Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez całe swoje życie Wiesław Budzyński tropi Baczyńskiego

Katarzyna Kachel
Andrzej Banaś
Zamieszkał w domu poety, rozmawiał ze wszystkimi jego żyjącymi znajomymi. Powstała z tego książka „Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila”. Historia smutnego, nad wiek dojrzałego chłopca, który swoimi wierszami zagrzewał do walki. Zginął w czwartym dniu powstania.

– Baczyński był kiepskim uczniem, prawda?

– Bywa, że zdolni ludzie już jako uczniowie wykazują pewne nieprzystosowanie. A i szkoła często nie dorasta do geniuszu.

– Koledzy twierdzili, że miał problemy nawet z językiem polskim.

– Tak podobno było. Ale trzeba podchodzić z ostrożnością do tych szkolnych wspomnień. Pamięć bywa wybiórcza, nachodzą na nią rozmaite wyobrażenia. Chociaż zamieszczam je w książce, mam do nich duży dystans.

– Czy na te jego problemy mogły wpływać stosunki w rodzinie? Wieczne konflikty rodziców?

– Nie podejrzewam. Bardziej wpływało to na emocje i charakter Krzysztofa, tworząc w pewien sposób wrażliwość poety. Do kłopotów w szkole mogły z kolei przyczyniać się jego poglądy lewicowe. Z czasem od nich odszedł, co w PRL próbowano ukryć, przedstawiając go jako lewicowca czy wręcz komunistę.

– Baczyński świetnie malował. Miał szansę na karierę?

– Zabrakło mu czasu. Jestem jednak przekonany, że gdyby przeżył, byłby równie świetnym rysownikiem jak poetą. Obejrzałem wszystkie zachowane prace Baczyńskiego. Zwłaszcza akwarele. Niektóre maleńkie, precyzyjne. Naprawdę świetne.

– To ilustracje do wierszy?

– Nie, ale korespondują z nimi i je uzupeł- niają.

– Uczuciowy, nerwowy, zgryźliwy, wybuchowy. Jaki był naprawdę?

– Nie wydaje mi się, by miał charakter wybuchowy. Na pewno był nad wiek poważny. I tym wyróżniał się wśród rówieśników. Oczywiście, przez to nie był przystosowany do swojej grupy. Bogdan Tomaszewski opowiadał mi, że Krzysztof nigdy nie grał w piłkę. Był obok. Oczywiście zawsze grzeczny, koleżeński, ale unikający towarzystwa. Spokojny.

–Na zdjęciach z dzieciństwa patrzy na nas smutny chłopczyk. Taki był faktycznie?

– Tak i naprawdę trudno by szukać takiej fotografii, na której Krzysztof by się uśmiechał.

– Znamy lektury Baczyńskiego?

– Niestety, jedyna książka, która się zachowała z biblioteki Krzysztofa i Basi, to powieść „Między lądem a morzem” Josepha Conrada. Mam ten egzemplarz u siebie, z własnoręcznie narysowanym przez Baczyńskiego exlibrisem.

– Niewiele osób wiedziało, że Baczyński pisze wiersze. Dlaczego to skrywał?

– Była wojna. Niemożność publikacji. Zresztą wielu początkujących poetów nie przyznaje się do swojej twórczości. Gdyby nie Andrzejewski, Iwaszkiewicz czy Wyka, którzy się na nim poznali i wprowadzili go w świat dorosłych poetów, Baczyński nie miałby tak łatwego startu.

–Miłosz, gdy przeczytał jego wiersze, powiedział: – Ty będziesz większy ode mnie. Baczyński odparł: – Już jestem większy.

– Bo był. Miał wtedy na swoim koncie więcej wierszy niż Miłosz, który – myślę – zazdrościł mu talentu. Miłosz wiele razy wypowiadał się niezbyt pochlebnie o Baczyńskim. Zwłaszcza w kontekście walki. Udawał, że nie wie, dlaczego się na nią zdecydował.

– Swoje pierwsze, dorosłe wiersze Baczyński dedykował sympatiom: Zuzie i Annie. To wtedy narodził się poeta?

–Wielki poeta. Obiepanie poznał na wyspie Šolta. Tam spędzał długie wakacje i to właśnie one, w naturalny sposób, zrodziły w nim potrzebę dzielenia się emocjami. I nawet te młodzieńcze wiersze stawiają go na wysokiej pozycji.

–Sam ich jednak nie doceniał.
– To prawda. Baczyński przekreślił wszystkie swoje wiersze napisane do 1939 roku. Na brulionie napisał kategorycznie: proszę nigdy ich nie drukować. Profesor Wyka uznał jednak, że są tak doskonałe, że mimo zakazu postanowił je wydrukować w „Utworach zebranych”. Można mieć wątpliwości, czy słusznie zrobił, postępując wbrew woli autora.

– Basia była największą miłością jego życia. Pisze Pan, że świetnie go rozumiała.

– I potrafiła bronić jak lwica.

– Przed czym?

– Przed różnymi uszczypliwymi komentarzami. Bo poezja Baczyńskiego była trudna. Trudne były wiersze filozoficzne i religijne. Czytelnicy ich nie rozumieli. Prócz nich Krzysztof tworzył piękne wiersze miłosne. Jest też autorem około 50 wierszy mobilizujących, wojennych, w których padają m.in. słowa: Ludu mój, do broni. Gdyby trafiły w ręce Niemców nie wyszedłby żywy z gestapo. Był odważnym poetą.

– Matka Baczyńskiego nie lubiła Basi. Nienawiść – tak określa ich relacje któryś ze znajomych rodziny.

– Stosunki z teściową faktycznie nie były łatwe. Pani Baczyńska, delikatnie mówiąc, była pod tym względem osobą niełatwą. Upatrzyła sobie na żonę Krzysztofa dziewczynę z sąsiedztwa, jak napisałem w książce „babę piec” (później poznałem tę panią i było mi przykro, że tak ją określiłem). Nie przystawała do Krzysztofa.

– Matka mówiła, że ślub z Basią to mezalians.

– Ładny sobie mezalians, skoro rodzina Basi była inteligencka! Ojciec był byłym kierownikiem szkoły, potem właścicielem drukarni.

– Dlaczego Baczyński zaczął walczyć w podziemiu? Był przecież wątły, słaby, cierpiał na astmę.

–To było dla niego oczywiste. Wynikało z jego patriotyzmu, przekonań, wreszcie wierszy, w których nawoływał do zbrojnego oporu. Z drugiej strony, sytuacja w Warszawie była już tak niebezpieczna, że równie dobrze można było zginąć na ulicy. Barbara, odpowiadając na zarzut, że mąż niepotrzebnie poszedł walczyć, mówiła: – Przeczytaj jego wiersze, a zrozumiesz, dlaczego musi to robić. Baczyński był bardzo dumny, że przynależy do oddziału, w którym może walczyć z bronią.

– Obruszył się, kiedy zaproponowano mu bezpieczniejszą funkcję: kronikarza oddziału.

– Próbowano go w ten sposób ochronić. To mu nie odpowiadało. Choć przecież już sama przynależność do „Zośki” czy „Parasola” była wyrokiem. Niemcy dobrze wiedzieli, że są to oddziały Armii Krajowej.

– Zginął w czwartym dniu powstania, w pałacu Blanka…

– Znaleziono go na dywanie z raną w głowie.

–W kieszeni miał notatnik z wierszami?

–Raczej dokumenty. Wszystkie takie osobiste rzeczy w chwili śmierci wyjmowano z kieszeni. Robiono z nich pakunek i deponowano w klasztorze. Nigdy ich nikt nie odnalazł.

–Matka nie uwierzyła, że jej syn zginął.

–Bo trudno jej było pogodzić się z tym, że nie ma już jej wypieszczonego jedynaka. Na dodatek wielkiego poety. Pani Baczyńska doskonale zdawała sobie sprawę z talentu syna.

–Zamieszkał Pan w mieszkaniu Baczyńskiego, przez kilkadziesiąt lat tropi jego historie. Skąd się to Panu wzięło?

– Nie wiem. Nie umiem wytłumaczyć . Z nieba chyba.

***

Wiesław Budzyński jest autorem kilku cenionych książek, których bohaterami są m.in. Krzysztof Kamil Baczyński i Bruno Schulz.

„Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila” jest wynikiem wieloletniej wędrówki pisarza śladami poety. Autor dotarł do ludzi z bliskiego otoczenia Baczyńskiego, dociekał prawdziwości faktów. Jako pierwszy poruszył zagadnienia przemiany ideowej poety, wskazał motywy, które skłoniły go do walki o niepodległość, opisał jego rodzinne problemy, podał najbardziej wiarygodną i logiczną wersję śmierci.

Baczyński zginął 4 sierpnia. Miał 23 lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski