Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Punkty graniczne zostały przekroczone

Rozmawiał Paweł Gzyl
Gaba Kulka z zespołem wystąpi 19.10 w krakowskim Teatrze Variete
Gaba Kulka z zespołem wystąpi 19.10 w krakowskim Teatrze Variete Fot. Magda Hueckel
Rozmowa z wokalistką Gabą Kulką, o jej nowym albumie „Kruche”, który opowiada o „naszej powszedniej Apokalipsie”. Artystka wystąpi w Krakowie.

- Początkowo zapowiadałaś, że „Kruche” miały być drugą częścią Twojej poprzedniej płyty - „The Escapist”. Tak się faktycznie stało?

- „Kruche” zaczęły się trochę jak bliźniaczy twór „The Escapist”. Była to jednak kwestia czasowa i techniczna, a nie estetyczna. Dlatego choć obie płyty rozpoczęłam nagrywać w tym samym momencie, potem one się rozdzieliły. „The Escapist” wydarzył się najpierw, a „Kruche” zaczęło wtedy nabierać zupełnie innych i swoich własnych barw.

- Oba albumy nagrałaś jednak z tym samym składem znakomitych muzyków. Jak zmienił się ich udział w powstaniu obu tych płyt?

- Był dosyć podobny, choć trudno to jakoś zmierzyć. Większość materiału została bowiem zaaranżowana wspólnie. Ja na ogół przynoszę dosyć kompletne pomysły na próby, ale ponieważ rozumiemy się coraz lepiej i mam do chłopaków coraz większe zaufanie, oni mają obecnie dosyć duży wpływ na ostateczne brzmienie piosenek. Po prostu kończą moje niedokończone myśli, bo wiem, że zostaną one zawsze pięknie podchwycone przez i uzupełnione wrażliwością zespołu.

- Sporo zagraliście koncertów przez ostatnie pięć lat. To dlatego muzyka na „Kruche” ma większą i wyraźniejszą energię?

- Jesteśmy przede wszystkim składem grającym na żywo. W studiu też czujemy się bardzo dobrze, ale cały „cymes” polega na występach przed publicznością. Tam szlifujemy brzmienie i konkretne piosenki. Stąd to wrażenie.

- O ile „The Escapist” odwoływał się do brzmień z lat 70. w stylu Eltona Johna, tak „Kruche” momentami przywołuje nowofalowe granie z lat 80. spod znaku XTC czy Republiki. To świadomy zwrot?

- To nie było zaplanowane. Ale owszem „Kruche” jest o wiele bardziej elektryczne i oparte na drivie gitary basowej. To mogło nas trochę przesunąć w stronę lat 80. To, że utwory takie jak „Still” czy „Brother” brzmią jak z tej epoki, nie jest jednak celową stylizacją. Mam jednak w sobie wielką miłość do muzyki z lat 70. i 80.

- W wokalnych interpretacjach ciągnie Cię nadal w stronę aktorskich czy kabaretowych interpretacji - choćby w „Alright, Amanda” czy „Miniature Life”. Skąd ta tendencja?

- Po prostu wybrałeś utwory, które są na trzy. (śmiech) Nie róbmy z tego teorii. Ale tak na serio: może faktycznie czasem ciągnie mnie w stronę nostalgii, która objawia się w lirycznej nucie. Nie nazwałabym tego jednak ani „aktorskimi”, ani „kabaretowymi” interpretacjami. Inspiracja do „Miniature Life” pochodzi od Toma Waitsa - i może rzeczywiście zagranie tej piosenki w jakimś kabarecie czy barze byłoby na miejscu. Z kolei w „Kruche” czy „Zimna dłoń” kojarzą mi się bardziej z ambitnym musicalem. Ta nuta towarzyszy mi jednak od wielu lat w różnych projektach, jest więc organicznie moja. Nie ma więc rozłamu na płycie między tymi galopującymi a bardziej wyciszonymi utworami.

- Mówisz o „Kruche”, że to częściowo „płyta apokaliptyczna”. Jaką to apokalipsę wieszczysz w swych nowych piosenkach?

- Naszą powszednią. Jeżeli włączysz radio czy telewizję i posłuchasz, co się dzieje z naszą planetą, trudno nie mieć takich myśli. Tu nie musi chodzić o wielki meteoryt, który w nas uderzy. Po prostu pewne graniczne punkty zostały przekroczone. Mówię tu zarówno o środowisku naturalnym, jak i międzyludzkich relacjach. Nie musiałam się więc jakoś programowo zmuszać do tego, aby stworzyć apokaliptyczny album. To samo chodzi mi po głowie. A to zawsze trafia do mojej muzyki.

- Koniec często bywa początkiem nowego. Nie masz takich nadziei?

- Śpiewam o tym w utworze „Zimna dłoń”. To próba spojrzenia na to, co się dzieje z szerszej perspektywy. Bo jeśli rzeczywiście kiedyś przyjdzie koniec naszej egzystencji na tej Ziemi, może nie zostawimy po sobie samych zniszczeń, dzięki czemu świat będzie dalej istniał. Mam tu też na myśli nasz prywatny koniec świata - czyli po prostu śmierć.

- Zostałaś niedawno mamą. Może to niepokój o przyszłość dziecka wywołuje u Ciebie takie mroczne wizje przyszłości?

- Niekoniecznie. Większość tych tekstów powstała zanim byłam w ciąży. Płyta była już w całości nagrana, kiedy na świat przyszła moja córeczka. Ten nastrój nie ma więc nic wspólnego z byciem rodzicem. Może to kwestia wieku albo rodzaju informacji, jakie odbieramy na co dzień?

- W ostatnich wywiadach, które udzielasz, dziennikarze chcą na Tobie wymusić konkretne deklaracje polityczne. Ty jednak tego unikasz. Dlaczego?

- Wydaje mi się, że nie unikam. Jeżeli ktoś posłucha takich piosenek, jak „Still” czy „Kruche”, znajdzie w nich moje opowiedzenie się po jednej stronie. Ja widzę siebie głęboko po tej stronie, która nie daje przyzwolenia na nienawiść, agresję, odczłowieczanie całych mas ludzi, naszych rodaków i nie tylko. Kiedy ktoś nie szanuje drugiego człowieka i demokratycznego sposobu podejmowania decyzji, w tym momencie się dla mnie dyskredytuje. To dla mnie nie do przyjęcia - i wyraźnie o tym śpiewam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski