MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyłączeni

Redakcja
Gdyby komuś taki pomysł przyszedł do głowy, można byłoby w tym roku obchodzić 10-lecie utracenia przez Bartkówkę samodzielności. Rzecz jednak w tym, że pomysłu nie było, a poza tym - czy istotnie to powód do świętowania?

Wiele wskazuje na to, że Bartkówka ocali swoją tożsamość

   Bartkówka bowiem istnieje, jak istniała od początku XV stulecia; tyle tylko że zamiast sołectwem - jest dzielnicą (a raczej: osiedlem) Dynowa. Nie ma więc sołtysa - lecz przewodniczącego rady osiedla; poza tym wszystko pozostaje bez zmian.
   Dynów wchłonął Bartkówkę w styczniu 1993 r. - choć formalnie prezes Rady Ministrów podpisał rozporządzenie w sprawie przesunięcia granic miasta na drugi brzeg Sanu 19 grudnia 1992 r. Ta inkorporacja dokonała się ponoć w związku z ambicjami mieszkańców wsi: gdy dwa lata wcześniej podzielono miejsko-wiejską gminę na dwie odrębne, większość bartkowian, po staremu ciągnąca do miasta, nie ukrywała niezadowolenia z przynależności do "organizmu", którym zamiast burmistrza - rządzi wójt. Zaczęli więc chodzić za przypisaniem ich do Dynowa; no i tak chodzili, chodzili, aż wychodzili.
   Nie można powiedzieć: na przyłączeniu do miasta nowe osiedle skorzystało. Szybko doprowadzono tam gaz, telefony, pobudowano oświetlenie ulic - to akurat udało się lepiej niż na ulicach w centrum. Świeżej proweniencji dynowianie mogli więc sobie gratulować decyzji...
   Dziś Bartkówka jest - jak ją nazywają kpiarze - małorolną dzielnicą. Dużych gospodarstw tam nie ma, a w tych, które są, właściciele sieją i sadzą raczej tylko dlatego, że przywykli, że muszą - bo ziemia nie powinna przecież leżeć odłogiem. Ale w niektórych stara dusza chłopska mocno siedzi: jako że z racji wiejskich zaszłości natury katastralnej część dróg prowadzi przez podwórka, zdarzają się konflikty; nie na tyle jednak zawzięte, aby nie dało się z nimi żyć.
   Gorsza sprawa, że pracy nie ma. Kiedyś była wygoda: Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Rzeszowie pobudowała w Bartkówce zakład, przyjmowała ludzi, dawała im zarobki. W nowej Polsce WSK zwinęła oddział; budynki kupił "Big Carton", wyremontował, zapowiadał, że zatrudni 70 osób - i coś się nagle popsuło. Nim firma zdążyła uruchomić produkcję, postawiono ją w stan upadłości i do Bartkówki przyszedł syndyk. Nie wiadomo, czy ktoś coś jeszcze będzie tam próbował...
   Pracy więc nie ma - ale osiedle ma perspektywy rozwojowe, przynajmniej w demograficznym aspekcie. Na koniec grudnia zeszłego roku liczyło 963 mieszkańców - ale może będzie i tak, że tysiąc zostanie rychło przekroczony. Do Bartkówki wracają bowiem ludzie, którzy kiedyś poszli do bloków w mieście (nie tylko w Dynowie, nawet i w Rzeszowie), odnawiają domy po rodzicach, kupują budynki nadające się do remontu, osiadają tam, gdzie przynajmniej powietrze jest świeże i widoki - na całą dolinę Sanu.
   Więc może jednak Bartkówka ocali swoją tożsamość? Na pewno bardzo by jej zaszkodziła likwidacja szkoły, istniejącej od 1870 r. (wiadomo, że wtedy powstała, bo od początku jej istnienia prowadzona jest rzetelna kronika!), a od 1889 - rezydującej w budynku wciąż służącym do celów oświatowych. To jedna z dwóch - oprócz parafii - instytucji "trzymających" życie społeczne.
   Szkoła ma tak stareńką siedzibę (a raczej dwie: w Domu Ludowym uczą się dzieci z klas 0-II, jest tam też kuchnia, stołówka i zastępcza sala gimnastyczna), bo choć podejmowano już w przeszłości kilka prób jej rozbudowy, zawsze były ważniejsze potrzeby: a to wznoszono most na Sanie, a to ciągnięto elektryfikację, a to konstruowano kościół. Nikt nigdy jednak - nawet w żartach - nie podważył sensowności jej istnienia.
   Osiedlu zależy na szkole; najlepszy dowód, że ilekroć pani dyrektor Wiesława Marszałek wymyśli coś - jakiś remont czy imprezę - ludzie chętnie pomagają; i to nie tylko ci, których progenitura uczy się tam codziennie. W zeszłym roku pośpieszyli na przykład z pomocą, gdy miasto zafundowało wymianę podłóg, drzwi i instalację centralnego ogrzewania, w tym - gdy naprawiano dach. Takiego żwiru, potrzebnego do remontu, nawieźli aż z naddatkiem, zaś gdy dyrektorka wymyśliła, że wokół budynku warto byłoby splantować teren i posiać ładną trawę - jeden z ojców własnym sumptem dostarczył ziemię.
   Ludzie chętnie przychodzą na szkolne imprezy, organizowane czy to siłami nauczycieli (jest ich 13, nie wszyscy zatrudnieni w pełnym wymiarze, bo za mało klas...) i uczniów, czy we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Kultury i Rekreacji, z którego pracownikami - szefową Grażyną Malawską i Jerzym Chudzikiewiczem - Bartkówka ma bardzo dobre kontakty. Coroczne spotkania opłatkowe, obchody Dnia Seniora, Dnia Babci i Dziadka mają zagorzałych zwolenników, wręcz odliczających czas od jednej imprezy - do drugiej.
   Tak: ta szkoła to ważne miejsce w codzienności osiedla - dzielnicy. Wszyscy są zgodni, że gdyby ją zamknąć, byłby to koniec Bartkówki. Na szczęście jej liczebność utrzymuje się stale powyżej magicznej setki. W zeszłym roku było tam - licząc z przedszkolem - 108 uczniów, a co ważniejsze, stale obserwowana jest lekka tendencja wzrostowa. Wprawdzie w porównaniu z początkiem lat dziewięćdziesiątych, kiedy w ośmiu klasach było 200 osób, to niewiele; ale wciąż jeszcze wystarczająco.
   Drugą podstawową instytucją w Bartkówce jest - złączona ze szkołą swego rodzaju unią personalną poprzez osobę proboszcza i katechety ks. Józef Czeraka - parafia pod wezwaniem św. Bartłomieja. Powołano ją w 1991 r., wcześniej bartkowianie modlili się w Dynowie. Ówczesny proboszcz z miasta, ks. Józef Ożóg, nie był zazdrosny, że uciekną mu duszyczki, i osobiście zainicjował budowę kościoła za Sanem. Rozpoczęto ją w 1984 r., w 1991 ordynariusz przemyski erygował parafię. Pierwszym proboszczem został ks. Jan Pomianek, wciąż dobrze wspominany.
   Za obecnym proboszczem ludzie przepadają. Ks. Józef Czerak, który rozpoczął kadencję w 1994 r., to nie tylko duszpasterz z Bożej łaski i społecznik, ale i... stolarz z zamiłowania. W podziemiach kościoła ma warsztat, wyposażony w fachowe narzędzia. Lubi tam przebywać - z pożytkiem zresztą. Gdy na przykład była taka potrzeba - nic nie mówił, tylko wziął się po cichu do roboty: wyfrezował na gładko wszystkie blaty do szkoły. Planuje otworzyć przy parafii świetlicę rzemieślniczą dla dzieci, które podzielają jego rękodzielniczą pasję i które chciałyby poświęcić wolne chwile na pracę z drewnem.
   Ksiądz jest też dobrym gospodarzem. Na cmentarzu wybudował bardzo ładną kaplicę, wydał pocztówki, aby zarobić parę gorszy na potrzeby parafii, w kościele organizuje koncerty i występy np. kapel ludowych. W niczym mu nie przeszkadza, gdy muzykanci przyjeżdżają z tradycyjnym, wesołym repertuarem. Nie ma w nim bowiem nic ze świętoszka, którego gorszą rubaszne żarty, z hieratycznego dostojnika - i to też wierni wysoko cenią.
   Dlatego też, gdy wymyślił, że pasowałoby ozdobić Bartkówkę figurą Matki Boskiej na pamiątkę nawiedzenia, ruszyli gremialnie do pomocy. Urząd Miasta kupił materiały, a oni sami robili, co potrzeba. Posąg stanął na rozdrożu, na początku osiedla, niedaleko mostu: wcześniej miejsce to było nieuporządkowane; co tu dużo mówić - walały się tam śmieci, rosły pokrzywy po pas, stale zalegało błoto. A teraz? Ładnie, porządnie; posadzono nawet krzewy i kwiaty.
   Bo w Bartkówce - choć ci, którzy wracają z bloków, lubią mówić na dzień dobry, że "tu czas się zatrzymał", że ci, którzy stale tam mieszkają, nie wykorzystali okazji, jakie były za poprzedniego ustroju - wcale nie jest tak, że ludzie żyją z dnia na dzień, że chodzą, kwękają, krytykują. Fakt, jest biedniej niż kiedyś - co widać na przykład po szkolnych wycieczkach: bywało, że wyjeżdżano dwa razy w roku zwiedzać Polskę; teraz z tym znacznie gorzej... - ale przecież nie ma marazmu. Strażacy budują nową remizę, bo w starym "kurniku" miejsca było tyle, co nic. Koło Gospodyń Wiejskich, którym kieruje Halina Kędzierska, działa wytrwale, będąc jedynym KGW w mieście, przewodniczący Rady Osiedla - zarazem radny i przewodniczący Rady Rodziców Szkoły Podstawowej - Mieczysław Tuzyk zawsze umie zakrzątnąć się wokół bartkowskich interesów, podobnie zresztą już trzecią kadencję reprezentujący sąsiadów w Radzie Miasta Andrzej Śmietana.
   Nie jest wcale tak źle...
   WaldemAr BaŁda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski