt. Tymczasem odniósł on niesamowity sukces – sprzedaliśmy ponad trzysta tysięcy płyt! To oczywiście zadziałało na niekorzyść DAAB-u. Poza tym, zmieniła się wtedy moda – reggae poszło w niepamięć, w związku z czym graliśmy mniej koncertów.

- Dlaczego od 1989 roku DAAB nie nagrał żadnej nowej płyty?

- Mamy nowe piosenki, które testujemy na koncertach. Trzeba je tylko zarejestrować. Gramy nadal w tym samym stylu, choć próbujemy eksperymentować z brzmieniem. W nowym stuleciu moda na reggae wróciła z gwałtowną siłą. Jest więc dobry czas, aby teraz właśnie wydać czwarty album DAAB-u. Roboczy tytuł tego krążka to „Człowieku, kochaj siebie”.

- Pozostajecie przy pozytywnym przesłaniu?

- Oczywiście. Nigdy nie interesowały nas publicystyczne teksty o politycznym czy społecznym wydźwięku. Mamy uniwersalne przesłanie, śpiewamy o kondycji współczesnego człowieka, próbując pomóc mu przetrwać ciężkie czasy.

- Czy DAAB jest dla Ciebie najważniejszym z zespołów, które współtworzyłeś do tej pory?

- Zdecydowanie tak. To pierwsza moja grupa, z którą odniosłem sukces. DAAB wpłynął na moje życie w ogromnym stopniu: pozwolił mi zająć się muzyką i pozostać niezależnym artystycznie. Mało tego – to dzięki DAAB-owi mogę wyrażać siebie. W T.Love czy w Szwagierkolasce musiałem przyjmować pewne maski – tego wymagała konwencja rockowa czy folkowa. W DAAB-ie jestem od początku do końca sobą.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski