Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Punk rock, równość, spółdzielnia, czyli wszystkie ogniwa Razem

Zbigniew Bartuś
Paulińska 28 to dziś najlepszy adres w Krakowie - piszą na fejsie młodzi. Do Spółdzielni Ogniwo, kolebki nowej lewicy, ciągną tłumy i mówią: - Jesteśmy pierwszym prawdziwym ruchem społecznym od czasów rdzennej „Solidarności”. Za kilka lat będziemy rządzić Polską

Szyld z napisem „Ogniwo” przy drzwiach stuletniej kamienicy na krakowskim Kazimierzu (przed wojną była tu łaźnia żydowska, a po upadku komuny klub fitness) nie od razu rzuca się w oczy. W internecie napisali, że spółdzielnia, a zarazem klub, kawiarnia, księgarnia, wystawa, sala koncertowa m.in. punkowych kapel i… Krakowskiego Chóru Rewolucyjnego oraz kolebka i miejsce spotkań, debat i zabaw Partii Razem - mieści się na pierwszym piętrze.

Jest to niezwykle wysokie pierwsze piętro - odpowiadające trzem piętrom w sąsiednich budynkach. Niektórzy dopatrują się w tym symbolu. Bo mnóstwo schodów i zakrętów. Bo idzie się i idzie. Bo po drodze bywa ciężko. Ale w końcu dochodzi się do celu. Jaki to cel?

Na pierwszy rzut oka są to drzwi z tabliczką „Tu pijemy wodę z kranu”, za którymi młodzi faktycznie… piją wodę z kranu. Czyli robią to, co deklarują. Na drugi rzut oka jest to fajny lokal wypełniony ciekawymi osobowościami, próbującymi od paru lat, na różne sposoby, zmienić Kraków: osiedle, miejsce pracy. Ale jak się bliżej przyjrzeć, a zwłaszcza posłuchać - to się okaże, że (mówiąc górnolotnie, czego oni nienawidzą) - tu chodzi o lepszą Polskę.

Dlatego, choć nie lubią obecnej polityki (wielu z nich ona brzydzi) - założyli partię. W pół roku udało im się stworzyć ogólnopolskie struktury i zarejestrować listy wyborcze we wszystkich okręgach. Zdobyli w wyborach ponad pół miliona głosów (3,62 proc.), z czego w samej Małopolsce 43.602, dzięki czemu będą otrzymywać państwową dotację (3,4 mln zł rocznie). Chcą podbić serca Polaków - wierzą bowiem, że większość z nas myśli i czuje tak, jak oni. Co oznacza, że za cztery lata, może wcześniej, wygrają wybory. A wtedy…

Z punka i chóru

W styczniu 2015 r. kilkunastu działaczy lewicowych wezwało kolegów i koleżanki, by pójść razem do tegorocznych wyborów. Nie wyszło, więc postanowili powołać nową partię - Razem. W kontrze do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego nigdy nie uważali za lewicę. Leszek Miller to dla nich wolnorynkowiec, który wprowadził 19-proc. podatek liniowy dla przedsiębiorców i eksmisje na bruk.

Kilka dni po majowym kongresie Razem miało już 2,5 tys. zgłoszeń. Bez wzmianek w mediach. Do słynnej telewizyjnej debaty ośmiu partii, która odbyła się pięć dni przed wyborami i w której błysnął Adrian Zandberg (jeden z wielu liderów Razem), TVP poświęciła im… 8 sekund. Cała kampania kosztowała Razem 300 tys. zł. PO i PiS wydały po 30 mln zł, Nowoczesna - 4,5 mln, a Zjednoczona Lewica - 7 mln. Ta ostatnia nie przekroczyła progu - i od razu wskazała winnych: Razem.

Działacze SLD i ich zwolennicy od miesięcy próbują dorobić Razem gębę „kanapowej lewicy”, stworzonej przez „hipsterów z warszawskiego placu Zbawiciela”, czyli posługujących się iphonami i macbookami smarkaczy z bogatych domów. „Mając na ustach resztki latte poprzebierali się w koszulki z Marksem i próbują wyzwalać z kapitalistycznego ucisku biednych prekariuszy, o których życiu nie mają pojęcia” - komentował po wyborczej porażce ZL działacz Sojuszu.

- Absurd! - śmieje się 30-letni Robert Szokalski, jeden z krakowskich liderów Razem i założonej w zeszłym roku Spółdzielni Ogniwo, która jest małopolską kolebką partii.

Studiował historię, ale jej nie skończył, bo dostał dobrze płatną pracę w sektorze informatycznym. Od 16 roku życia pasjonuje się punk rockiem. Ta muzyka to jedna z głównych dróg wiodących do Razem. - Mieliśmy zdecydowanie najwięcej punkrockowców na listach wyborczych - uśmiecha się Robert.

Punk rock ma tradycyjne związki z anarchistami i szeroko pojętą lewicą, ale dla Roberta przez lata była to „tylko” muzyka.- Podstawowym problem dla ludzi o poglądach lewicowych, jak ja, było to, że w Polsce tak naprawdę nie było lewicy. To pole zagarnął postkomunista Leszek Miller, z drugiej strony lewica kojarzyła się z globalną zajawką kulturową w stylu „Che Guevara na koszulce”. Nie istniała natomiast w ogóle tradycja prawdziwej polskiej lewicy, czyli Polskiej Partii Socjalistycznej - tłumaczy Szokalski.

Mateusz Trzeciak, którego poznał w 2005 roku, latami przekonywał go, że trzeba wrócić do tych korzeni. Próbowali nawet ożywić krakowski oddział PPS-u. Bez efektu.

Obaj śpiewają w założonym w czerwcu 2012 roku Krakowskim Chórze Rewolucyjnym. Odszukują stare pieśni - o niedoli, o buncie, chwalące lepszy świat stworzony dzięki wspólnej pracy i walce. Wykonują je po polsku, włosku, angielsku i w jidysz, w planach mają utwory hiszpańskie, niemieckie, rosyjskie, ukraińskie, czeskie, francuskie… Próby są raz w tygodniu. Większość chórzystów wcześniej nie śpiewała. Ale „nie liczy się tembr głosu, a bojowy duch zaczerpnięty z pism Bakunina!” - Śpiewamy m.in. Czerwony Sztandar, hymn PPS-u - mówi Szokalski.

Jutro, w 97. rocznicę utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego przez lewicę niepodległościową pod wodzą Ignacego Daszyńskiego, muzycy chóru i działacze Razem pójdą tradycyjnie pod krakowski pomnik Czynu Rewolucyjnego - przy ul. Daszyńskiego.

Śpiewali też na na konferencji „Po kapitalizmie. Od egoizmu do wspólnoty”, na obchodach 1 Maja, manifach, Festiwalu Jacka Kuronia, hiszpańskiej manifestacji antymonarchistycznej… - W kalendarzu mamy obchody rewolucji 1905 roku w Łodzi. Ostatnio była to już liczna impreza - mówi Robert. Równolegle gra w zespole punkowym - Moralna Lewatywa, który „jest ważnym elementem lewicowego przekazu”. Śpiewają:

„ojcowie nasi bronili się sami
czy czekać mamy?”

Rok młodszy Mateusz Trzeciak, członek Rady Krajowej Razem, studiował filologię czeską na UJ, a od kilku lat pracuje jako specjalista ds. administracji w międzynarodowym centrum usług. Kandydował na radnego z komitetu Kraków przeciw Igrzyskom.

- Do lewicy trafiłem, jak Robert, z punk rocka. Mój dom był raczej liberalno-lewicujący, moja mama była hardcorową wyznawczynią Unii Demokratycznej. Istotne dla mnie jest i to, że mam dziadka z awansu społecznego, z Kasiny Wielkiej - opowiada Mateusz.
Szybciej niż Robert zrozumiał, że by coś zmienić, trzeba się angażować. Chodził na demonstracje w obronie zwierząt, antyrasistowskie, pierwszomajowe… Na poważnie wdepnął w politykę cztery lata temu: PPS, Zieloni, Krakowski Chór Rewolucyjny, Inicjatywa Prawo do Miasta, Kraków przeciw Igrzyskom...

Z ruchów miejskich

Z bardzo aktywnych ruchów miejskich wiodła kolejna droga do Razem. W akcji Kraków przeciw Igrzyskom doświadczenia zbierał Jakub Baran (nr 1 na krakowskiej liście). Podobnie Weronika Śmigielska (nr 2) spółdzielczyni i feministka, która działała wcześniej w Inicjatywie Prawo do Miasta, wspóltworzyła Forum Mieszkanek i Mieszkańców Krakowa. Jest też, jak Robert, współtwórczynią kolebki Razem - czyli Spółdzielni „Ogniwo” prowadzonej w oparciu o zasady ekonomii społecznej.

- Plan mieliśmy taki, by to była kawiarnia i księgarnia, a zarazem centrum społeczne, taki spółdzielczy dom kultury, miejsce spotkań, debat ruchów miejskich - wspomina Robert.

Zwiedzili ponad 20 lokali, ale w końcu wybrali ten, który oglądali jako pierwszy. W czasie II wojny była tu montownia granatów AK. Ostatnio pomieszczenia stały puste, ich stan był fatalny. W sierpniu 2014 r. zaczęli remont własnymi siłami. - Wielce pomocni byli nasi zaprzyjaźnieni anarchiści, którzy są robotnikami budowlanymi - podkreśla Szokalski.

Dzielili się pracą w sposób postępowy: dziewczyny też dźwigały cegły i worki z cementem. Wiosną 2015 ruszyły warsztaty, promocje książek, koncerty - i zebrania Razem. Zainwestowali w spółdzielnię własne pieniądze, które „zwrócą się może za sto lat”.

- Ale przynajmniej od paru miesięcy nie musimy dopłacać do bieżącej działalności. No i wynik Razem w Krakowie byłyby dużo gorszy, gdyby nie Ogniwo. Wielu kandydatów na naszych listach wyborczych to spółdzielcy - zauważa Robert.

Zarządzają spółdzielnią demokratycznie. Prawo wymaga wprawdzie powołania zarządu i rady, i one w Ogniwie są, ale podjęli wewnętrzną decyzję, że głos każdej osoby jest tak samo ważny. - Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika, że złe decyzje wynikały często z tego, iż podejmowała je jedna osoba przekonana o swej nieomylności. A nieomylnych nie ma. Firmy za to płaciły. U nas decyzje podejmujemy wspólnie - podkreśla Szokalski.

Identycznie działa Razem: partią na wszystkich poziomach kierują wieloosobowe zarządy. - Wierzymy, że da się robić organizację inaczej, niż wystawiając jeden ryj do telewizora - tłumaczy Mateusz. Irytuje go, że w polskiej polityce obowiązywała dotąd metoda: bierzemy kogoś, kto jest znany z tego, że jest znany, bo nosił teczkę za kimś jeszcze dłużej znanym, albo się pojawił w jakimś programie, bo ma dużo pieniędzy i on zostaje liderem.

Mówią zgodnie, że gdyby nie wcześniejsze inicjatywy miejskie, chór i spółdzielnia, nie byłoby tak dużej i aktywnej struktury Razem. - To jest buzujące środowisko, które wciąga coraz więcej ludzi. Ruch całkowicie oddolny. Przez parę lat udało się w Krakowie zbudować klimat do działania i zgromadzić duży kapitał społeczny, ogromną ilość zaufania, co nie jest w Polsce proste - podkreśla Mateusz.

- Jest taki rysunek Raczkowskiego: pan idzie przez park, widzi psią kupę, zbiera i wyrzuca do pojemnika. Zaczepia go przechodzień i pyta: pana pies to zrobił? On odpowiada: nie, ale to jest moje miasto. Dla nas wszystkich ważne jest, w jakiej przestrzeni, w jakich okolicznościach żyjemy wszyscy razem - tłumaczy Natalia Legoń (nr 17 na liście Razem). Jako jedyni sprzątają więc wyborcze plakaty.

Z piekła śmieciówek

Część z nich, jak Mateusz, działa w związku zawodowym Inicjatywa Pracownicza, który broni pracowników firm omijanych szerokim łukiem przez wielkie centrale związkowe. Protestował m.in. pod zakładem wykorzystującym myślenickie szwaczki.

30-letnia Natalia Legoń pochodzi z licznej rodziny. - Mama długo nie pracowała, więc jej emerytura będzie śmieszna - opowiada Natalia, która po studiach (bohemistyka) szybko musiała się usamodzielnić.

Próbowała wyżyć z tłumaczeń, ale w tej branży pracuje się bez umowy albo na jakichś absurdalnych warunkach. Znalazła inne zajęcie. - Osiem godzin dziennie, w roli pracownika etatowego, ale bez umowy o pracę - tłumaczy. Trwało to sześć długich lat.

- Moja lewicowość wzięła się z niezgody na takie traktowanie pracowników - tłumaczy. - Neoliberalny kult sukcesu, hasło, że każdy jest kowalem własnego losu, a jak jesteś za słaby, to odpadasz… Moje pokolenie doświadczyło na własnej skórze, że to się nie sprawdza. Śmieciówki są doświadczeniem pokoleniowym, normą. My dowodzimy, że normą nie są - dodaje.

Nie zgadzają się na to, że ktoś w odległej centrali zagranicznej korporacji „wie lepiej” i organizuje nam życie; że Polacy są anonimowymi trybikami w machinie koncernów („Byłam świadkiem zwalniania pracowników dwóch licznych działów bez żadnych rozmów, po prost mejlami”); że nie istnieje coś takiego, jak negocjacja warunków umowy o pracę - bierzesz, co dają, albo won; że niczego się ludziom nie wyjaśnia („po co tłumaczyć trybikom, one się mają bezszelestnie kręcić”); że liberałowie stworzyli antypracowniczy klimat, któremu ulegamy (koleżanka z pracy zajdzie w ciążę? Kombinatorka, będziemy musieli pracować za nią! L-4? To samo); że wiele firm to feudalne folwarki, w których jest pan - właściciel, prezes - i są niewolnicy. Trzecia - powszechna - droga do Razem wiodła zatem przez umowy śmieciowe.

Pierwsza rozmowa o utworzeniu partii odbyła się na Festiwalu Nowego Obywatela w Łodzi w październiku 2014. W gronie krakowsko-warszawsko-łódzkim. - Jak startowaliśmy z Razem w marcu, to założyliśmy, że jeśli do września będziemy w stanie dorzucić jakieś 200, 300 osób do wspólnej listy lewicy społecznej, to będzie niebywały wyczyn. To, co się stało teraz, przerosło nasze oczekiwania kilkaset razy - przyznaje Mateusz.

Z tradycji PPS-u

Kiedy Przemysław Wipler z partii KORWiN wygrzebał zdjęcie Adriana Zandberga w koszulce z Marksem, część prawicowców próbowała dorobić Razem gębę postkomunistów.
- Bzdura - kwituje Aleksandra Welchar, rocznik 1988. Pochodzi z Żor, z rodziny śląskiej o wielopokoleniowej tradycji. - To rodzina protestancka, co mnie uwrażliwiło na mniejszości, na innych. Gdyby nie to, zapewne inaczej bym patrzyła na świat - mówi. Do Krakowa przyjechała na studia… różne. Międzywydziałowe, socjologiczne. Zainteresowanie sprawami społecznymi zaszczepili jej dziadek i mama. Mama działała w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, opowiadała o strajkach, tragedii kopalń. - Była antykomunistyczna, więc za młodu lewica kojarzyła mi się źle: z tą straszną komuną - podkreśla Aleksandra.

Natalia Legoń: - Wspomnienie lat 80. to jest opowieść, którą nieustannie słyszeliśmy. O nędzy, symbolizowanej przez słynny ocet stojący solo na sklepowych półkach.

- My wszyscy tutaj jesteśmy prawnukami PPS-u, utożsamiamy się z polską lewicą demokratyczną - antytotalitarną, antykomunistyczną - podkreśla Robert. A Marks?

- Wielokrotnie podkreślał, że odrodzenie Polski jest koniecznym warunkiem odrodzenia narodów europejskich. No i on nikogo nie zabił - tłumaczy Szokalski. Dodaje, że mechanizm działania kapitalizmu w ujęciu Marksa to nie jest coś, czemu ktoś by zaprzeczał. - Nawet kapitaliści uznają, że napisał prawdę, tylko wnioski wyciągają inne - zauważa.

- To tragedia, że w podręczniku do historii nie pojawia się nazwisko Daszyńskiego albo pojawia się raz. Całe dzieje dochodzenia do niepodległości i międzywojnia opowiedziane są jako spór zwolenników Dmowskiego ze zwolennikami Piłsudskiego. To świadome wycinanie z głów i polskiej tożsamości wielkiej tradycji lewicowej. PPS była jednym z najważniejszych ugrupowań! - oburza się Mateusz.

- Daliśmy sobie wmówić, że patriotyzm jest prawicowy. A to bzdura. Radykalni demokraci i socjaliści walczyli o niepodległość Polski, gdy fabrykanci wraz z endecją, do której tak chętnie odwołuje się dziś prawica, prowadzili wiernopoddańczą politykę wobec caratu. Nie będzie mnie teraz pogrobowiec Dmowskiego rozliczał z patriotyzmu. To są kpiny! - dodaje.

- Nikt z nas nie będzie też płakał po Leszku Millerze. Co więcej, jeżeli w SLD dokona się taka zmiana pokoleniowa, że Dariusz Joński z Krzysztofem Gawkowskim zastąpią Leszka Millera, to to nie będzie żadna zmiana. To są gorsze kopie Millera, tak samo bezideowe, a dużo mniej inteligentne - mówi Robert.

- Przeczytałem w necie, że moralnym obowiązkiem każdej lewicowej osoby w Polsce jest dobicie SLD. Jestem za - dodaje Mateusz. Wie, że w sojuszu są wartościowi ludzie, ale jego zdaniem samej partii nie da się naprawić.

- Do takiej polityki, jaka była dotąd w Polsce, garnęli się ludzie, których jara sama polityka. Imponuje im bycie w tym środowisku. Władza dla władzy. Żadnej idei, społecznej treści w tym nie ma. Są teatralne spory, na wizji. A w korytarzu przybijają sobie piątkę. Bo tak samo myślą i to samo sobą reprezentują - uważa Aleksandra.

Tłumaczy, że dla Razem polityka jest oczywistym składnikiem demokracji: narzędziem do osiągnięcia ważnych społecznych celów. - Chcemy ją odczarować, bo na razie społeczeństwo źle ocenia politykę i polityków - dodaje.

Jakub Baran, który ostatnie kilka lat spędził na bezpłatnych stażach i umowach śmieciowych, wyjaśnia: - Od emigracji powstrzymuje mnie myśl, że państwo dobrobytu nie zbuduje się samo.

***
W programie Partii Razem na pierwszym miejscu jest „Państwo po stronie pracowników i pracownic”, a na drugim „Sprawiedliwe podatki dla wszystkich”. Partia chce m.in. podniesienia kwoty wolnej od podatku do „12-krotności minimum socjalnego” (dziś ponad 12 tys. zł) oraz wprowadzenia nowej skali podatkowej, „według której mniej zarabiający będą płacić niższe, a więcej zarabiający - wyższe podatki”. Najwyższa stawka podatkowa - „dla prezesów” - wynosiłaby 75 proc. od dochodów powyżej 500 tys. zł rocznie. Wszyscy obywatele prowadzący interesy w Polsce mieliby obowiązek płacić podatki w kraju, za unikanie opodatkowania groziłby przepadek mienia.

Godzinowa stawka minimalna miałaby wynieść 15 zł na etacie i 20 zł na śmieciówce.

Kolejne punkty programu to likwidacja obecnego podatku liniowego (19 proc.) dla przedsiębiorców i wprowadzenie podatku progresywnego, bo „wielkie międzynarodowe korporacje powinny płacić wyższe podatki niż małe, dopiero rozwijające się firmy”; dodatkowy podatek miałyby zapłacić „te korporacje, które - zamiast inwestować - przetrzymują nadwyżki na kontach”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski