Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przysieka. Mieszkańcy przysiółka zamiast drogi mają... tory

Aleksander Gąciarz
Justyna Sroga na drodze prowadzącej do domu, w którym mieszka z rodziną. Zimą śnieg przykrył nierówności
Justyna Sroga na drodze prowadzącej do domu, w którym mieszka z rodziną. Zimą śnieg przykrył nierówności Aleksander Gąciarz
Mieszkańcy dwóch domostw w przysiółku zwanym Kozinki od kilkudziesięciu lat nie mogą się doczekać porządnego dojazdu do swoich posesji. Muszą korzystać z gruntowego traktu, który z formalnego punktu widzenia nawet nie ma statusu drogi.

Przysieka to małopolskie peryferie. Granica z województwem śląskim przebiega o rzut kamieniem. Przysiółek Kozinki to z kolei peryferie... Przysieki. Sąsiednie zabudowania to już Kamionka. Mimo takiego położenia do Kozinek kilkadziesiąt lat temu był przyzwoity dojazd. Jerzy Pluta, który mieszka tu od urodzenia, dobrze to pamięta. - Mieliśmy dobrą, utwardzoną drogę prosto do Kamionki - wspomina.

Tak było do lat 70. ubiegłego wieku. Wtedy przez gminę Kozłów poprowadzono fragment Linii Hutniczo-Siarkowej (linia nr 65), która łączy Górny Śląsk ze wschodnią granicą państwa. Z Polski do ZSRR był nią wówczas przewożony węgiel i siarka, a w odwrotna stronę podróżowała ruda żelaza dla Huty Katowice. Linia została oddana do użytku w 1979 roku. Pech chciał, że przecięła istniejąca drogę. - I w ten sposób zostaliśmy odcięci. Ta sytuacja trwa już ponad 40 lat i nikt nie potrafi temu zaradzić - mówi Jerzy Pluta.

Aby dojechać do jego domu należy przed przejazdem kolejowym skręcić w lewo i wjechać na coś, co wygląda jak droga gruntowa, ale faktycznie jest pasem ziemi, będącym własnością PKP Linia Hutnicza-Szerokotorowa z siedzibą w Zamościu. Mieszkańcy opowiadają, że PKP nigdy nawet tego fragmentu nie utwardziła, robią to na własną rękę.

Po ich interwencjach w ubiegłym roku na miejscu pojawili się przedstawiciele PKP LHS, ale o oddaniu gruntu gminie, by ta mogła zbudować tam drogę z prawdziwego zdarzenia, nie ma mowy. - Powiedzieli, że po pasie klejowym możemy jeździć, ale gdyby ten grunt był im nagle do czegoś potrzebny, to zostanie zamknięty dla ludzi. I wtedy my i sąsiad zostalibyśmy zupełnie bez dojazdu, a rolnicy nie mogliby dojechać do swoich pól - słyszymy. Ostatnich kilkaset metrów do domu to już całkiem prywatna droga, o której utrzymanie dbają sami mieszkańcy. W sumie drogą ziemną trzeba przejechać około 1,5 kilometra.

Gdy odwiedziliśmy Przysiekę w środę, dojazd wyglądał przyzwoicie. Zima zmroziła drogę, a śnieg przykrył nierówności. Ale na zdjęciach wykonanych wcześniej widać, że droga jest pełna wyrw, błotnista. Po deszczach pojazdy toną, gdy jest sucho wznoszą tumany kurzu. Są momenty, gdy staje się praktycznie nieprzejezdna. Tymczasem wnuk Jerzego Pluty, pięcioletni Dawid ma poważną wadę serca. - Przeszedł już pięć operacji na serduszku. Dzisiaj szczęśliwie jest razem z nami, jednak często choruje, przyjmuje dużo leków i wymaga kontroli lekarskich, co wiąże się z wieloma wyjazdami - mówi mama chłopca Justyna Sroga.

Ze względu na chorobę syna nierzadko zdarzało się, że nagle trzeba było jechać do szpitala. - Nawet nie wzywamy karetki, bo zanim by tu trafiła, to my sami prędzej dojedziemy do Miechowa. Nieraz zdarzało się, że zaczynał sinieć, puchnąć i w nocy trzeba było go na rękach zanieść do samochodu, łopatami drogę odśnieżać, żeby w ogóle wyjechać - wspomina pani Justyna.

W tej chwili Dawid mieszka w domu (mama codziennie dowozi go i odbiera z przedszkola w Kozłowie) z dziadkami, rodzicami i siedmiomiesięcznym bratem Kacperkiem, ale bywało, że całe tygodnie leżał w szpitalu w Prokocimiu, gdzie trzeba było go codziennie odwiedzać.

Wójt gminy Kozłów Jan Zbigniew Basa zna sprawę feralnego dojazdu i przyznaje, że jest ona dość skomplikowana. - My też pytaliśmy PKP LHS o możliwość przekazania nam pasa gruntu wzdłuż torów kolejowych, ale otrzymaliśmy odmowę. Nie jesteśmy właścicielem, więc nie możemy tej drogi nawet utwardzić. Jedyne co robimy, to odśnieżamy ten fragment, choć i tego formalnie nie powinniśmy wykonywać - przyznaje. Wójt twierdzi, że skoro przejęcie gruntu kolejowego w tym miejscu nie wchodzi w grę, trzeba będzie szukać innego rozwiązania.

To zresztą narzuca się samo. Inna asfaltowa droga, kończy się przy posesji oddalonej raptem kilkadziesiąt metrów od domu Jerzego Pluty. Wystarczyłoby ją przedłużyć. - Mielibyśmy wtedy połączenie i my i sąsiad, który mieszka za nami - mówi mężczyzna.

Problem w tym, że aby brakujący fragment drogi wybudować, trzeba wykupić fragmenty działek od dwóch rolników. A ci nie są zainteresowani sprzedażą.

- To byłoby najrozsądniejsze i najbardziej efektywne rozwiązanie. To nie jest duża odległość, a połączylibyśmy się z drogą gminną i powiatową. W przypadku przejęcia terenu od kolei, trzeba byłoby budować znacznie dłuższy odcinek - przekonuje wójt Basa i liczy, że mimo wszystko z właścicielami gruntu uda się porozumieć. Nawet gdyby gmina miała za ziemię zapłacić nieco więcej, niż wynosi jej faktyczna wartość.

- Na początku tego kwartału mam zaplanowane dwa spotkania w podobnych sprawach i zorganizujemy jeszcze trzecie. Jeżeli tylko będzie zgoda właścicieli, my te grunty wykupimy. To nie są jakieś wielkie powierzchnie i wielkie pieniądze. Jestem o tyle dobrej myśli, że już w kilku podobnych przypadkach udało mi się z ludźmi dogadać. Wierzę, że i tym razem też tak będzie - zapowiada wójt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Przysieka. Mieszkańcy przysiółka zamiast drogi mają... tory - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski