Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez 22 lata mieszkała w Nowej Hucie. Dziś opowiada o niej dzieje

Kornelia Plizga
Autorka sagi „Spacer Aleją Róż”. Jej trzeci tom to ,,Drzewa szumiące nadzieją”.
Autorka sagi „Spacer Aleją Róż”. Jej trzeci tom to ,,Drzewa szumiące nadzieją”. Andrzej Banas / Polska Press
Co ma wspólnego Meksyk z Nową Hutą? Jak wyglądało polskie komunistyczne mieszkanie? Kim byli nowohucianie? Na co obywatele Polski Ludowej musieli czekać aż 30 lat?

O tym w rozmowie z Edytą Świętek, autorką powieści społeczno-obyczajowych, w tym sagi „Spacer Aleją Róż”. Do tej pory z tej serii ukazały się: „Cień burzowych chmur” oraz „Łąki kwitnące purpurą”. Pisarka zabiera nas na przechadzkę po Alei Róż. Przenosimy się do Polski Ludowej, gdzie poczujemy gaz szczypiący w oczy i niepokój, jaki towarzyszył wtedy nowohucianom.

- W swojej sadze opisuje Pani rodzinę Szymczaków, której przyszło żyć w ciężkich czasach – epoce budowania w Polsce socjalizmu. Jak wyglądają ich losy w Nowej Hucie?
- Szymczakowie przyjeżdżają na budowę Nowej Huty w 1949 r. Jako pierwszy pojawia się najstarszy z rodzeństwa – Bronek, i zaczyna pracować przy wznoszeniu budynków mieszkalnych. Dojeżdżają jego bracia i siostry. Każde z nich odgrywa inną rolę. Julia zostaje zatrudniona w Centrum Administracyjnym Huty im. Lenina, Andrzej – bikiniarz - jako bileter w kinie Świt, Leszek to hutnik pracujący na kombinacie, a Krysia jest sprzedawczynią w sklepie. Fabuła powieści została tak obmyślona, aby wydarzenia z życia rodziny miały związek z prawdziwymi wydarzeniami historycznymi, czyli z tym, co działo się tutaj na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Przede wszystkim z walką o kościół, który dla mieszkańców dzielnicy był wyjątkowo ważny oraz z zamieszkami na tle politycznym.

- Kim byli nowohucianie?
- Na przełomie lat 40. i 50. do Nowej Huty zjeżdżało mnóstwo ludzi z całego kraju, a nawet z Europy. Liczną populację stanowili Grecy, uciekający przed wojną domową w swoim kraju. W Nowej Hucie zamieszkało mnóstwo Romów. Cyganie zostali tutaj osiedleni niemalże na siłę, gdyż na początku lat 50. władza ludowa wprowadziła ustawę, która zakazała im tułaczego trybu życia. W Nowej Hucie mieszkało wielu Ślązaków, którzy zostali tutaj ściągnięci jako fachowcy do rozruszania kombinatu. Przyjechali też specjaliści ze Związku Radzieckiego i z Niemieckiej Republiki Demokratycznej.

- Jak wyglądało mieszkanie w PRL-u?
- Powszechnie wiadomo, jak bardzo zrujnowana była powojenna Polska. Kraj został ograbiony przez Niemców chyba ze wszystkiego, co było możliwe do wywiezienia. Panowała bieda, ludzie mieszkali w jakiś ruderach, często tłoczyli się po kilka rodzin w jednym mieszkaniu. Rozpoczęła się budowa Nowej Huty, w tym bloków mieszkalnych o wyjątkowo wysokim standardzie, w których podłączony był gaz, prąd i woda, a na podłogach ułożone były parkiety. Niemniej jednak, niektóre były tak ciasne, że życie w nich stało się bardziej uciążliwe. Na mieszkania czekało się nawet 30 lat. Polska z czasu PRL-u stanowiła kraj kontrastów. Z jednej strony byli ludzie, którym wiodło się świetnie i żyli bez większych trosk, podążając w kierunku wyznaczonym przez PZPR. Z drugiej nie brakowało takich, którzy nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości, stworzonej przez władzę ludową. Staram się o tych kontrastach pisać w mojej sadze.

- W Pani powieściach przewija się wiele autentycznych wydarzeń jak śmierć Stalina, strajk generalny, internowanie kard. Wyszyńskiego. Przypominamy sobie postacie historyczne: B. Bieruta, J. Cyrankiewicza i W. Gomułkę. Jaka atmosfera panowała w czasie stanu wojennego w Nowej Hucie?
- Aby oddać atmosferę tamtych lat, trzeba sięgnąć nie tylko do tego, czym żyli mieszkańcy Nowej Huty, czyli budową dzielnicy i wznoszeniem kolejnych wydziałów kombinatu, ale również tym, czym żyła cała Polska. Aresztowanie Wyszyńskiego odbiło się wielką falą wśród katolickiego społeczeństwa. Reforma walutowa przeprowadzona w 1950 roku dotknęła mieszkańców całego kraju. Rząd podjął wówczas decyzję o denominacji, którą przeprowadzono w wyjątkowo nieuczciwy sposób. Na jej skutek społeczeństwo zostało wręcz okradzione ze swoich oszczędności. Nie można pominąć takich tematów, nawet pisząc powieść obyczajowo-społeczną.

- Jak wyglądało życie codzienne mieszkańców Nowej Huty?
- W momencie wprowadzenia stanu wojennego wybuchła panika. Ludzie bali się wojny, wszyscy żyliśmy w strachu, ale z drugiej strony przez ten strach przebijał się bunt i chęć walczenia z władzą. W każdy 13 dzień miesiąca w Nowej Hucie dochodziło do zamieszek na tle politycznym. Na ulicach toczyły się walki. Oddziały ZOMO ścigały protestujących, rozpylano gaz łzawiący. Stan wojenny przeżyłam jako dziecko. Pamiętam, że każdego 13 dnia miesiąca, gdy zaczynały się rozruchy siedzieliśmy z bratem w mieszkaniu, zamykaliśmy szczelnie okna, a na stole przygotowywaliśmy miednicę z wodą i ręcznikami na wypadek, gdyby do pokoju wrzucono nam petardę. Wieczorem szybko zasłanialiśmy okna i nie włączaliśmy światła. Wzdłuż ulic prowadzących do Arki Pana najważniejszego wtedy kościoła w Nowej Hucie często stały kordony zomowców. Mimo strachu, chodziliśmy na nabożeństwa. To była wielka manifestacja wiary, rękawica rzucona władzy ludowej.

- Za dnia toczy się zwyczajne życie, trwa budowa miasta, natomiast nocami w zaułkach wyzierają przestępcy – to realia lat 50. A jak jest teraz? Czy Nowa Huta nadal jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Krakowie?
- Myślę, że to przekonanie pokutuje jeszcze od początków budowy Nowej Huty. W tamtych latach robotnicy mieszkali w osiedlu baraków, zwanym Meksykiem. Panowały tam warunki rodem z dzikiego zachodu, gdzie przemoc, kradzieże, hazard były na porządku dziennym. Dochodziło do różnych ekscesów, a mieszkańcy osiedla na ogół wymierzali sprawiedliwość na własną rękę. Nawet milicja niechętnie tam zaglądała. Zjechali się tam ludzie, którzy nie tylko poszukiwali perspektyw na lepsze życie, ale również awanturnicy żądni przygód. W miarę rozrastania się dzielnicy wciąż mówiło się o dużej przestępczości, ale pokolenie tych awanturników z biegiem czasu też zapragnęło spokojnego i statecznego życia. Dzisiaj nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Nowa Huta jest niebezpieczna. To jest osąd pokutujący od wielu lat i utrwalony w świadomości Krakowian. Gdyby jednak spojrzeć na statystyki przestępczości, można byłoby stwierdzić, że obecnie tu nie dochodzi do większej liczby przestępstw niż w jakimkolwiek innym miejscu w Polsce.

- Doświadczenie i losy bohaterów ukazują, jak ważna jest rodzina i wartości. Dają im siłę i są podporą w trudnych latach wczesnego PRL–u. Dlaczego ten motyw jest istotny w Pani literaturze?
- Mój wewnętrzny głos w powieści musi się pojawić. Mam własne wartości i staram się tego trzymać. Jestem dumna z bycia Polką, a rodzina jest dla mnie największą świętością. W czasach PRL-u wartości jak zaufanie i bliskość były dla ludzi bardzo ważne. Wspierali się oni wzajemnie, byli bardziej solidarni i zżyci ze sobą. Nie chodziło tylko o pożyczenie szklanki cukru, ale o każdy rodzaj pomocy. Kiedy ludzie mieli przeciwko sobie władzę ludową, która z założenia miała im służyć, a w rzeczywistości ich ograniczała, musieli ze sobą współpracować. Te stosunki międzyludzkie były bliższe, cieplejsze. Teraz uciekamy w świat komputerów, tabletów i telewizji. Ludzie często nie wiedzą, kto mieszka za ścianą obok. W tamtych czasach istniała zbiorowa odpowiedzialność za dzieci. Jeżeli dziecko rzuciło na ulicę papierek po cukierku, znalazła się jakaś kobieta, która je skarciła, nie obawiając się jego reakcji.

- Czym Nowa Huta różniła się od pozostałych dzielnic?
- Przede wszystkim miała być miastem robotniczym, pozbawionym Boga, funkcjonującym na założeniach idei homo sovieticus. Ten eksperyment nie do końca udał się władzy ludowej. Nowa Huta cały czas była porównywana z Krakowem, miastem inteligenckim, kultury i sztuki. Wśród nowohucian szybko pojawiły się aspiracje, aby nie odstawać od centrum miasta. Powstały świetlice, działał amatorski teatr Nurt, organizowano projekcje filmów. Przedstawienia promowały głównie idee socjalistyczne, niemniej jednak coś się działo. Z biegiem czasu wzniesiono Teatr Ludowy. Na inaugurację wybrano sztukę „Krakowiacy i górale”, a bilety wyprzedały się w mgnieniu oka. Bardzo szybko otwarto kina Świt oraz Światowid, liczne kawiarnie, kluby i Nowohuckie Centrum Kultury.

- Jesteśmy w Alei Róż. Przed nami stoi pomnik. Co on przedstawia i co tu się wydarzy?
- Pomnik jest futurystyczną rzeźbą przedstawiającą rybę. Czytelnikom uchylę rąbka tajemnicy, że w okolicach tego pomnika dojdzie do romantycznego wydarzenia. Więcej szczegółów nie zamierzam ujawniać, aby nie psuć zainteresowanym przyjemności zgłębiania lektury.

- A kolejną część dziejów rodziny Szymczaków a zarazem Nowej Huty poznamy…
- Jesienią. Zapewne nastąpi to w październiku podczas Krakowskich Targów Książki. Na ten termin przewidziana jest premiera trzeciego tomu sagi „Spacer Aleją Róż” zatytułowanego ,,Drzewa szumiące nadzieją”.

***

Edyta Świętek (ur. 1975 r. w Krakowie) – pisarka, autorka 15 powieści, specjalistka ds. zarządzania firmą.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 14

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski