Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przynosili używane, ale porządne rzeczy. Kupowali też koce, śpiwory i opatrunki

Ewa Tyrpa
Wanda Bujas, Zofia Popczyńska-Konon i Halina Cholewa segregują dary
Wanda Bujas, Zofia Popczyńska-Konon i Halina Cholewa segregują dary FOT. EWA TYRPA
Świątniki Górne. Mieszkańcy bez wahania odpowiedzieli na apel w sprawie zbiórki darów dla walczących na wschodzie Ukrainy.

W czwartek i wczoraj mieszkańcy znowu udowodnili, że los innych nie jest obcy. Bez wahania odpowiedzieli na apel, mający na celu zbieranie darów dla walczących na wschodzie Ukrainy.

Zawsze, gdy trzeba pomóc świątniczanie potrafią się znakomicie zmobilizować. Tak było np. podczas kwest na ratowanie starych kapliczek, oddawanie krwi dla chorej dziewczynki i w czasie powodzi.

Przez dwa dni w tym tygodniu przynosili do Strażnicy Kultury nie tylko używane rzeczy, ale także kupowali nowe, m.in. ciepłe rękawice, koce, kołdry, środki opatrunkowe i odkażające. O taką pomoc zwróciła się Jadwiga Gusławska z Krze­mieńca, z którym Świątniki mają podpisane porozumienie o partnerstwie. Zbiórką zajęło się Stowarzyszenie Przyjaciół Świątnik Górnych.

– Nasz kraj nie był przygotowany do działań wojennych. Ale bardzo cenne jest to, że wojsku pomagają ochotnicy. Zgłaszają się mężczyźni głównie w wieku 30-60 lat, przede wszystkim z rodzin inteligenckich, mający jakąś wiedzę o obronności, na przykład ze studiów. Jednak ostatnio obrona cywilna zniknęła z uczelni, młodzi nie byli szkoleni pod tym kątem i nie są przygotowani do takich działań – mówi wolontariuszka z Krzemień­ca.

Zaznacza, że rodziny same wyposażają ochotników i żołnierzy, że słowami nie da się opowiedzieć tego, co czują Ukraińcy i co dzieje się w miejscach walk – rejonie Doniecka i Ługańska, gdzie zginęło już czterech ochotników z Krze­mieńca.

– To nie jest kijowski Majdan, oni znajdują się w bardzo trudnych warunkach. Chowają się przed ostrzałami i nalotami w podziemiach budynków, więc potrzebne jest im wszystko: żywność, ubranie, środki opatrunkowe – mówi pani Jadwiga, która w Krzemieńcu, liczącym 22 tysiące mieszkańców, znana jest z działalności społecznej i krzewienia polskości. To m.in. z jej inicjatywy powstało Towarzystwo Odrodzenia Kultury Polskiej im. Juliusza Słowackiego.

Społeczność Krzemieńca jest coraz biedniejsza, inwestorzy likwidują swoje firmy, a ceny w sklepach rosną w szybkim tempie. Teraz państwo nastawia się na zbrojenie, wracają dawne zawody jak kowalstwo, remontowany jest stary sprzęt. A budżet miasta jest niewielki – w przeliczeniu na złotówki wynosi zaledwie około 500 tys. zł i bez mała cały jest przeznaczany na wspieranie walczących.

Mieszkańcy mówią, że sytuacja jest bardzo trudna, ale cywile starają się im pomagać, jednak nie są w stanie podołać wszystkim potrzebom. Chcą choć minimalnie ich wesprzeć, by nie spali na gołym, zimnym betonie, by mieli rękawice i kurtki, żeby nie byli głodni.

Co dwa tygodnie jeździ w te miejsca mer Krzemieńca Roman Wanżuła.

– Ludzie składają się na paliwo, by dostarczyć nie tylko ochotnikom, ale wszystkim walczącym niezbędne rzeczy – dodaje Jadwiga Gusławska.

Teraz przebywa we Wrocławiu, gdzie mieszka wielu przesiedleńców z Krzemieńca. Ich też zaraziła akcją zbierania darów dla ochotników i żołnierzy.

Niedawno była w partnerskich Świątnikach Górnych oraz w Krakowie, gdzie akcją pomocy zajęło się Gimnazjum nr 1 przy ul. Bernardyńskiej. Tam jest baza, gromadzone są podarowane rzeczy i stamtąd w przyszłym tygodniu pojadą do Krzemieńca.

– Rozpropagowaliśmy akcje przez księdza, szkoły, drogą elektroniczną i na plakatach. Nie bez znaczenia jest „poczta pantoflowa” – mówi Zofia Po­pczyńska-Konon, prezes świą­tnickiego Stowarzyszenia. Już przed czwartkową akcją ludzie dzwonili do niej lub spotykając na drodze pytali o najbardziej potrzebne rzeczy.

W czwartek w ciągu kilku godzin ludzie przynieśli ich bardzo dużo. – Nie wyczyścili sobie szaf, żeby się pozbyć niepotrzebnych rzeczy, ale podzielili się swoimi naprawdę porządnymi i czystymi ubraniami, kocami, kołdrami, śpiworami – mówi Wanda Bujas, pomagająca w akcji razem z panią prezes, Haliną Cholewą i Grażyną Gniadek. Dołączyła do nich też Magdalena Pawłowska.

Choć nie jest członkinią Stowarzyszenia, to sama zgłosiła się do pomocy.

Panie od razu segregowały rzeczy do worków. Osobno wkładały rękawice, swetry, kurtki, kołdry, śpiwory, materiały opatrunkowe.

– Mieszkańcy przynieśli też sporo konserw – mówi Halina Cholewa. Panie ze wzruszeniem opowiadają o jednej z mieszkanek, która kupiła trzy konserwy, bo na większą pomoc nie było jej stać, a chociaż w ten sposób chciała wesprzeć swoich sąsiadów zza granicy. Inne kobiety, które nie mają mężów ani synów, kupowały nowe rzeczy. – Widać, że to dary przyniesione z sercem – mówią wolontariuszki ze stowarzyszenia.

Ludzie dostarczyli też sporo materiałów opatrunkowych, m.in. opasek uciskowych, bandaży i środków odkażających. Zdaniem Jadwigi Gusławskiej przydałyby się też środki przeciwbólowe, żeby ulżyć cierpieniom rannym mężczyznom. Jednak stowarzyszenie nie zdecydowało się na przesyłanie ich, stojąc na stanowisku, że powinien je wskazywać lekarz. Także nie podjęło się zbiórki pieniędzy dla walczących, gdyż jest to związane z uzyskiwaniem zezwoleń, wieloma formalnościami i rozliczeniami.

Panie miały perfekcyjnie opracowaną organizację akcji. Kupiły duże worki. Na każdym przylepiły kartki z nazwą rzeczy, na bieżąco segregowały przyniesione dary. Po akcji worki wiązały taśmami na kokardkę. To nie tylko dla estetyki.

– Po to, by celnicy nie rozcinali worków gdyby na granicy chcieli do nich zajrzeć, tylko je mogli rozwiązać – tłumaczą.

Ich przewiezieniem do Gimnazjum nr 1 w Krakowie, w poniedziałek zajmie się Urząd Miasta i Gminy.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski