Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pułapka Trumpa

Jan Maria Rokita
Nie jest łatwo powiedzieć, z czego wzięła się światowa sława zamieszek w jakiejś prowincjonalnej mieścinie w amerykańskiej Wirginii. Bo przecież nie z faktu, że starły się tam ze sobą grupy nacjonalistycznych i anarchistycznych bojówkarzy. Takie starcia są nudną codziennością niemal w całym świecie zachodnim.

I wystarczy wybrać się 1 maja do nieodległego Berlina, aby rok w rok zobaczyć płonącą wielką metropolię, setki podpalonych aut i ulice Kreuzbergu przecięte barykadami. Albo tylko wybrać się 11 listopada do Warszawy, gdzie co roku policja rozpaczliwie próbuje rozdzielić demonstrujących narodowców od próbujących ich zablokować goszystów z tzw. Manify.

Nie inaczej jest od lat w Ameryce, gdzie ideologiczne sekciarstwo zawsze miało silniejsze korzenie niż w Europie i większą liczbę zwolenników. Bo też od początku istnienia USA problem rasowy był i pozostaje jednym z największych kłopotów tego kraju. Bywało nawet tak, jak w Los Angeles w 1992 roku, gdzie efektem tego rodzaju starć było aż 55 ofiar.

Fakt, że w zamieszkach w Wirginii została zabita jedna osoba, jest niewątpliwie bardzo smutny, ale chciałoby się rzec - ma wymiar najzupełniej lokalny. Tymczasem przez cały ostatni tydzień największe światowe media (a także polskie telewizje i gazety) nieustannie rozwodzą się nad „straszliwymi zajściami” w 40-tysięcznym Charlotesville, miasteczku jako żywo przypominającym nasze Myślenice.

Cóż się tam wydarzyło? Poszło o pomnik, czyli trochę podobnie jak ostatnimi czasy w Polsce. W miejskim parku stoi tam bowiem od lat pomnik najwybitniejszego obywatela Wirginii - gen. Roberta Lee, dowódcy wojsk skonfederowanych w wojnie secesyjnej. Obecny gubernator Wirginii - Terry McAuliffe (skądinąd szef pierwszej kampanii prezydenckiej Hillary Clinton) w przypływie ideologicznego ferworu postanowił ów pomnik obalić.

Do miasteczka zjechali się więc narodowcy, zamierzając bronić pomnika, ale zostali zablokowani przez dwukrotnie liczniejszych anarchistów. Doszło więc do rozruchów i bójek. Ot, świetny przykład na to, jak ideologicznie zacietrzewiona władza, pragnąca manipulować zbiorową pamięcią, może łatwo zburzyć pokój społeczny. Jak zwykle takim próbom towarzyszy jeszcze zakłamanie historii.

W ciągu ostatnich dni można było w licznych mediach (także polskich) usłyszeć tzw. ekspertów, przekonujących, że Lee - to dla Amerykanów „symbol niewolnictwa”. A wystarczy sięgnąć do dowolnej historii USA (albo nawet od biedy do Wikipedii), by dowiedzieć się, iż Lee był przeciwnikiem niewolnictwa, na czele armii konfederatów stanął, bo kochał niezależną Wirginię, zaś Kongres USA przywrócił mu uroczyście obywatelstwo kraju, którego sam zrzekł się podczas wojny.

Cała ta historia zapewne nigdy nie wyszłaby poza Amerykę, gdyby nie... Donald Trump. Wrogowie prezydenta (a zdaje się, że jest coraz więcej) w zdarzeniach w Wirginii dostrzegli szansę na złapanie go w pułapkę. Jako że to morderca-narodowiec dokonał zabójstwa podczas rozruchów, trzeba tylko zmusić Trumpa, aby jednostronnie potępił manifestację prawicowców, stając tym samym po stronie lewicowego gubernatora i anarchistów.

Jednak Trump, choć w typowym dla siebie stylu nazwał kukluxklanowców „kryminalistami i zbirami”, to wbrew potężnym wywieranym nań naciskom, w kwestii odpowiedzialności za rozruchy uparcie trzymał się faktów. Powtarzał mianowicie rzecz oczywistą, iż winne zamieszek są obie strony.

W ten sposób Trumpowi udało się co prawda nie wpaść w zastawioną nań polityczną pułapkę. Ale za to teraz płaci cenę w postaci rozlewającej się na cały świat medialnej kampanii, która chce jego osobiście uczynić moralnie odpowiedzialnym za zabójstwo w Charlotesville. Bo od jakiegoś czasu, w wojnie z Trumpem jego ideologiczni wrogowie nie uznają już żadnych hamulców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski