Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przykład nowoczesnego totalitaryzmu

Redakcja
Nic tak nie zmobilizowało społeczeństwa obywatelskiego do wyrażenia swojego sprzeciwu wobec planów legislacyjnych rządu w ostatnich miesiącach, jak projekt nowej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Maciej Brachowicz*

Demonstracje przed Sejmem, liczne głosy sprzeciwu w Internecie, kilkadziesiąt tysięcy podpisów pod protestem na stronie jednej z organizacji broniących praw rodziców. Co tak rozwścieczyło obywateli?

Pozornie słuszny projekt

W Sejmie są dwa projekty, rządowy i lewicy, ale zajmiemy się tu jedynie tym pierwszym, gdyż wydaje się, że tylko on ma szansę na przyjęcia - w tej czy innej wersji - i to on wzbudził takie emocje. Ustawa, która ma aktualizować bardzo oględną w swojej treści ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 r., zawiera wiele pozornie rozsądnych rozwiązań, które jednak mogą się okazać bardzo szkodliwe. Powód jest prosty: władza z reguły ma problemy z powstrzymaniem się od rozszerzającego traktowania swoich kompetencji i zaczyna je stosować nie tylko tam, gdzie powinna, ale też tam, gdzie powinna się trzymać z daleka.

Najbardziej kontrowersyjnym postanowieniem projektu jest przyznanie pracownikom socjalnym uprawnienia do odebrania dziecka rodzicom i umieszczenia go w rodzinie zastępczej lub w placówce opiekuńczo wychowawczej "w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka". Decyzja taka zapadać będzie bez zgody sądu, który ma być o tym jedynie poinformowany w ciągu 24 godzin. Poza tym projekt przewiduje wprowadzenie całkowitego zakazu stosowania kar cielesnych i utworzenie gminnych zespołów interwencyjnych, stosujących procedurę tzw. "Niebieskiej karty", która polega na zakładaniu kartotek każdej rodzinie, o której urzędnicy powezmą wiadomość, że może tam dochodzić do stosowania przemocy.

Pozornie przepisy te mogłyby nie budzić kontrowersji, ale tylko do chwili, w której zastanowimy się nad możliwym nadaniem konkretnej treści - w toku działań urzędniczych - takim terminom, jak "zagrożenie zdrowia" czy "kara cielesna". Definicję przemocy zawiera już obecna ustawa i ma ona pozostać niezmieniona. Definicja jest bardzo szeroka: od zwykłej brutalności, poprzez naruszenie wolności seksualnej, do tak szerokich i nieokreślonych pojęć, jak naruszenie godności czy wywołanie szkód psychicznych lub moralnych. Przy tym wszystkim akt przemocy może być jednorazowy. O ile te definicje znajdowały się w ustawie, która dawała niewiele możliwości działania urzędnikom, mogły nie wywoływać emocji. Ale teraz mogą nabrać innego znaczenia. Warto zauważyć, że w opublikowanym na stronie internetowej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej "Poradniku pracownika socjalnego" do przemocy seksualnej zaliczono "krytykowanie zachowań seksualnych", a do przemocy psychicznej - narzucanie własnych poglądów, krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów i stosowanie gróźb, czyli - nie ma co ukrywać - w łagodnej wersji jedne z podstawowych instrumentów wychowania dziecka.

Jaka jest zatem gwarancja, że pracownik socjalny nie zinterpretuje jako przemocy w rodzinie jednorazowego klapsa, zabrania kieszonkowego, czy też zakazu wyjścia z domu? Kto może zapewnić, że nadgorliwy sąsiad nie złoży na nas doniesienia po tym, jak krzykniemy na dziecko, i zaraz będziemy mieli założoną teczkę przez gminny zespół interwencyjny? Głośny był kiedyś w USA proces wytoczony rodzinie o rzekome molestowanie seksualne swoich dzieci. Na końcu okazało się, że do niczego takiego nie doszło, natomiast dzieci - "umiejętnie" podpytywane przez wykwalifikowanego psychologa - odnajdywały molestowanie tam, gdzie go nie było.
Czy chcemy znaleźć się we władzy takich "ekspertów"? W dobie zagrożenia terrorystycznego często słusznie godzimy się na ograniczenie naszej prywatności w imię bezpieczeństwa, np. na lotniskach, ale czy władze myślą, że zawsze będziemy się na to godzić? Czas najwyższy pokazać, że mamy jeszcze poczucie wolności.

Wątpliwe przesłanki

Ustawa została oparta na bardzo wątpliwych podstawach. Jak można przeczytać w jej uzasadnieniu, problem przemocy w rodzinie dotyczy "średnio około połowy polskich rodzin". Podobno 64 proc. ankietowanych w 2007 r. uznało, że "zna w swoim otoczeniu, sąsiedztwie takie rodziny, o których słyszeli lub wiedzą, że dochodzi w nich do różnych form przemocy". Najczęściej chodzi o przemoc psychiczną, na drugim miejscu jest przemoc fizyczna, znacznie rzadziej seksualna czy ekonomiczna. Więcej niż co trzeci Polak pytany w tym badaniu uznał, że doświadczył kiedyś przemocy w rodzinie.

Pomińmy już to, że ustawa została widocznie oparta na subiektywnych przesłankach i zrobiona pod sondaże. Działanie pod sondaże jest normalne dla naszego obecnego rządu. Ważniejsze jest jednak to, że według tych "badań" cztery do pięciu rodzin na każde dziesięć stosuje "przemoc w rodzinie". Znam sporo rodzin i małżeństw, i z trudem mogę przywołać w pamięci kilka, które podejrzewałbym o stosowanie przemocy wobec swoich bliskich. Czy żyję w aż tak wyjątkowo szczęśliwym otoczeniu? Nie wydaje mi się. Czy ankieta została przeprowadzona w środowisku patologicznym? Również wątpię. Rozwiązanie tej zagadki leży zapewne gdzie indziej.

Nie zdziwiłbym się, gdyby ta ankieta polegała na odpytywaniu ludzi, czy ich znajomi dają swoim dzieciom klapsy, podnoszą głos, wygrażają palcem, nie wypuszczają z domu za karę itp., a następnie wykwalifikowani eksperci zaliczali odpowiedzi do konkretnej kategorii przemocy. Tylko tak mogę sobie wyobrazić taką skalę "przemocy" w naszym kraju. Prawdziwy problem polega natomiast na czymś zupełnie innym.

Jakiś czas temu media obiegła informacja, że nawet bez proponowanej ustawy około 100.000 dzieci wychowuje się poza biologiczną rodziną, przy czym - jak przekonywały głośne sprawy - często odbiera się dzieci w oparciu o bardzo wątpliwe przesłanki. Jednocześnie sądy opiekuńcze mają silne opory w pozbawianiu władzy rodzicielskiej w przypadkach naprawdę drastycznych patologii, przez co dzieci z takich rodzin muszą ponownie cierpieć od swoich rodziców i nie mogą liczyć na szybkie znalezienie rodziny zastępczej. Nowa ustawa zupełnie się tym podstawowym zagadnieniem nie zajmuje. Nasza struktura biurokratyczna po raz kolejny zatem okazuje się bezradna wobec prawdziwych problemów, natomiast aż nadto chętna do ingerowania tam, gdzie nie powinna.

Dwie logiki

Wbrew pewnym głosom w toczonej na jej temat debacie, proponowana ustawa nie jest pozbawiona racjonalności. Stwierdzę nawet, że jest oparta na żelaznej logice, a jedynie punkt wyjścia został wybrany niewłaściwie.
Można założyć, że rodzina jest podstawą społeczeństwa, najlepszym środowiskiem dla dziecka i w 99 proc. przypadków najlepiej wie, co jest dla niego najlepsze, nawet gdy czasami popełnia błędy. Kto ich nie popełnia? Wtedy podchodzimy do rodziny z zaufaniem i nie udajemy, że możemy w imię określonego jednorodnie dla wszystkich szczęścia zastąpić ją w swoich funkcjach.

Można jednakże uznać, że rodzina jest środowiskiem patologicznym, opartym na przemocy i władzy silniejszych nad słabszymi, gdzie nie panuje podstawowa zasada współczesnej demokracji - równość. Model taki, promowany przez Unię Europejską, która nie ma, co prawda, kompetencji w sprawach rodziny, ale za wszelką cenę stara się zaprowadzić kompletną równość wszystkich ze wszystkimi, prowadzi do erozji rodziny i zwiększenia znaczenia państwa. Tylko państwo bowiem może, poprzez działania swoich agencji, doprowadzić do równości między członkami rodziny. Oczywiście ogromnym kosztem.

Jest to scenariusz w istocie totalitarny i nie do przyjęcia. Dlatego warto pokazać politykom - poprzez swój stanowczy sprzeciw - że są pewne sprawy, do których nie powinni się mieszać.

*Autor jest prawnikiem i ekonomistą, ekspertem Klubu Jagiellońskiego, współpracownikiem "Teologii Politycznej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski