MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyjemnie, ale pusto

Redakcja
Pan Marek Jaszczur wyjechał do Holandii na uniwersytet w Delft w 2005 r. jako stypendysta, a jednocześnie koordynator unijnego programu stypendialnego Marii Curie. Głównym celem była wymiana doświadczeń. Nie tylko na polu naukowym, chodziło także o zdobycie umiejętności czysto pragmatycznych.

- Ważne były dla nas informacje, w jaki sposób Holendrzy organizują sobie pracę przy konkretnych unijnych projektach - _podkreśla naukowiec z AGH i dodaje, że różnica w sposobie ich realizacji okazała się dość istotna. - _Kiedy polski wykładowca roztrząsa zawiłe przepisy podatkowe związane z przyjmowaniem obcokrajowców, holenderski kolega z branży skupia się wyłącznie na pracy badawczej. Od papierkowej roboty ma asystentki czy wynajęte do tego celu biura. Taki system pozwala pracować efektywniej przy większej liczbie projektów. A to oznacza również lepsze wynagrodzenie.
W Delft na wydziale fizyki stosowanej pan Marek prowadził badania eksperymentalne i symulacje komputerowe. Uczestniczył także w wykładach i seminariach. Tu również dało się zauważyć różnice. Kiedy w Polsce narzeka się na przepełnione uniwersytety, holenderskie uczelnie techniczne niemal świecą pustkami.- Byłem świadkiem wykładów, na które przychodziło nie więcej niż pięciu studentów.
Pęd do wiedzy, to - zdaniem pana Marka - jedyna rzecz, jakiej zazdroszczą nam zagraniczni wykładowcy.
Uczelnię taką jak w Delft, swoją drogą jedną z najlepszych, można śmiało nazwać uniwersytetem międzynarodowym. - Rodowitych Holendrów na studiach doktoranckich można było policzyć na palcach jednej ręki. Również jeśli chodzi o kadrę naukową udział profesorów zagranicznych był znaczący - twierdzi pan Marek.
Doskonała znajomość angielskiego była zatem podstawowym wymogiem. Wykłady na studiach magisterskich prowadzono tylko i wyłącznie w tym języku. - Po kilku dniach spędzonych w Holandii zastanawiałem się, czy coś takiego jak język niderlandzki w ogóle istnieje - _wspomina naukowiec.
Próbował dociec, na czym polega fenomen tak doskonałej znajomości języków obcych na holenderskiej uczelni. Tym bardziej że w grafiku na studiach nie było zajęć z angielskiego, niemieckiego czy francuskiego. - _Holenderscy studenci przyznają, że od dziecka bombardowani byli językami obcymi. Najbardziej intensywny kurs skończył się dla nich już na etapie szkoły średniej. Na studiach dodatkowe zajęcia widać okazały się zbędne - _tłumaczy.
Podobnie jest ze sportem. Holenderskim studentom nie organizuje się przymusowych zajęć na boisku czy pływalni. Sport to dla nich czysta rekreacja, dzięki takim rozwiązaniom mają więcej czasu na zajęcia kierunkowe.
- Zagraniczna młodzież nie jest zdolniejsza, tam procentuje inny, lepszy sposób kształcenia - podkreśla naukowiec.
Na holenderskiej uczelni pan Marek pracował nieco ponad rok. Unijny program stypendialny pokrył koszty jego podróży, opłacił mieszkanie i zapewnił podstawowe wynagrodzenie. Warunki, na jakich tam pracował, pozwoliły na wyjazd również jego rodzinie. Mimo lepiej wyposażonych laboratoriów czy czterokrotnie wyższych zarobków pan Marek przyznaje, że nie wyjechałby na stałe z kraju. - _Musimy teraz sprawić, żeby to Zachód chciał przyjechać do nas, a nie odwrotnie
. Ten proces już powoli następuje, przynajmniej na naszej uczelni - mówi polski naukowiec. MARTA BIERYT

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski